Katarzyna Jabłońska: „Słońce w lwie" to piąta już część cyklu o trzech przyjaciółkach: Malwinie, Sylwii i Wiktorii. Czy zaczynając pisać spodziewałaś się, że uda Ci się aż tak rozwinąć tę historię?
Wioletta Milewska: Skądże! Zaczynając pisać nie spodziewałam się, że w ogóle skończę książkę! Tymczasem tekstu „Znaków życia” starczyło na dwa tomy. Do tego, żebym potem pisała dalej, przekonały mnie czytelniczki, które nie zgodziły się z takim zakończeniem. Wtedy powstał zamysł, żeby burzę emocji najpierw uspokoić, choć nie wiedziałam, czy zdołam tego dokonać. „Przez ucho igielne” jest wobec tego bardziej stonowane emocjonalnie – może czasem wręcz nudne – jednak ta część miała zharmonizować odczucia, których w „Znakach” mamy całą gamę.
K.J.: W pierwszych tomach bohaterki serii zmagają się z trudną sytuacją rodzinną i brakiem akceptacji ze strony partnera. Co stoi za Twoim zainteresowaniem tą tematyką?
W.M.: Poczucie izolacji, odosobnienia, to częsty temat sesji. Ponieważ ludzie zgłaszają się z takimi problemami, postanowiłam o tym napisać. Paradoksalnie – podczas gdy wydaje nam się, że poczucie samotności w związku dotyczy bieżącej relacji partnerskiej, to wrażenie takie ma swoje źródło gdzie indziej i jest zakorzenione znacznie głębiej. Choć spotkałam się z negacją sięgania do przeszłości bohaterów, to był to istotny element wyjaśniający ich obecne problemy.
K.J.: Patrząc na pierwsze dwa tomy „Znaków życia" i na późniejsze tytuły można zauważyć, że ta historia mocno ewoluowała. To już nie są tylko książki o kobietach i ich walce o godziwe życie, ale na ich kartach zapoznajesz czytelnika z różnymi, wymagającymi otwartego umysłu teoriami. Czy od początku miałaś w planach wzbogacić historię o ten wątek?
W.M.: Początek serii to pewien skutek. W kolejnych jej częściach doszukujemy się przyczyn. Może brzmi to enigmatycznie dla kogoś, kto jeszcze nie czytał mazurskiej serii, ale mam nadzieję, że po jej lekturze jest to jasne.
K.J.: Czy poglądy, z którymi nas zaznajamiasz na kartach swoich książek, są Twoimi własnymi? Co wpłynęło na to, że tak zaczęłaś postrzegać świat?
W.M.: Czy te poglądy są moje? Jest wśród nich wiele takich, z którymi spotkałam się na przestrzeni życia, ale są to przekonania dotyczące wielu z nas. Kiedy zaś kontaktujemy się z częściami naszej istoty, z którymi myśleliśmy, że nie mamy kontaktu, otrzymujemy informacje nie tylko na temat własnych nieuświadomionych „poglądów” wpływających na nasze wybory, ale i przekonań, które kierują postępowaniem innych ludzi. Ponadto, kiedy działamy z poziomu serca – czyli mamy czyste intencje – łączymy się z tą częścią nas samych, z którą kontakt straciliśmy na rzecz różnych wierzeń, poglądów, przekonań. Kiedy odrzucamy blokujące nas przekonanie, otrzymujemy dość niecodzienne informacje.
K.J.: Gdybyś miała wskazać książki, które ukształtowały Twój obecny światopogląd, jakie by to były tytuły?
W.M.: „Ania z Zielonego Wzgórza”. Czemu właśnie ta? Bo taka odpowiedź mi „przyszła” jako pierwsza po przeczytaniu tego pytania. Jest to książka, która pomogła mi rozwijać wyobraźnię, a jest to coś więcej, niż nam się mówi. Wyobraźnią posługujemy się po to, aby przewidzieć skutki naszych wyborów, prawda? O kimś, kto nie „zobaczył”, jakie konsekwencje może mieć dane postępowanie, mówimy, że jest pozbawiony wyobraźni. Ale tak naprawdę na nasz światopogląd wpływa mnóstwo czynników. Nie tylko książki, ale i filmy, i ludzie z naszego otoczenia, a nawet żarty, z których się śmiejemy, a kiedy je dokładniej przeanalizujemy, okazuje się, że są nie tylko nieśmieszne, ale może poniżające. I te wzorce w nas wrastają.
K.J.: Czy przewidujesz kontynuację tej historii? A może trzymasz dla nas w zanadrzu coś nowego?
W.M.: Po „Słońcu w Lwie” będzie jeszcze jedna część, którą chciałabym podsumować mazurską serię.
K.J.: Jak się czujesz teraz, po wydaniu pięciu książek? Czy uważasz się już za pełnoprawną pisarkę?
W.M.: Choć jesteśmy uczeni skromności, to warto doceniać siebie za to, że czegoś dokonaliśmy, a nawet że podjęliśmy się zadania bez względu na efekt. Gdybym miała odpowiedzieć na Twoje pytanie skierowane bezpośrednio do mnie, natychmiast bym zaprzeczyła: „A jaka tam pisarka?!”. Pewnie nawet wzięłabym te słowa za własne, ale z doświadczenia już wiem, że tak brzmią kody podświadomości – bo właśnie z takimi pracujemy na sesjach – i jeden z nich właśnie odczytałam. Kiedy odsunę się nieco i spojrzę na to z dystansu, to widzę tu nie tylko uwłaczanie mi, ale i osobę, i okoliczności, w jakich to powiedziano. Spójrzmy na to inaczej. Czy ktoś, kto zbudował pięć solidnych domów, może uważać się za murarza? Moim zdaniem: tak.
K.J.: Serdecznie dziękuję Ci za rozmowę i życzę wielu wspaniałych sukcesów.
W.M.: Ja również! Dziękuję za poświęcony czas i zaangażowanie, życzę pomyślności w każdej dziedzinie życia. Pozdrawiam!
Rozmawiała
Katarzyna Jabłońska
(katarzyna.jablonska@dlalejdis.pl)
Fot. Materiały wydawnicze