„Poświąteczne morderstwo” – recenzja

Recenzja książki „Poświąteczne morderstwo”.
Święta, święta i po świętach.

Książka Ruperta Latimera to czwarta i zarazem ostatnia recenzowana przez mnie powieść świąteczna tego niespecjalnie obfitego, zróżnicowanego gatunkowo, czy w ogóle zapadającego w pamięci na dłużej sezonu. Jeśli miałabym stworzyć ranking, przyznałabym jej zaszczytne drugie miejsce. Czego zabrakło do pokonania „#Instaświąt” i wskoczenia na najwyższe podium?

Okrutnie bogaty wujek Willy (właściwie sir Willoughby Keene-Cotton) przyjeżdża do pasierbicy Rhody Redpath na święta. Mimo iż mówimy o czasach drugiej wojny światowej (konkretna data nigdzie nie pada, ale mowa jest o nalotach, reglamentacji i ewakuacji ludności miejskiej na wieś), jedzenia jest pod dostatkiem i niemalże cała okolica zjeżdża się, aby spotkać się ze znamienitym gościem. Okazja jest nieco nietypowa, w dzisiejszych realiach raczej niespotykana - rodzina Redpathów organizuje bowiem wspólne ubieranie choinki w drugi dzień świąt (w Stanach Zjednoczonych jest to raczej dzień jej rozbierania), nie mniej humory i apetyt (prawie) wszystkim dopisują. Sielanka kończy się, kiedy na zaśnieżonym trawniku zostają znalezione wciąż ubrane w strój Mikołaja zwłoki wujka Willy’ego i pada podejrzenie, że został otruty. Jak? Przez kogo? Dlaczego i dlaczego właśnie w święta? Na te pytania próbuje odpowiedzieć nadinspektor Culley.

Tak, jak często narzekam, że zarys i oprawa nie do końca współgrają z treścią, tak tutaj dostajemy dokładnie to, czego możemy się spodziewać. Miał być świąteczny, staroświecki (z pewnością pierwsza pozycja, w której natknęłam się na słowo „gracko”) kryminał z wąskim gronem podejrzanych (domowników) i to właśnie dostajemy. Być może moja ocena byłaby wyższa, gdyby z miejsca nie nasuwały mi się skojarzenia z minimalnie inaczej zatytułowanym „Świątecznym morderstwem”, które jednak bardziej trafiło do mnie ze względu na znacznie lżejszą, zabawniejszą formę i ciekawsze postaci Być może czarne poczucie humoru już nieco mniej do mnie przemawia, a tutaj już od pierwszych stron mamy członków rodziny Willy’ego żartujących na temat jego ukatrupienia, podczas gdy jego winą zdaje się być jedynie coraz słabsza pamięć, koordynacja ruchowa (czego innego oczekiwać po osiemdziesięciolatku?!) i niechęć do zejścia z tego łez padołu.

Poza tym „Poświąteczne morderstwo” to już teoretycznie trzeci, a praktycznie drugi kryminał tego sezonu. Sam fakt obracania się ponownie w podobnej tematyce i epoce na pewno dołożył swoją cegiełkę do narastającego znużenia i pragnienia odmiany, czy chociaż czegoś wykraczającego poza utarte schematy. Tym, co odróżnia tą pozycję jest jednak rok wydania, ponieważ tym razem mówimy o książce napisanej nie współcześnie, a w czasach, o jakich opowiada. Wojna jest co prawda tylko tłem „Murder after Christmas”, pada nawet pewna głupia uwaga o Polsce, ale jest to element, który z pewnością dodaje tej coraz dziwniejszej i pokręconej historii odrobiny realizmu.

Podsumowując, „Poświąteczne morderstwo” to typowy „przytulny” kryminał z bożonarodzeniową aurą, z którym można zaszyć się w jeden zimowy wieczór. Mam nadzieję, że nowy rok 2024 wreszcie przyniesie większą różnorodność w literaturze świątecznej. Jeśli scenarzyści filmowi są w stanie wreszcie wychodzić poza ramy romansu, kierować więcej uwagi w stronę rodziny, przyjaźni albo chociaż okraszać to większą dawką komedii, to tym bardziej powinni to być w stanie robić pisarze i pisarki, zarówno rodzimi, jak i zagraniczni.

Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)

Rupert Latimer, „Poświąteczne morderstwo”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań, 2023r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat