„Strażnik miecza” – recenzja

Recenzja książki „Strażnik miecza”.
Jeśli fantasy, to tylko Casandra Clare. „Nocni Łowcy” to seria, którą rozkochała w sobie czytelników na całym świecie. Zakazana miłość, niebezpieczna magia i mroczne sekrety, które mogą zmienić świat.

Powieść skrywa w sobie tajemniczą intrygę, splecioną w gęstą sieć politycznych powiązań pomiędzy państwami. Kel, jeszcze będąc dzieckiem, otrzymuje niezwykłą okazję, by zaistnieć i stać się nieustraszonym obrońcą księcia. Sierota, która zawsze obawiała się skończenia na ulicy, nagle widzi przed sobą szansę na spełnienie swoich marzeń. Książę Connor, choć w oczach wielu obciążony ogromnym ciężarem odpowiedzialności za swój lud, zdaje się być niezadowolony z ograniczeń wynikających z obejmowanego stanowiska. Lin z kolei pragnie pomagać potrzebującym i poświęca się jako lekarka. Jednak nawet ona, w obliczu choroby bliskiej jej osoby, staje się bezradna. Czy istnieje szansa na ratunek? To pytanie, które nadaje tej historii niepewności i tajemniczego nieznanego.

Zaskakujące jak Clare połączyła losy tak odmiennych na pierwszy rzut oka bohaterów. Perspektywa ukazana przez opowieść koncentruje się na tytułowym Strażniku Miecza (tak nietrudno się domyślić, kim on jest) i Lin, dwóch postaciach, których wykreowanie przez autorkę było wyjątkowo staranne. Właśnie za to cenię Casandrę Clare, jej bohaterowie są na wyciągniecie ręki, a moja wyobraźnia szaleje podczas naszych wspólnych spotkań. Ich osobowości są niezwykle wyraziste, a konflikty, z jakimi się mierzą głęboko zakorzenione. Wraz z biegiem akcji, losy obu bohaterów zaczynają się splatać, a ich wspólny sekret staje się łącznikiem między nimi. Tajemniczo, co? Łapcie tą książkę czym prędzej!

Być może sama fabuła nieco się dłuży, przez co zdawać by się mogło, że jest trochę nużąca. Opowieść Clare w tym wydaniu rozkręca się dość powoli. Widziałam komentarze, że dla niektórych czytelników tempo było przytłaczające i psuło wrażenia. Należę jednak do odmiennego grona, cierpliwych czytelników dla których powolna ekspresyjność była okazją do chłonięcia książki w swoim, indywidualnym tempie i napawania się arcymistrzowską narracją stworzoną przez autorkę. Znając wcześniejsze tempo akcji jej książek, to, było dla mnie zaskakujące – pozytywnie rzecz jasna.

Muszę przyznać, że książka jest dość okazała. Dla tych, którzy znają literacki warsztat Cassandry Clare nie powinno to stanowić elementu zaskoczenia. W moje recenzenckie ręce wpadła gruba księga, która liczy sobie blisko 750 stron. Twarda oprawa nadaje jej należytego majestatu, a ozdobna – choć mroczona - okładka z tłoczonymi, złotymi elementami dodaje odrobinkę magii. Wewnątrz książki znajdziemy przyjemną dla oka czcionkę o odpowiedniej wielkości, jest tam także dużo białej przestrzeni, która (przynajmniej mnie) ułatwia czytanie i wspomaga jego tempo. Ta powieść na mojej biblioteczce wygląda po prostu dumnie – mam też małe chochlicze spostrzeżenie, że z niemałą wyższością patrzy na swoich książkowych sąsiadów.

Tę autorkę darzę szczególną sympatią. Kiedy w wieku wczesnoszkolnym, zniechęcona lekturami szkolnymi, dostałam w prezencie od cioci „Miasto Kości”, zostałam w cudowny sposób odczarowana, a miłość do książek rozkwita po dziś dzień. Uwielbiam Cassandrę Clare z to jaką łatwością wprowadza mnie do swojego świata, sprawiając że szybko zapominam o otaczającej mnie rzeczywistości. „Strażnik miecza” – to mistrzostwo, a z resztą… jak zawsze przy tej autorce!

Klaudia Dydymska
(klaudia.dydymska@dlalejdis.pl)

Cassandra Clare, „Strażnik miecza”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2023




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat