„Kobieta w czerni. Rączka” - recenzja

Recenzja książki „Kobieta w czerni. Rączka”.
(Nie)klasyczne opowieści grozy o duchach wydane w czerni, wcale nie tak klasycznej, jak wydawać by się mogło.

Lubię horrory, a pewne motywy z tego gatunku nigdy mi się nie nudzą. Widzę ich powtarzalność, ale wiele zależy od konkretnego autora i ujęcia, jaki będzie końcowy efekt. Książka przyciągnęła mój wzrok mrocznym i estetycznym wydaniem, nie ukrywam. Wydało mi się tak proste, że aż wołające: „weź mnie”.

Oto dwie historie Susan Hill, jednej z bardzo cenionych pisarek brytyjskich.

Arthur Kipp, bohater „Kobiety w czerni”, jest obiecującym adwokatem w londyńskiej kancelarii, który zostaje wysłany do Crythin Gifford – zapadłej mieściny na wietrznych trzęsawiskach, aby wziąć udział w pogrzebie klientki, a także załatwić jej sprawy spadkowe. Nic nie wie o sekretach, które kryją się za okiennicami jej domu. Biznesowa podróż przybiera nieoczekiwany obrót, gdy adwokata zaczynają prześladować seryjnie powtarzające się dźwięki i obrazy.

Antykwariusz Adam Snow, bohater „Rączki”, wraca późnym wieczorem od klienta. Gdy szuka drogi na skróty, gubi się i natrafia na zapuszczony, wiekowy Biały Dom. Nagle czuje, jak w jego dłoń wślizguje mała ręka, a wkrótce zaczynają go nawiedzać dramatyczne sny, ataki paniki, a także coraz częstsze wizyty rączki, coraz groźniejsze i coraz bardziej złowrogie…

Wzrok przykuwa wydanie, to pewne. Czarna okładka z obwolutą z grafiką przypominającą szkic, a do tego fioletowy napis prezentuje się elegancko. Nie rzuca się w oczy zbyt nachalnie, ale to, co trzeba, jest widoczne. Proste, przejrzyste, klasyczne – jak dobra opowieść o duchach. Podoba mi się to w czasach krzykliwych, często filmowych, lśniących okładek.

Zestawienie akurat takich dwóch historii również wydaje się trafione. Zarówno pod względem treści, jak i objętości. Nie są powieleniem jedna drugiej, a ilościowo nie ma ani niedosytu, ani przesytu. Obie łączy za  to umiejętne posługiwanie się słowem i budowanie napięcia, wrażenia samotności przez autorkę.

„Kobieta w czerni” przypomina film o tym samym tytule, jednak mimo to nie nudzi. Dobrze napisana, wciąga i przyprawia o dreszczyk. Bohater wyciąga końcowo pewne wnioski, lecz historia nie kończy się jednoznacznie.

Klimat grozy, starego, upiornego domu łączy obie historie, bo i „Rączka” to zawiera. Interesująca, tajemnicza i na pewno nie banalna. Dotyka problematyki winy, kary w sposób ciekawy.

Całość prezentuje się bardzo dobrze. Od wydania po każde słowo tekstu jawi się jako dość wyrafinowana. Szczerze polecam miłośnikom horroru, który przyprawia o dreszcz, budzi niepokój i buduje klimat w sposób subtelny i nie ma nic wspólnego z krwawymi masakrami pełnymi akcji. Tytuł jest klasyczny w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie jest to obcesowe, znudzone stwierdzenie: „klaaaasyka”, a kawał dobrej klasyki (niestety coraz rzadziej obecnie spotykanej).

Kinga Żukowska
(kinga.zukowska@dlalejdis.pl)

Susan Hill, „Kobieta w czerni. Rączka”, Zysk i S-ka, 2021.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat