Skrajnie różne temperamenty, odmienne podejście do życia i oczekiwania wobec rzeczywistości nowych rezydentów, czy taka wybuchowa mieszanka ma rację bytu?
Autorka zdecydowała się na bohaterów, którzy ostatnio rzadko goszczą na kartach książek, a jeżeli już się pojawiają, to raczej jako postaci drugoplanowe. Starzy ludzie wraz ze swoimi chorobami, śmiesznymi przyzwyczajeniami i szwankującą fizjologią, to w oczach wielu temat mało „chodliwy”. Deborah Moggach zdecydowała się nie tylko na taki temat, ale dodatkowo podkreśliła go poprzez osadzenie całej opowieści w domu starców, dla wielu bohaterów końcowego przystanku na drodze życia.
Bohaterowie „Hotelu Marigold” są rozmaici, próżno tu szukać słodkich staruszków hodujących koty i karmiących gołębie, głaszczących wnuczęta po główkach i dobrotliwie spoglądających na świat. Zamiast tego mamy do czynienia z Normanem, lubieżnym starcem decydującym się na wyjazd do Indii w nadziei na spotkanie z pięknymi Hinduskami, obeznanymi z Kamasutrą, hodująca ukochanego kota staruszka jest też potworną rasistką, a pozornie ciepła i pogodna Evelyn nijak nie potrafi nawiązać kontaktu z własnymi dziećmi.
Autorka zdecydowanie zrywa z obrazem starości jako czasem odpoczynku, łapania oddechu i pogodzenia się ze światem w otoczeniu kochającej rodziny. Obraz dojmującej samotności, to coś co wyziera z każdej strony, nawet jeżeli jest to samotność w domu pełnym ludzi.
Samotni i niechciani (przynajmniej we własnym odczuciu) staruszkowie decydują się na opuszczenie Wielkiej Brytanii i przenosiny do Indii, reklamowanej im jako raj, nie tylko pod względem pogody i pięknych miejsc, ale także nie przemijających wartości rodzinnych, gdzie ceni się starszych i słucha się ich z uwagą. Rzeczywistość, jak to w życiu, różni się znacznie od pięknych fotosów z folderu reklamowego, ale na kapryszenie jest już za późno i emeryci muszą dostosować się do nowych warunków.
Moggach nie oszczędza swoich czytelników i bohaterów, serwując nam bardzo realistyczne obrazy brudu i nędzy, jakich pełno jest na indyjskich ulicach. Dosłownie i miejscami wulgarnie pokazuje także codzienność schorowanych, starszych ludzi, nie wahając się sięgać po czysto fizjologiczne opisy.
„Hotel Marigold” wbrew swej radosnej i kolorowej okładce, jest lekturą dosyć ciężką, miejscami przygnębiającą. Zabawne scenki i kilka wątków miłosnych nie zawsze są w stanie zapewnić przeciwwagę dla niewesołej, gorzkiej tonacji całości.
Małgorzata Tomaszek
(malgorzata.tomaszek@dlalejdis.pl)
Deborah Moggach, “Hotel Marigold”, Rebis, Poznań 2016