O „Szadzi” pewnie bym nie pomyślała, gdyby nie regularnie atakujące mnie w czasie pandemii reklamy nowego serialu z gwiazdorską obsadą i trzymającą w napięciu akcją. Książka w sumie podziałała na mnie dość podobnie: trzymała mnie za gardło a jednocześnie nie pozwalała na zbyt długie przerwy w czytaniu.
Trochę dziwnie się czyta książkę, w której właściwie od początku czytelnik wie, kto jest tym złym. Nie wie jednak, dlaczego, podobnie jak nie wie, że kolejne kroki w całej tej historii zostały dość dokładnie zaplanowane. A skoro mamy złego bohatera, który jest na co dzień przykładnym obywatelem, zaangażowanym w działalność partii rządzącej, rosyjskiej mafii i organizacji charytatywnej, któremu także i kontakty z hierarchią kościelną są bliskie, mamy na dzień dobry mieszankę wybuchową. Tyle że to dopiero połowa tej historii, bo skoro jest zły bohater, to musi być też i dobry.
Rolę dobrego otrzymuje policjantka, która już po odkryciu pierwszej zbrodni domyśla się, że ten zabójca będzie wyjątkowo inteligentną osobą. Z pojedynczych tropów wyznacza ścieżkę, prowadzącą do kolejnych, choć wcześniejszych zabójstw, zawsze pedantycznie zaplanowanych, z powtarzalnym elementami, których ofiarami padają kobiety o dość podobnym życiorysie. Dlaczego to robi, dlaczego pozostawia ofiary w określonych pozycjach, ale przede wszystkim-kto będzie kolejną ofiarą, którą warto by było oszczędzić przed śmiercią-na te pytania komisarz Polkowska musi znaleźć odpowiedź.
Pisałam, że to ona jest tą dobrą, tyle że jej życiorys i sama praca nie kreują ją na nieskazitelną bohaterkę. Wręcz przeciwnie. To właśnie demony przeszłości, z którymi musi się rozprawić ostatecznie, będą elementem nieco zmieniającym kryształową doskonałość policjantki.
Gdy czytałam, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że w tej książce jest absolutnie wszystko. Oczywiście fabuła wciąga, ale jednak chcemy się czegoś więcej dowiedzieć o człowieku, który jest z definicji tym złym. Przemieszczamy się wraz z nim pomiędzy poszczególnymi wariantami jego życiorysu. Przykładny mąż i ojciec, sprawdzony współpracownik rosyjskiego partnera, wymagający szef a jednocześnie dość dobrze ustawiony politycznie człowiek - to wszystko nie do końca nam się składa na obraz jednej osoby. Do tego plus za liczne nawiązania do współczesności, takiej sprzed pandemii: ataki na uchodźców, ukrywanie skłonności nieheteronormatywnych, oddawanie kontroli nad swoim życiem różnym kaznodziejom religijnym - to tylko trzy wybrane wątki, które w ciągu ostatnich miesięcy mogliśmy śledzić w telewizji.
„Szadź” to taka książka, po której pozostaje niedosyt i chęć na więcej. Więcej takich niejednoznacznych bohaterów, o których można powiedzieć absolutnie wszystko, tylko nie to, że są tylko dobrzy albo tylko źli. Zupełnie jak w życiu.
Agnieszka Pogorzelska
(agnieszka.pogorzelska@dlalejdis.pl)
Igor Brejdygant, „Szadź”, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2020