„Małe kobietki” - recenzja

Recenzja książki „Małe kobietki”.
Wrażenia estetyczne związane z tą książką przerosły moje oczekiwania. Mole książkowe lubują się nie tylko w czytaniu, ale i dotykaniu, oglądaniu, a nawet wąchaniu książek. Obcowanie z tą pozycją wydawniczą to była uczta dla zmysłów. Faktura okładki, wysokiej klasy papier oraz subtelne szkice wyniosły czytanie na wyższy poziom.

Ta książka przypomina mi swoją strukturą baśń. Każdy rozdział jest jakby odrębną przypowiastką z morałem. Akcja powieści rozgrywa się w czasie wojny secesyjnej w Stanach Zjednoczonych. Jej bohaterkami są cztery siostry: Meg, Jo, Beth i Amy. Każda inna, inaczej postrzegająca świat i radząca sobie z przeciwnościami losu. Louisa May Alcott nie nakreśliła jednak płaskich, prostych postaci. Siostry nie są czarno-białe, a reprezentują szerszy wachlarz charakterów i zachowań. Tym zabiegiem autorka sprawiła, że jedne czytelnik polubi bardziej, inne mniej.

Życie sióstr nie rozpieszcza – mieszkają w ubogim domu z matką, a ich ojciec zaciągnął się do wojska jako kapelan. To jednak nie przeszkadza im cieszyć się życiem i w każdej chwili znaleźć coś dobrego. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że te młode dziewczyny po prostu potrafią celebrować życie. Pozytywnym podejściem zaraża je matka, która emanuje dobrocią, ciepłem i empatią. Choć znajdziemy tu typowy patriarchalny układ rodzinny, jak przystało oczywiście na tamte czasy, pani March pokazuje, że bez względu na wszystko i wszystkich można myśleć inaczej. Odważnie przekazuje córkom poglądy zgoła odmienne od stereotypów wówczas rządzących. Świadome życie, podejmowanie decyzji czy postawy moralne w zgodzie ze sobą, a nie z opinią innych to jak na matkę czterech, małych kobietek w XIX wieku mocno postępowe podejście. To oraz entuzjazm, jaki bije od bohaterek, zdecydowanie przyda się czytelnikom.

Na co dzień przebiegamy przez życie, czasem tylko zwalniając, a tu widzimy radość z tak banalnych rzeczy czy chwil. Do tego wszystko okraszone językiem bardziej wysublimowanym, nieco archaicznym sprawia, że chociaż na czas trwania powieści zatrzymamy się, a przy okazji pochylimy nad sobą. Wiemy, że życie nie składa się z samych dobrych chwil. „Małe kobietki” też o tym wiedzą, a jednak potrafią czerpać z niego, co najlepsze. Korzystając z okazji proponuję to także nam. Spróbujmy wycisnąć, co najlepsze z każdej sytuacji. Róbmy sobie małe przyjemności, starajmy się znaleźć codziennie (tak, dobrze czytasz – codziennie) coś dobrego w naszym życiu, naszych bliskich i nas samych. Ta powieść swoją prostotą przypomina, jak być wdzięcznym za wszystko. Natomiast to zjawiskowe wydanie w niczym nie przypomina zwyczajnej książki. Nowy sznyt dobrze znanej klasyki sprawił, że zyskujemy perełkę na półce. Przy niej cudownie jest celebrować chwile spędzone na czytaniu. Zwolnij, żeby pogłaskać wyjątkową okładkę. Pochyl się z nieco większym skupieniem nad szczegółowymi ilustracjami. Zatrzymaj się przed swoją domową biblioteczką, żeby jeszcze raz na nią zerknąć i zdejmij ją czasem, nawet po przeczytaniu, choćby dla samego potrzymania jej w rękach. I ciesz się każdą chwilą z nią spędzoną.

Justyna Godyla
(justyna.godyla@dlalejdis.pl)

Louisa May Alcott, „Małe kobietki”, Wydawnictwo MG, 2022




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat