Mons Kallentoft: Drzemie we mnie niespokojny duch





Iwona Kusiak: Powiedziałeś w wywiadzie dla zbrodniawbibliotece.pl, że tworzysz literaturę wysokiej jakości. Skąd ta pewność?
Mons Kallentoft:
Ja tego nie powiedziałem, jakiś szwedzki krytyk tak powiedział.

IK: Więc jak myślisz, dlaczego tak powiedział?
MK:
Prawdopodobnie chodzi o język, styl. Sam nigdy bym czegoś takiego nie powiedział.

IK: A jak ci się wydaje, z jakiego powodu ludzie czytają twoje książki?
MK:
Z jednej strony są ekscytującymi powieściami, pełnymi suspensu. Z drugiej - jest w nich dusza. Takie jest moje zdanie.

IK: Dlaczego od jakiegoś czasu kryminały i książki przygodowe stały się towarem eksportowym krajów Skandynawii?
MK:
Z wielu powodów. Jednym z nich jest to, że mamy długoletnią tradycję, bardzo dobrych pisarzy. Również nasze społeczeństwo ukazuje się jako modelowe i dlatego można pisać o życiu współczesnym w oparciu o te relacje. Jest jednak pewne tarcie, bo Szwecja z modelowego społeczeństwa, przekształciła się w niezbyt modelowe. W innych krajach wyglądało to na odwrót, one dopiero dążą do ideału. Lepsze powieści pisze się o upadku, a nie o wzroście. Czyli ma to odzwierciedlenie w postaciach, jak i bohaterach, którzy są w nich opisani. Wielu czytelników stara się identyfikować z postaciami i światem, który opisują.

IK: Czemu akurat kryminały?
MK:
Zawsze w moich książkach były pewne elementy kryminalne, nawet jeśli nie były to kryminały sensu stricte. Moje pierwsze trzy książki były bardzo dobrze przyjęte, dostały parę nagród, ale nikt nie chciał ich czytać. Inaczej jest z powieściami kryminalnymi. Sporo pracowałem jako dziennikarz i copywriter, jednak interesowało mnie zjawisko powieści kryminalnych. Chciałem żyć z tego, utrzymywać się. Więc powiedziałem sobie, że zacznę pisać, ponieważ tylko autor powieści kryminalnych jest w stanie utrzymać swoją rodzinę i wieść godne życie. Zastanawiałem się czy mogę coś zrobić z moim ukochanym gatunkiem, nadać mu własny charakter. Pierwsze książki skoncentrowały się wokół konsumpcjonizmu, produktu z żywych osób. Chciałem pokazać działanie pewnych mechanizmów społecznych, rynkowych. Pomyślałem sobie, że pisząc powieści kryminalne stanę się częścią rynku i promocji, tego typu zjawisk. Dlatego nie opisuję, ale staram się jakoś na to wpłynąć.

IK: Czy to naprawdę się udaje, piszesz, podróżujesz i na dodatek utrzymujesz się z tego?
MK
: Mój plan polegał na tym, że skupiam się wyłącznie na pisarstwie, a przy tym wiodę spokojne życie, bez finansowych trosk. Cztery lata później, po sprzedaży 1,5 mln egzemplarzy, ironia losu polega na tym, że teraz spędzam więcej czasu na pokładzie samolotu niż w domu…

IK: Czy te przeżycia, podróże mają jakieś przełożenie na książki?
MK
: Stanowi to bardzo dużą inspirację, tym większą, im więcej ludzi poznaję. Tak naprawdę to spotykanie nowych ludzi jest pokarmem dla mojej duszy.

IK: Nie kusi cię, by akcję jednej z powieści umieścić poza granicami kraju?
MK:
Zwykle zimą jeżdżę do krajów azjatyckich, gdzie jest dobra pogoda. Ciekawie byłoby umieścić morderstwo na wyspie Ko Lanta [Tajlandia, przyp. red.]. Jest to wspólnota szwedzka, ale nie do końca, jak getto. Można doświadczyć tu wielu krańcowych emocji.

IK: Autorzy których kryminałów są dla ciebie wzorem, inspiracją?
MK:
Na moją twórczość wpłynęli przede wszystkim autorzy amerykańscy: James Ellroy i Walter Mosley. Również opowiadania Dennisa Henryego oraz Cornaca McCartneya, który pisał powieści przepełnione przemocą, ale nie pozbawione piękna. To właśnie uwielbiam we wszystkich dziedzinach sztuki, że można natknąć się na piękno i przemoc, które istnieją w harmonii.

IK: Jak mieszkańcy Linköping zareagowali na tak krwawe wydarzenia, których tłem jest ich miasto?
MK:
Mieli raczej mieszane uczucia. Niektórzy narzekali, bo nie oszukujmy się, nie jest to ciekawostka nadająca się do biuletynu informacyjnego. Jednak większości się podobało, nawet pomimo faktu, że w rzeczywistości miało tu miejsce cztery, pięć brutalnych morderstw, które nie zostały rozwikłane. Niewątpliwie wpłynęło to na życie mieszkańców miasta. Co ciekawe, najbardziej do szału doprowadzają ludzi moje drobne uchybienia. Dostaję maile, kiedy pomylę nazwę ulicy lub gdy budynek nie jest takiego koloru, jaki jest w rzeczywistości.

IK: Czy morderstwa, o których wspomniałeś, są podobne do tych, które opisujesz?
MK:
Nie są bardzo podobne, aczkolwiek można się w nich doszukać pewnej analogii. Miału tu miejsce zabójstwa młodych dziewczyn, ale znacznie różniły się. Nie chcę zbliżyć się do rzeczywistości, ponieważ za tymi faktami kryją się prawdziwi ludzie. Nie można opisywać w książkach ich życiowych tragedii.

IK: Co byś powiedział, gdyby któryś z zabójców z tego miasteczka przeczytał tę książkę?
MK:
Mogło się tak zdarzyć. Mam nadzieję, że sumienie zaczęłoby go gryźć i że się przyznałby się do swojej zbrodni. Zostają krewni ofiar i być może ich cierpienie byłoby mniejsze, gdyby wiedzieli, kto jest sprawcą.

IK: Na jakim etapie pracy jesteś teraz? Jesteś w trakcie pisania czy na razie odpoczywasz?
MK
: Aktualnie piszę piątą część opowieści o Malin Fors.

IK: Jeśli jesteśmy już przy bohaterach. Często jest tak, że autor zawiera cząstkę siebie w którejś z postaci. Kto jest najbliższy tobie?
MK:
Myślę, że sama Malin. Jestem bardzo uparty, nie poddaję się łatwo, jeśli czegoś bardzo chcę. Uwielbiam także się napić, ale nie tyle, co ona. Oprócz tego jest pełna sprzeczności i sam także, potrafię być dla siebie straszny. Drzemie we mnie niespokojny duch, nie ma takiego momentu, żebym czuł pełne zadowolenie. Ale patrząc z drugiej strony nie jestem tak odważny jak ona (śmiech) i to nas zasadniczo różni. Właściwie każda z postaci ma jakąś moją cechę. Albo taką, jaką chciałbym mieć.

IK: W takim razie dlaczego bohaterka jest kobietą?
MK:
Typowa postać powieści kryminalnych to zazwyczaj mężczyzna po pięćdziesiątce. Chciałem odebrać im trochę przywilejów i obdarzyć nimi tę młodą kobietę. Jest to tym bardziej interesujące, że pomimo podobnych problemów życiowych, ona posiada wciąż możliwość zmiany. Ma jeszcze duży wpływ na swoje życie.

IK: Jest podobna do stereotypowej Szwedki?
MK:
Nie, raczej nie (śmiech). Szwedki są raczej zainteresowane sprawami finansowymi, chciałyby zarabiać dużo pieniędzy. Interesują się zazwyczaj blichtrem dnia codziennego. Moim zdaniem Malin to raczej odwrotność Szwedki.

IK: W jaki sposób wyobrażasz sobie życie po śmierci? Twoje bohaterki unoszą się nad ziemią…
MK:
Jeśli ma się dzieci, to myśl, że nie ma życia po śmierci, jest nie do zniesienia. Wiedząc to chciałem stawić czoła moim lękom i starać się stworzyć obraz życia po życiu. Oczywiście nie wiem jak to wygląda, jak pachnie, brzmi. Więc to, co można przeczytać w moich książkach, pozbawione jest logiki. Opiera się jedynie na istnieniu emocji. Przyglądałem się skandynawskim powieściom kryminalnym i zastanawiałem się, czego im brakuje. Są to bardzo realistyczne powieści, gdzie autorzy opisują ze szczegółami życie codziennie. Chciałem w to włączyć trochę magii, zetknąć świat rzeczywisty z tym, który nie do końca taki jest. Tego typu zestawienie wydawało mi się sensowne. Jest to z jednej strony eksperyment literacki, z drugiej mój sposób na stawieniu czoła moim lękom.

IK: Skąd pomysł pisania książek?
MK:
Gdy miałem trzynaście – czternaście lat interesowałem się tylko sportem. Jednak uległem wypadkowi podczas nurkowania. Musiałem przejść operację i pozostać jakiś czas w szpitalu. A było to jeszcze przed epoką komputera, a tym bardziej Internetu. Przyjaciel przyniósł mi dwie książki - Kafkę i Hemingwaya. Nie miałem nic innego do roboty, więc zacząłem czytać. Otworzył się przede mną nowy świat. Zacząłem podejrzewać, że jest to coś, co mógłbym robić w życiu.

IK: Często młodzieńcze marzenia nie mają nic wspólnego z dorosłością… Jak to się stało, że zacząłeś myśleć o tym poważnie?
MK:
Wspominałem, że jak Malin Fors, jestem uparty. Przez piętnaście lat wytrwale pisałem, a wydawcy przesyłali listy odmowne. Nie chciałem do końca życia pracować w reklamie. Pisarstwo odrywało mnie od rzeczy, które miały na mnie zły wpływ. Dopiero po dłuższym czasie udało mi się dojść do wniosku, jaka literatura najbardziej mnie interesuje i w jaki sposób powinienem to robić.

IK: Jest to pierwsza Twoja wizyta w Polsce. Jak ci się podoba i jak to ma się do twoich wyobrażeń dotyczących naszego kraju?
MK:
Przyleciałem wczoraj i bardzo mi się tutaj podoba. O Polsce wiedziałem, że jest to kraj, który szybko się modernizuje. Na mapie nasze kraje są dość blisko, a tak mało o sobie wiemy. Chciałem zobaczyć jak tu jest naprawdę, ponieważ mam przyjaciół, którzy pracują w Polsce. Podoba mi się Wrocław, najbardziej stare miasto. W Szwecji nie ma zbyt wielu zabytków, wszystko sami zburzyliśmy, dlatego u nas takie miejsca nie są specjalnie urokliwe.

IK: Więc życzę miłego dalszego zwiedzania Wrocławia. Dziękuję za rozmowę.
MK
: Dziękuję.

Iwona Kusiak
(iwona.kusiak@dlalejdis.pl)

Fot. Rebis



Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat