„Niewidzialny strażnik” - recenzja

Recenzja książki „Niewidzialny strażnik”.
Wydawnictwo Czarna Owca, po raz pierwszy w swojej historii, wydało powieść łączącą w sobie kryminał z elementami fantastyki i mitologii baskijskiej zarazem. Jak wypadł ten niecodzienny mariaż?

Historia zaczyna się od znalezienia zwłok nastolatki w małej mieścinie Elizando - brutalnie zamordowaną dziewczynę ktoś dziwacznie upozował, potęgując tym niepokój miejscowej policji. Śledztwo zostaje powierzone detektyw Amaii Salazar, która przy jego okazji musi powrócić do rodzinnego miasteczka, gdzie przeżyła ciężkie chwile w swoim niewesołym dzieciństwie. Mroczne lasy ujawniają kolejne ciała i staje się jasne, że przeciwnikiem jest seryjny morderca, który nie przestanie mordować, dopóki nie zostanie złapany. Amaia musi się zmierzyć nie tylko z przebiegłym psychopatą, ale także z mrocznymi tajemnicami swojej rodziny, które sprawiają, że w pewnym momencie śledztwo schodzi na drugi plan. Dodatkowo, okazuje się, że gęste lasy skrywają obecność kogoś jeszcze, istoty, o której istnieniu mówili miejscowi już od dawna, ale tylko w formie starych podań.

Największym problemem „Niewidzialnego strażnika” jest warsztat, jakim dysponuje autorka. Od strony technicznej książka prezentuje się wręcz niechlujnie: pełno jest w niej powtórzeń, bywa, że kolejne akapity wykluczają się wzajemnie - coś jest eleganckie, by za chwilę być groteskowe. Sam styl bywa nieznośnie pretensjonalny i egzaltowany: „(…) trząsł się w konwulsjach, wydawał urywane dźwięki prosto z żołądka i przeszywająco szlochał”. Całość sprawia wrażenie, jakby zabrakło troskliwej opieki redaktora, który pousuwałby zbędne ozdobniki i powstrzymał rozbuchany styl Redondo. Nie lepiej jest z drewnianymi dialogami, a także długimi monologami bohaterów, stanowiącymi praktycznie wykłady na temat historii czy medycyny, w których suchy wywód goni inny suchy wywód.

Sama historia opowiedziana jest w miarę sprawnie, jeżeli przymknie się oczy na styl, ale niewiele wnosi nowego do historii kryminałów. Do połowy książki jedynymi elementami baskijskimi były wtrącane gdzieniegdzie słówka w języku Basków. Ciekawy pomysł nasycenia całej powieści elementami regionalnych wierzeń nie wynagradza czytelnikowi niespójności opowiadanej historii, czy też braku pełnowymiarowych bohaterów. Ciekawie zbudowana jest główna bohaterka: silna i dominująca w życiu zawodowym, skrywająca zarazem pod maską profesjonalistki ogrom cierpienia, ciągle powracając do koszmarów dzieciństwa. Niestety inni bohaterowie, to płaskie i jednowymiarowe postacie, sprawiające wrażenie statystów.

Elementy fantastyczne pojawiają się z większą częstotliwością pod koniec i niestety osłabiają finał, sprawiając wrażenie dokooptowanych na siłę. Prowadzone śledztwo nie jest w połowie tak interesujące, jak powrót do przeszłości głównej bohaterki i tą historią, moim zdaniem,  powinna zająć się autorka na poważnie. Przejmująca opowieść o niekochanym dziecku, głęboko skrzywdzonym przez najbliższą jej osobę, byłaby świetnym punktem wyjścia do mocnej powieści obyczajowej. A tak czytelnik został z książką, w której kilka wątków nijak nie łączy się w spójną całość, a finał rozczarowuje.

Małgorzata Tomaszek
(malgorzata.tomaszek@dlalejdis.pl)

Dolores Redondo, „Niewidzialny strażnik”, Warszawa, Wydawnictwo Czarna Owca, 2013




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat