„Siedem dalekich rejsów” ‒ recenzja

Recenzja książki „Siedem dalekich rejsów".
Darłowo, rok 1949. Ewa i Nowak poznają się na dworcu nadmorskiej miejscowości. Idąc do miasta, rozmawiają, wzbudzając w sobie wzajemne zainteresowanie. Ona pierwszy raz odwiedza Darłowo, on zna je bardzo dobrze.

Do tego portowego miasteczka sprowadza ich to samo – zamiar odnalezienia zaginionego tryptyku Eryka Pomorskiego. Akcja powieści trwa 3 dni. To niedługi okres, w którym jednak wiele może się wydarzyć… W książce dominują dwa główne wątki. Jednym jest wątek miłosny Ewy i Nowaka. Towarzyszymy im od początku ich znajomości, nie tylko poprzez dialogi, ale także przez to, co myślą.

W tym kontekście ważne wydają się czasy, w jakich toczy się akcja – Leopold Tyrmand trafnie oddał ich atmosferę. Podrywanie, randki, relacje damsko-męskie wyglądały zupełnie inaczej. To zdecydowanie także jeszcze nie czas, kiedy jesteśmy z kimś w ciągłym kontakcie za pomocą telefonu czy mediów społecznościowych. Jest to udręką zwłaszcza dla Nowaka, który mocno zabiega o względy atrakcyjnej kobiety. Zastanawia się, gdzie przebywa, co robi, ma wyrzuty, kiedy nie uprzedzi go o tym, że nie pojawi się na umówionym spotkaniu. Ich romans rozwija się stopniowo, na kolejnych kartkach tej niedługiej, 190-stronnicowej powieści.

Drugi wątek skupiony jest bardziej wokół wydarzeń polityczno-historyczno-społecznych, wpływających bezpośrednio na życie bohaterów. To czasy powojenne, pełne niepewności, wprowadzanych zmian, kiedy komunistyczna władza chce kontrolować obywateli w jak największym stopniu. Sytuacja w kraju sprawia, że Nowak staje przed dylematem ‒ zostać w ojczyźnie czy wyjechać na Zachód?

Trudno mi jednoznacznie określić tę książkę jako dobrą lub złą. Czytało się ją dość dobrze dzięki nietuzinkowym dialogom i wnikaniu w umysły bohaterów. W powieści oddany został klimat powojennego nadmorskiego polskiego miasteczka, które czekają niepewne czasy. Z drugiej strony fakt, że akcja toczy się ponad 70 lat temu, kiedy tak wiele się zmieniło, sprawia, że bohaterzy powieści, ich zachowania, postawy bywają irytujące, zwłaszcza z perspektywy teraźniejszości.

To moje pierwsze zetknięcie się z twórczością Tyrmanda. Niewątpliwie należy docenić inicjatywę wznawiania wydań książek autora i być może sięgnąć po kolejną pozycję.

Paulina Ziemińska
(paulina.zieminska@dlalejdis.pl)

Leopold Tyrmand, „Siedem dalekich rejsów”, Warszawa, Mg, 2023.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat