„Prawo i pięść [Toast]” – recenzja

Recenzja książki „Prawo i pięść [Toast]”.
Polski eastern?

Józef Hen to pisarz, reportażysta, scenarzysta, reżyser, a także dramaturg, do którego utworów – może dwa razy w ciągu życia – sięgnęłam w czasie studiów. Nie będę ukrywała, że nic z nich nie pamiętam, a to świadczy o raczej niskim stopniu zachwytu bądź zainteresowania z mojej strony. Niemniej jednak, gdy zdarzyła się okazja przeczytania czegoś spod pióra tego autora, postanowiłam skorzystać z okazji. Bo czemu nie?

Książka „Prawo i pięść” obchodzi w tym roku swoje 60-te urodziny, być może dlatego wydawnictwo MG postanowiło ją odświeżyć i przypomnieć szerszej rzesze czytelników. Akcja tej krótkiej historii dzieje się latem 1945. Główny bohater – Henryk Koenig – wyzwoleniec wraca do domu, którego już nie ma. Chciałby dalej żyć, podjąć jakąś pracę; najlepiej w lesie, o czym zresztą wspomina pełnomocnikowi rządu. Uważa, że praca tam pozwoli mu zapomnieć; że bycie w lesie pozwoli mu na ucieczkę od ludzi. Koenig, nie załatwiwszy niczego, wychodzi z biura pełnomocnika, jednak zostanie zaczepiony przez Cześka, również byłego więźnia obozu w Oświęcimiu. Ten proponuje mu, aby dołączył do grupy, która ma zabezpieczać mienie uzdrowiska. Henryk zgadza się.

Oczywiście okazuje się, że grupa zabezpieczająca teren, to zwykli szabrownicy, którzy z miasta – niby kurortu – chcą wywieźć sprzęt medyczny i wiele innych dóbr, na co główny bohater nie może się zgodzić. Tu zaczyna się akcja, śmiganie kul opisanych niemalże jak w „Reducie Ordona”, wojna jednostki z całą grupą złodziei i patałachów, która sprawia, że trup ściele się gęsto, a krew leje strumieniami. Być może z tego powodu ta historia nazwana jest polskim westernem – tyle tylko, że powojenne polskie realia dość różnią się od amerykańskich, a i Henryk Koenig jest nieco inni niż westernowi bohaterowie – trochę dziki, trochę myśliciel, ale – jak dla mnie – niezbyt pasujący do roli, którą miał odegrać.

Oczywiście „Prawo i pięść” nie jest książką, w której mamy tylko zachwycać się akcją; autor chciał nam pokazać coś dużo ważniejszego, głębszego. „Prawo i pięść” to przede wszystkim obraz powojennej polski. Hen pokazuje, co działo się z ludźmi, którzy przeżyli obozy koncentracyjne. Ci ludzie – tak bardzo skrzywdzeni, tak bardzo biedni, odarci z honoru i godności – po wyjściu robią… to samo, co ich oprawcy. Zabijają, kradną, biją. Wszakże czym jest kradzież chleba? Jeden trup mniej czy więcej w życiu? Co za różnica? Oczywiście główny bohater chce być uczciwy dla zasady, dla siebie, jednak też często czuje się zniechęcony; ma wrażenie, że zło tak wszystko zdominowało, że nie ma co walczyć o ten promień dobra.

Książka jest całkiem porywająca; napisana tak, że połyka się ją w jeden wieczór. Nie brakuje tu akcji, wielu dylematów, które na bieżąco i  my, czytelnicy, musimy rozwiązywać. Mam jednak wrażenie, że nie wszystko jest ze sobą do końca zgrane; tak jakby autor nie wiedział do końca, co ma napisać. Kryminał? Sensację? Powiastkę filozoficzną? Melodramat? Miejscami miałam wrażenie, że w tej historii coś zgrzyta, jak w nienaoliwionym łańcuchu. Uważam jednak, że przeczytanie tej książki to będzie dla wielu z was doskonała lekcja historii oraz człowieczeństwa. Polecam.

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Józef Hen, „Prawo i pięść [Toast]”, MG, Warszawa, 2022.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat