„Klątwa utopców” – recenzja

Recenzja książki „Klątwa utopców”.
Zazwyczaj wtedy, kiedy życie wydaje nam się cudownie proste i ułożone, dochodzi do punktu zwrotnego. Czasami ten punkt potrafi dosłownie wywrócić do góry nogami całe życie…

Dagmara to młoda dziewczyna, której wydaje się, że życie w końcu stanęło na wysokości zadania. Po porzuceniu tuż przed ołtarzem poznała Filipa, z którym po krótkiej znajomości zdecydowała się zaręczyć. Jako dwudziestosiedmiolatka czuje się świetnie w swoim świecie i swojej skórze – aż do chwili, kiedy jej plany na podróż przedślubną burzy dziadek. Starszy pan zwany Generałem po raz kolejny odstraszył swoją osobowością gosposię i Dagmara musi jechać mu pomóc. Nie to jest jednak najgorsze – na miejscu okazuje się, że Generał ma całkiem inne plany spędzenia tych dwóch tygodni, a plany te obejmują m.in. pobyt w starym, zrujnowanym szpitalu psychiatrycznym na Roztoczu…

Na wstępnie mojej recenzji muszę od razu zastrzec, że pewnie będę nieco stronnicza. Wszystko to wynika z miejsca osadzenia powieści, czyli pięknego, tajemniczego i mieszczącego wiele tajemnic i wierzeń Roztocza. To kraina mojej młodości, która nawet dziś, gdy potroiłam liczbę swoich lat, ma w sobie zaczarowane zakątki. Takie właśnie czarodziejskie Roztocze pokazuje też Iwona Banach, dodatkowo zawierając je w ramy niezwykle uroczego, gawędziarskiego stylu prowadzenia samej opowieści. Ten aspekt musiałam zawrzeć na samym początku, bo to on właśnie sprawił, że książkę tę zapamiętam z pewnością na długo.

Postacie książkowe są stworzone w sposób doskonały – każda z nich ma swoje zalety i wady, może nas bawić i irytować. I choć to Dagmara jest zdecydowanie postacią pierwszoplanową i wokół niej kręci się cała akcja, to każdy inny bohater odciska swoje piętno w bardzo wyraźny sposób, dodając całej powieści smaczku. Im dalej brniemy w świat przedstawiony, tym ciekawsi wydają nam się bohaterowie – i tym bardziej dostajemy po nosie, kiedy okazuje się, że nie każdy jest tym, za kogo my go bierzemy. Nieoczywistość tych postaci zapewnia jeszcze większą rozrywkę podczas lektury „Klątwy utopców”.

Coś, co niezwykle ujmuje i sprawiło, że domownicy patrzyli z pobłażaniem na mnie, gdy podczas czytania wybuchałam szczerym śmiechem, to niezwykła plastyczność języka autorki. Każdy bohater mówi po swojemu, kreując dodatkowo swój charakter i podkreślając swoją odmienność. Potyczki językowe i pomyłki wynikające z bariery językowej między ludźmi od wieków mieszkającymi w zapomnianych, roztoczańskich wsiach a obcokrajowcami czy miejską młodzieżą są wręcz niesamowite i dodatkowo podkreślają zabawny, pełen ironii i wyolbrzymień świat powieści Iwony Banach.

Takie książki jak „Klątwa utopców” udowadniają, że polska literatura obyczajowa ma się świetnie. I choć chciałabym zobaczyć tę książkę przetłumaczoną na obce języki i udostępnioną odbiorcom z innych krajów, to jednak współczuje temu, kto podejmie się wyzwania tłumaczenia wszystkich smaczków językowych, jakie polskiemu czytelnikowi zaserwowała autorka. Zdecydowanie polecam tę książkę wszystkim tym, którzy lubią się szczerze śmiać.

Paulina Grzybowska
(paulina.grzybowska@dlalejdis.pl)

Iwona Banach, „Klątwa utopców”, Warszawa, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2015




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat