Holendrzy chętnie podnoszą rzuconą im rękawicę

Wywiad z Markiem Orzechowskim, autorem książki „Holandia. Presja depresji”.
Marek Orzechowski-dziennikarz, publicysta i komentator, autor wielu publikacji w rozmowie z dlaLejdis opowiada o swojej nowej książce pt. „Holandia. Presja depresji”,...

przygotowaniach do podróży i o swoim punkcie na ziemi.

Joanna Ulanowicz: Czy ma Pan ukochane miejsce na ziemi, do którego zawsze lubi powracać? Dlaczego właśnie ono urzeka Pana szczególnie mocno?
Marek Orzechowski: - Kiedyś wydawało mi się, że mam takie miejsce, a był nim Paryż, kwintensencja stylu, miejsca i czasu. Podróżowałem jednak dużo, mój zawód związany jest z przemieszczaniem się, i stwierdziłem, że właściwie takiego miejsca nie mam. Po prostu dobrze czuję się tam gdzie akurat jestem. Podoba mi się północ Europy, jej surowość, a jednocześnie jakieś wewnętrzne uporządkowanie, ale dobrze czuje się też w południowym chaosie. Są kraje, o których my Europejczycy musimy mówić w innym wymiarze, tak bardzo do nas nie przystają, a które są także piękne i pociągające, które mają wszystko jak USA, nie mówiąc już o Afryce, naszej kolebce. Załóżmy jednak, że mam sporo czasu i że mogę dłużej zostać w miejscu, w którym chciałbym spędzić wolne chwile, wybrałbym Magreb, pogranicze Afryki i naszego świata. Już nie Europa, ale i jeszcze nie czarna Afryka. Prawdziwa magia miejsca, bez czasoprzestrzeni, bo ona tam się zupełnie nie liczy.

J.U.: Jest Pan typem samotnika czy człowieka, który lubi towarzystwo? Jak to wygląda w kwestii podróży: woli Pan samotne wojaże, a może w większym gronie?
M.O.: Lubię towarzystwo i bez obecności ludzi czułbym się jak wyrzucony na plażę wieloryb. Ale pani chodzi o podróże - nigdy się nad tym nie zastanawiałem, chociaż teraz gdy spoglądam wstecz widzę, że podróże dla relaksu i poznania odbywaliśmy wspólnie tylko z żoną, zaś moje liczne podróże służbowe nie były samotnymi wyprawami, bo to niemożliwe. Także podczas nich wiele widziałem i miałem czas na refleksję, ale nie wyobrażam sobie abym do Kenii czy Namibii, a nawet do Holandii prywatnie pojechał w towarzystwie większej grupy. Takie wyprawy są wymagające i nie każdy nadaje się na towarzysza podróży. Jedynym wyjątkiem byliby moi przyjaciele, ale oni nigdy nie mieli wolnego czasu wtedy, kiedy ja go miałem. Więc w świat wyruszaliśmy sami. No ale przecież dwie bliskie osoby to też już towarzystwo, i to dobre...

J.U.: Pomysły na kolejne podróże rodzą się w Pana głowie spontanicznie? Długo przygotowuje się Pan do wyjazdów, a może trwa to chwilę i w ogromnym pośpiechu?
M.O: Siłą rzeczy musimy planować nasze wyjazdy. Spontanicznie można wyjechać czy raczej wyskoczyć do Pragi, Londynu albo Paryża, nawet do Rzymu czy Aten, ale dłuższe i dalsze wyjazdy związane są z moim rozkładem zajęć i to nie jest takie proste. I wówczas oczywiście trzeba się do nich przygotować.

J.U.: Holandia to państwo, które opisuje Pan w swojej najnowszej książce pt. „Holandia. Presja depresji”. Co szczególnie mocno urzekło Pana w tym kraju?
M.O.: Wszystko. Ludzie i krajobraz, architektura i przyroda, przeszłość i terażniejszość, rozsądne i przemyślane poprawianie natury po to, aby stworzyć sobie jak najlepsze warunki życia. Polacy nie mają o tym zielonego pojęcia. Holendrzy znaleźli piękny sposób na życie w symbiozie z wodą, naszym życiowym matecznikiem, drogo ich to zresztą kosztowało. Według mnie nie ma drugiego takiego narodu, który wiedziałby tyle o wodzie co oni i potrafił żyć z nią w zgodzie, wykorzystując ją ale i jednocześnie bardzo ją respektując – a co za tym idzie i całą przyrodę. To stworzyło też podstawy ich charakteru, który gdzieś dalej w Europie na nizinach i bez wody może się wydawać osłchy i mało ciepły. Holandia jest jednocześnie supernowoczesna i bardzo prowincjonalna, modernistyczna i przywiązana do tradycji. To rzadkość w naszej, i nie tylko, szerokości geograficznej.

J.U.: Holandia jest krajem zdecydowanie wyróżniającym się spośród innych krajów Europy. Dlaczego panuje tam tak duża tolerancja? Co, Pana zdaniem, miało największy wpływ na obecny wygląd tego kraju? Historia, korzenie kulturalne, a może coś zupełnie innego?
M.O.: To prawda, że Holandia się wyróżnia spośród innych europejskich krajów – jest i Skandynawią i Niemcami, Anglią i Hiszpanią. I rzeczywiście panuje tam spora tolerancja, która oczywiście nie wzięła się z powietrza i nie pojawiła się w ciągu jednej nocy. Jest ona wynikiem po pierwsze wielkiej kooperacji, bez której naród ten przegrałby bitwę z wodą. Oczywiście Holendrzy mogliby tego wszystkiego nie robić, mogliby się pogodzić z wodą, albo wynieść gdzie indziej. Ale oni zostali i ułożyli sobie życie na mokradłach, na których brak współpracy oznaczał śmierć na własny sposób. Jest i inny aspekt. Holandia przeżyła, bodaj najsilniej w zachodniej Europie, reformację i jej skutki, Holendrzy zapłacili za wolność wyznania, innego niż katolicyzm, olbrzymią daninę krwi, Polacy tego nie doświadczyli. Co nie znaczy, że nie ulegli jak wszyscy na początku XX wieku narodowym czy obyczajowym rygorom. Holendrzy są pragmatyczni, są kupcami, lubią odnosić sukcesy i pomnażać zyski – i wszystko co temu przeszkadza, usuwane jest w cień. Wolni ludzie przynoszą narodowi większe korzyści niż ograniczeni skrępowaniami, zakazami, wtrącaniem się innych do nie swoich spraw i rygorami, zwłaszcza w duchowej czy moralnej sferze. I co, nie są spójnym społeczeństwem?

J.U.: Jakimi słowami określiłby Pan Holendrów? Jacy to ludzie, czym się charakteryzują? Powszechnie wiadomo, że są tolerancyjni, ale czy tylko to ich wyróżnia?
M.O.: Mają wiele interesujących cech o których nie będę mówił, natomiast odnaleźć je można na kartkach mojej książki. Tu powiem o jednej, o której mało się wie i niewiele mówi, zwłaszcza u nas, gdzie brakuje nam zdolności a może skłonności w tym kierunku – jest to społeczeństwo, które nie boi się konkurencji, tak w narodowych ramach jak i na zewnątrz kraju. Przeciwnie, wyczekuje jej, wręcz ją inicjuje i reaguje nowymi pomysłami, inicjatywami, Holendrzy chętnie podnoszą rzuconą im rękawicę i - nie zapominajmy, chętnie ją także innym rzucają. To naród, który odkrywał świat, handlował z dalekim światem, który żył i żyje z kontaktów ze światem. Holendrzy, to mały naród który się nie bał i nie boi wielkiego świata – a przecież wszystko wokół Holandii było i jest wielkie, no może z wyjątkiem jeszcze mniejszej, siostrzanej Belgii. Ale to już inna historia.

Joanna Ulanowicz
(joanna.ulanowicz@dlalejdis.pl)

„Holandia. Presja depresji” Marek Orzechowski




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat