„Miasteczko Pomroka” - recenzja

Recenzja książki „Miasteczko Pomroka”.
„Gdzie diabeł mówi dobranoc”

Są tacy, którzy wybierają małe senne miasteczka, aby się oderwać od czegoś, przed czymś uciec albo zapomnieć. Ci są zawsze tymi innymi, wrogami; tymi, którzy raczej nie zagrzeją tutaj miejsca. Są tacy, którzy w takim miasteczku się urodzili i tutaj umrą, mimo że nie ma tu szansy ani na pracę, ani na w miarę normalne życie. Ot, taki los. Są i tacy, którzy muszą się zmierzyć z takimi miasteczkami, np. dlatego, że dochodzi tu do przestępstwa. I wtedy robi się co najmniej dziwnie: miejscowi milczą, napływowi milczą, a jedyną osobą, która chce współpracować, jest ksiądz na plebanii. Taka to urocza Pomroka.

To właśnie do Pomroki zostaną skierowani trójmiejscy policjanci, którzy muszą się zmierzyć z zaginięciem nastolatki. Tylko pozornie prosta sprawa wkrótce zamieni się w kolejną sprawę o dość podobnym przebiegu. Policyjne śledztwo nabierze tempa.

Do sprawy zostaje oddelegowana Kira Mazur, która musiała się zająć czymś innym niż kontynuowanie kariery w amerykańskich marines. Jej partnerem zostaje starszy od niej i wiekiem, i doświadczeniem policyjnym Fabian Krakowiak. Tworzą dość egzotyczny „zespół folklorystyczny”, często się uzupełniając, ale i działając sobie nawzajem na nerwy. Co ciekawe, każde z nich ma swoje tajemnice, o których nie opowiada. Zwłaszcza w pracy.

A co z tym sennym miasteczkiem? Przy bliższym poznaniu okazuje się, że miasteczko jest całkiem ciekawe. I padła tu kiedyś szóstka w Lotto, kiedyś, ale nie wiadomo, kto ją wygrał, bo się nie przyznał i nawet do remontu kościoła nie dołożył, nie wspominając o jakiejś wódce dla wszystkich. Mieszkają tu również jakieś szychy z sąsiedniego miasta, w którym jest liceum. Dla nich to liceum to miejsce pracy. Czasem miasteczko ma swojego lokalnego bohatera, którego bohaterstwo polega na skończeniu wspomnianego liceum a następnie na uzyskaniu dyplomu uczelni w Trójmieście. O, to wtedy można robić za prawdziwego światowca, nawet jeśli jest to tylko posada nauczyciela w szkole. Dopiero bliższe przyjrzenie się tej społeczności pokazuje, że prowadzą oni jedno życie oficjalne, dla innych czy pod publikę, i drugie, w którym dzieje się sporo, ale o nim może wiedzieć np. tylko ksiądz. Do takich lokalnych standardów idealnie pasuje Mazur, Krakowiak i młoda Zioło, tworzący niezwykle oryginalny i wyjątkowo skuteczny tercet śledczych.

Sporo tu odwołań do tak zwanej pop kultury, sporo myśli, które są wstawione w ten przygnębiający krajobraz a mimo to wywołują uśmiech na twarzy. Aż się w pewnym momencie za to skarciłam, że jak to, tu poważne sprawy, kryminał a nawet thriller, a ja tu sobie chichoczę pod nosem. Ale właśnie taka jest ta książka: nieoczywista jak bohaterowie, których w niej poznajemy i bardzo zróżnicowana jak cała Pomroka.

Czytać? Obowiązkowo jeśli kocha się historie z dreszczykiem, ale i wtedy, gdy zna się takie senne miasteczka z dala od wszystkiego. Może one wcale nie są takie senne i spokojne, może więcej w nich złowrogiego bagna, które wciągnie każdego, jeśli tylko wdepnie się na ruchomą kępę zieleni?

Agnieszka Pogorzelska
(agnieszka.pogorzelska@dlalejdis.pl)

Krzysztof P. Łabenda, „Miasteczko Pomroka”, Wydawnictwo Psychoskok, 2021




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat