Od „Znaków życia” po „Słońce w lwie”, czyli rozmowa z Wiolettą Milewską

Wywiad z autorką Wiolettą Milewską.
Wioletta Milewska debiutowała dwoma tomami „Znaków życia” w 2017 roku. Od tego czasu na rynku wydawniczym ukazały się kolejne tytuły serii: „Przez ucho igielne”, i „Mazurka”. Premiera kolejnego tomu, „Słońce w lwie”, miała miejsce 30 maja bieżącego roku.

Katarzyna Jabłońska: „Słońce w lwie" to piąta już część cyklu o trzech przyjaciółkach: Malwinie, Sylwii i Wiktorii. Czy zaczynając pisać spodziewałaś się, że uda Ci się aż tak rozwinąć tę historię?

Wioletta Milewska: Skądże! Zaczynając pisać nie spodziewałam się, że w ogóle skończę książkę! Tymczasem tekstu „Znaków życia” starczyło na dwa tomy. Do tego, żebym potem pisała dalej, przekonały mnie czytelniczki, które nie zgodziły się z takim zakończeniem. Wtedy powstał zamysł, żeby burzę emocji najpierw uspokoić, choć nie wiedziałam, czy zdołam tego dokonać. „Przez ucho igielne” jest wobec tego bardziej stonowane emocjonalnie – może czasem wręcz nudne – jednak ta część miała zharmonizować odczucia, których w „Znakach” mamy całą gamę.

K.J.: W pierwszych tomach bohaterki serii zmagają się z trudną sytuacją rodzinną i brakiem akceptacji ze strony partnera. Co stoi za Twoim zainteresowaniem tą tematyką?

W.M.: Poczucie izolacji, odosobnienia, to częsty temat sesji. Ponieważ ludzie zgłaszają się z takimi problemami, postanowiłam o tym napisać. Paradoksalnie – podczas gdy wydaje nam się, że poczucie samotności w związku dotyczy bieżącej relacji partnerskiej, to wrażenie takie ma swoje źródło gdzie indziej i jest zakorzenione znacznie głębiej. Choć spotkałam się z negacją sięgania do przeszłości bohaterów, to był to istotny element wyjaśniający ich obecne problemy.

K.J.: Patrząc na pierwsze dwa tomy „Znaków życia" i na późniejsze tytuły można zauważyć, że ta historia mocno ewoluowała. To już nie są tylko książki o kobietach i ich walce o godziwe życie, ale na ich kartach zapoznajesz czytelnika z różnymi, wymagającymi otwartego umysłu teoriami. Czy od początku miałaś w planach wzbogacić historię o ten wątek?

W.M.: Początek serii to pewien skutek. W kolejnych jej częściach doszukujemy się przyczyn. Może brzmi to enigmatycznie dla kogoś, kto jeszcze nie czytał mazurskiej serii, ale mam nadzieję, że po jej lekturze jest to jasne.

K.J.: Czy poglądy, z którymi nas zaznajamiasz na kartach swoich książek, są Twoimi własnymi? Co wpłynęło na to, że tak zaczęłaś postrzegać świat?

W.M.: Czy te poglądy są moje? Jest wśród nich wiele takich, z którymi spotkałam się na przestrzeni życia, ale są to przekonania dotyczące wielu z nas. Kiedy zaś kontaktujemy się z częściami naszej istoty, z którymi myśleliśmy, że nie mamy kontaktu, otrzymujemy informacje nie tylko na temat własnych nieuświadomionych „poglądów” wpływających na nasze wybory, ale i przekonań, które kierują postępowaniem innych ludzi. Ponadto, kiedy działamy z poziomu serca – czyli mamy czyste intencje – łączymy się z tą częścią nas samych, z którą kontakt straciliśmy na rzecz różnych wierzeń, poglądów, przekonań. Kiedy odrzucamy blokujące nas przekonanie, otrzymujemy dość niecodzienne informacje.

K.J.: Gdybyś miała wskazać książki, które ukształtowały Twój obecny światopogląd, jakie by to były tytuły?

W.M.: „Ania z Zielonego Wzgórza”. Czemu właśnie ta? Bo taka odpowiedź mi „przyszła” jako pierwsza po przeczytaniu tego pytania. Jest to książka, która pomogła mi rozwijać wyobraźnię, a jest to coś więcej, niż nam się mówi. Wyobraźnią posługujemy się po to, aby przewidzieć skutki naszych wyborów, prawda? O kimś, kto nie „zobaczył”, jakie konsekwencje może mieć dane postępowanie, mówimy, że jest pozbawiony wyobraźni. Ale tak naprawdę na nasz światopogląd wpływa mnóstwo czynników. Nie tylko książki, ale i filmy, i ludzie z naszego otoczenia, a nawet żarty, z których się śmiejemy, a kiedy je dokładniej przeanalizujemy, okazuje się, że są nie tylko nieśmieszne, ale może poniżające. I te wzorce w nas wrastają.

K.J.: Czy przewidujesz kontynuację tej historii? A może trzymasz dla nas w zanadrzu coś nowego?

W.M.: Po „Słońcu w Lwie” będzie jeszcze jedna część, którą chciałabym podsumować mazurską serię.

K.J.: Jak się czujesz teraz, po wydaniu pięciu książek? Czy uważasz się już za pełnoprawną pisarkę?

W.M.: Choć jesteśmy uczeni skromności, to warto doceniać siebie za to, że czegoś dokonaliśmy, a nawet że podjęliśmy się zadania bez względu na efekt. Gdybym miała odpowiedzieć na Twoje pytanie skierowane bezpośrednio do mnie, natychmiast bym zaprzeczyła: „A jaka tam pisarka?!”. Pewnie nawet wzięłabym te słowa za własne, ale z doświadczenia już wiem, że tak brzmią kody podświadomości – bo właśnie z takimi pracujemy na sesjach – i jeden z nich właśnie odczytałam. Kiedy odsunę się nieco i spojrzę na to z dystansu, to widzę tu nie tylko uwłaczanie mi, ale i osobę, i okoliczności, w jakich to powiedziano. Spójrzmy na to inaczej. Czy ktoś, kto zbudował pięć solidnych domów, może uważać się za murarza? Moim zdaniem: tak.

K.J.: Serdecznie dziękuję Ci za rozmowę i życzę wielu wspaniałych sukcesów.

W.M.: Ja również! Dziękuję za poświęcony czas i zaangażowanie, życzę pomyślności w każdej dziedzinie życia. Pozdrawiam!

Rozmawiała
Katarzyna Jabłońska
(katarzyna.jablonska@dlalejdis.pl)

Fot. Materiały wydawnicze




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat