„Seryjni mordercy. Suma wszystkich lęków” – recenzja

Recenzja książki „Seryjni mordercy. Suma wszystkich lęków”.
Nieopanowana potrzeba zabijania, najmroczniejsze umysły, zbrodnie, które przerażają. Seryjni mordercy – temat, który nie przemija.

To zastanawiające, jak bardzo to co najgorsze, tak fascynuje. Filmy, seriale, książki oparte na prawdziwych historiach seryjnych morderców nie tracą na popularności, przyciągając kolejnych odbiorców. Tematem tym zainteresowała się także Urszula Szczęch w swojej książce „Seryjni mordercy. Suma wszystkich lęków”.

Książka nie jest zbyt obszerna, liczy zaledwie 130 stron. To oczywiście jeszcze o niczym nie świadczy. Urszula Szczęch mogła wziąć na warsztat jednego lub dwóch seryjnych morderców, analizując ich przypadki. Mogła też do tematyki seryjnych morderstw podejść bardziej przekrojowo, badając najczęściej powtarzające się schematy zachowań, zaburzeń. Jednak w książce „Seryjni mordercy suma wszystkich lęków” zadziało się coś zupełnie innego.

Książka rozpoczyna się (pomijając przemowę) od dość ogólnych rozważań autorki na temat natury seryjnych morderców. Na pierwszy plan wybija się jedno przemyślenie Urszuli Szczęch, do którego później już nie powraca (pytanie więc dlaczego to właśnie tym pytaniem otwiera swoją książkę?) – „Czym różni się lekarz dokonujący aborcji od zabójcy, który morduje swoją ofiarę, ćwiartuje jej ciało, a następnie wyrzuca do śmieci?”. Bardzo ryzykowne, być może odważne pytanie, które niestety (także w kontekście ciągu dalszego lektury) zadziałało mocno na niekorzyść mojego odbioru tej książki.

Gdyby dziś, po lekturze książki Urszuli Szczęch, ktoś zapytał mnie o czym ona była, nie potrafiłabym chyba udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Najpierw zwróciło moją uwagę podkreślanie wątków religijnych, wiary sprawców. Jeden z (niestety tylko) dwóch przytoczonych wywiadów z mordercami wyraźnie odnosi się do nawrócenia (albo szukania wytchnienia w wierze). To także nie jest zarzut, o ile tylko autorka poszłaby dalej tym tropem, skupiła się na tym aspekcie. Wątek ten jednak dość szybko się urywa.

Później doszłam do wniosku, że książka ta bardziej przypomina wydaną pracę magisterską. Dużo w niej definicji, krążenia wokół rozważań teoretycznych, odwołań (często dość odbiegających od głównego tematu). Lektura przypominała trochę krążenie wokół ciemnego dołu, do którego jednak autorka nie odważyła się skoczyć.

Na końcu, co przyznaję, mocno mnie zaskoczyło, Urszula Szczęch, omawiając aspekty psychiczne, (zaburzenia) seryjnych morderców opisuje zalecenia i udziela rad (!), w jaki sposób np. opiekunowie powinni postępować z dziećmi, u których istnieje podejrzenie podobnych zaburzeń.

Czy to poradnik? Rozważania autorki? Rozprawa naukowa? Domyślam się, że książka zajęła autorce sporo czasu (źródła internetowe datowane są głównie na lata 2011-2012, część z nich niestety jest już niedostępna). Pewnie przez tak długi czas zmieniała swój profil, charakter, była wielokrotnie redagowana. Niestety, finalnie w mojej ocenie nie wyszło to tej pozycji na dobre.

Seryjni mordercy. Suma wszystkich lęków”, mimo chwytliwego tytułu, dobrze zaplanowanej okładki i intrygującego blurba, nie jest książką, po którą sięgnęłabym po raz kolejny. Nie wiedziałabym, czego w niej szukać. Jest tam wszystko, a zarazem nie znajduję tam niczego.

Agata Podgajska
(agata.podgajska@dlalejdis.pl)

Urszula Szczęch, „Seryjni mordercy – suma wszystkich lęków”, Wydawnictwo Psychoskok, Konin, 2018 r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat