„Idealne dziecko” – recenzja

Recenzja książki „Idealne dziecko”.
„To tylko dziewczynka. Nie ma się czego bać”. Jesteś tego pewna?

Dzieciom, chyba od zawsze, przypisuje się niewinność, naiwność, szczerość, brak złych zamiarów. Wszakże nie bez powodu w naszym języku pojawiło się mnóstwo frazeologizmów związanych z dziećmi. Mówimy, że ktoś jest „niewinny/naiwny jak dziecko” lub, że „cieszy się z czegoś jak dziecko”, kiedy jego radość jest spontaniczna lub niewymuszona. Gdy myślimy o dzieciach, przed naszymi oczami pojawiają się obrazy przedstawiające słodkie maluchy, które z rozwianymi włosami i buziami usmarowanymi czekoladą bawią się beztrosko na placach zabawach czy podwórkach.

Czasem, szczególnie w umysłach twórców i artystów, rodzi się pomysł, aby to słodkie i niewinne stworzenie uczynić siedliskiem zła. Mistrzem takich zabiegów jest chyba Stephen King, który w wielu swoich powieściach uczynił dzieci mordercami bez sumień (m.in. w „Cmentarzu zwieżąt” czy „Dzieciach kukurydzy”). Wielu z nas pamięta też klasyki horroru takie jak „Omen” czy „Egzorcysta”, gdy dzieci stają się uosobieniem samego szatana.

Z tematem dziecięcego bohatera, który okazuje się być chodzącym złem, postanowiła zmierzyć sią Lucinda Berry. Już sama okładka „Idealnego dziecka” przyprawia o dreszcze, a sama lektura… uwierzcie, jeszcze bardziej!

Christopher i Hannah Bauerowie są kochającym się małżeństwem. On jest cenionym ortopedą, ona pełną empatii pielęgniarką. Para od lat bezskutecznie stara się o dziecko, a jego brak jest rysą na szkle wspaniałego życia tej rodziny. Pewnego dnia na oddział Christophera trafia dziewczynka w bardzo złym stanie. Janie jest skrajnie wycieńczona, wychudzona, ma liczne siniaki, złamania i niezabliźnione rany na ciele. Nie ufa nikomu, nie umie spać, często ma napady na tle lękowym. Jedyną osobą, z którą mała nawiązuje nić porozumienia jest właśnie Christopher, dlatego też namawia on swoją żonę, aby adoptowali zmaltretowaną, biedną dziewczynkę. Oczywiście oboje zdają sobie sprawę, że nie będzie to łatwe zadanie, lecz mimo to postanawiają być dla małej kochającą rodziną, jakiej nigdy nie miała. Kiedy Janie trafia do ich domu okazuje się, że to dopiero początek koszmaru… Czy to możliwe, aby urocze, niewinne dziecko potrafiło doprowadzić dorosłą, zrównoważoną kobietę na skraj obłędu? Czy to możliwe, aby z premedytacją zadawało komuś ból? Aby z wyrachowaniem manipulowało uczuciami najbliższych? Oj, żebyście nie byli zdziwieni…

„Lubię, jak ludzi boli. A ty?”. „Tak, zrobiłam jej dużą krzywdę. […] Położyłam na niej [na kotce] poduszkę i na niej usiadłam. Naprawdę miauczała. Ale mnie nie podrapała, bo miałam poduszkę, więc nie mogła się do mnie dostać.” Podczas czytania powieści niejednokrotnie dostawałam gęsiej skórki. Zło przyobleczone w dziecięcą niewinność jest setki razy straszniejsze niż trupy leżące na ulicach czy psychopata ćwiartujący zwłoki swojej ofiary. Naprawdę.

„Idealne dziecko” to thriller, który nieustannie trzyma w napięciu i nie odpuszcza nawet na chwilę. Ujęła mnie kreacja bohaterów oraz zmiany, które zachodziły w ich psychice i zachowaniu pod wpływem Janie. Szczególnie jest to widoczne w postawie Hannah. Czytelnik widzi jak zrównoważona, spokojna i pełna empatii kobieta zamienia się w wychudzony kłębek nerwów, a następnie w doprowadzoną na skraj rozpaczy matkę, która trafia na oddział psychiatryczny. Widzi, jak rozpadają się relacje rodzinne. Jak wyobrażenie o skrzywdzonym dziecku ściera się z jego rzeczywistym obrazem.

Wielokrotnie sama zastanawiałam się, jakbym postąpiła w sytuacji Bauerów. Z jednej strony mamy dziecko z traumatyczną przeszłością, która cały czas daje o sobie znać. Wiadomo, że sześciolatka nie upora się z tym raz dwa. Z drugiej strony – czy trudnym dzieciństwem można wytłumaczyć każde bestialstwo? Bo jak inaczej nazwać zabicie swojego kotka? Jak nazwać znęcanie się nad koleżanką z przedszkola? Czy w imię dobra można przymykać oko na przejawy socjopatii? Seryjni zabójcy przecież też skądś się wzięli…

Jedynym rzeczą, która rozczarowała mnie w tej powieści było… zakończenie, które nijak się miało do świetnie skonstruowanej fabuły. Po powieści z taką klasą; napisaną na tak świetnym poziomie spodziewałam się zakończenia, które strzeli z mocą szampana Igristoje w Sylwestra, a tymczasem uleciało tylko kilka słabiusieńkich bąbelków. Gdyby autorka była moją koleżanką albo znajomą to zagoniłabym ją do kozy jak niesfornego uczniaka i kazała napisać zakończenie na nowo. Żeby było bardziej mroczne, z przytupem; aby dotknęło samego piekła i nie pozwoliło o sobie zapomnieć.

Mimo tego mankamentu uważam, że „Idealne dziecko” jest jednym z wyróżniających się tytułów na rynku thrillerów. Niebanalny, dopracowany, wchodzący w najmroczniejsze zakątki ludzkiej psychiki. Warto też dodać, że jest on debiutem autorki. Jeśli Lucinda Berry już na samym początku postawiła sobie poprzeczkę tak wysoko, to… z niecierpliwością czekam na jej kolejne książki.

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Lucinda Berry, „Idealne dziecko”, Filia, Poznań, 2020.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat