Samo życie w Kostaryce

Recenzja książki „Przystanek Kostaryka”.
Ludzie to największa wartość książki.

„Pura vida” w języku hiszpańskim oznacza czyste życie, samo życie. Muszę przyznać, że taka właśnie jest książka Grażyny Obrąpalskiej (nazwisko musi być sporym problemem dla obcokrajowców) „Przystanek Kostaryka” – opowiada o tym, jak wygląda świat widziany oczami kogoś, kto w Kostaryce postanowił budować swoje życie. „Pura Vida” jest,dodatkowo zwrotem, który może zastąpić wszystkie inne odpowiedzi na pytania o samopoczucie, pogodę itp. Wtedy może zmienić swoje znaczenie i mówić nie tylko o tym, że jest jak jest, ale… że jest dobrze! A tego, w moim odczuciu, było w książce za mało…

Bohaterami książkiPrzystanek Kostaryka” (bardzo podoba mi się tytuł) są Grażyna i Jacek Obrąpalscy, polskie małżeństwo przemierzające świat w poszukiwaniu miejsca doskonałego. Wychowywali się w Polsce, mieszkali w Nowym Jorku, trzy lata spędzili na Kostaryce, dziś przebywają w Północnej Karolinie.

O Kostaryce, co nietypowe dla reportaży podróżniczych, autorka pisze z punktu widzenia tubylców, „bez złudzeń”. Państwo, do którego trafili nie może być więc idealne. Niełatwo wybudować dom, niełatwo go sprzedać. Żyć w nim – to przygoda ekstremalna. Nic nie jest dobrze postawione, notorycznie wszystko się psuje, wali, rozchodzi, wylewa. Brzmi straszne? Będzie gorzej… Ulewy i huragany, wchodzące do domu węże i skorpiony, zmieniające się prawo, koszmarna praca policji, podatki i gigantyczne ceny (czasem dwa razy wyższe niż w Nowym Jorku), kiepska służba zdrowia (choć w mojej opinii – nie gorsza niż w Polsce), niedobre truskawki, problemy u weterynarzy… Mogłabym tak jeszcze przez pięć minut!

Coś dobrego? Pies - Shakira, która została moją ulubioną bohaterką. Ogród i widok z tarasu - zachwycające. Przyjaciele na których można było liczyć (choć czasem też „po kostarykańsku”). O swojej książce autorka powiedziała: „To jest książka o podróży, która stała się książką o przyjaźni.” Ludzie to największa wartość książki.

W tle, tuż obok Kostaryki, pojawiają się także Nikaragua i Panama. Autorka świetnie radzi sobie z polityczno-społecznym opisem tych państw. Brakuje mi jednak spojrzenia typowego turysty na nowopoznane miejsca. Czytając książkę, która gdzieś w tytule lub między kartkami ma słowo „podróż”, zawsze liczę na coś co mnie zafascynuje, coś co sprawi, że w noc po skończeniu lektury będę śnić o przebywaniu w tym miejscu. Dziś nie będę. Kostaryka oczami jej mieszkańca jest jak… Polska oczami Polaka, który jest tak obiektywny, że zapomina o tym, że ma się czym zachwycać.

Krytykuję, ponieważ nie będę miała pięknych snów. Nie zmienia to jednak faktu, że książka zawiera masę praktycznych informacji o tym jak w Kostaryce przetrwać (a przyda się to każdemu, zwłaszcza osobom, które planują w tym kraju przebywać więcej niż miesiąc) i… jako wielbicielka książek o podróżach, mam ogromny problem z tym, aby z tą książka się rozstać. Prawdopodobnie znajdzie się dla niej miejsce na moim zatłoczonym regale. Więc może nie jest taka zła?

Na okładce „Przystanku Kostaryka” możemy przeczytać, że to pierwsza książka z serii relacji ludzi, którzy starają się żyć jak tubylcy. Dla mnie brzmi to fantastycznie! Jedyne czego potrzebuję do pełnej satysfakcji, to odpowiedniej dawki tego co złe i dobre  w danym miejscu, oczywiście z naciskiem na to co wzbudza pozytywne emocje.

Milena Kwasek
(milena.kwasek@kobieta20.pl)

Grażyna Obrąpalska, „Przystanek Kostaryka”, Janka, Pruszków 2013




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat