Na szczęście, po rewelacyjnie przyjętej „Zimnej górze”, dobrych „Trzynastu księżycach”, Charles Frazier proponuje swoim czytelnikom trzecią, świetną powieść.
Tym razem, pisarz przenosi nas do sennego miasteczka w Appalachach, lat sześćdziesiątych XX wieku. Tam poznajemy Luce, młodą kobietę mieszkającą na odludziu, decydującą się na odcięcie od świata zewnętrznego. Pozornie monotonne i bezcelowe życie jest tak naprawdę skuteczną terapią po traumatycznych przeżyciach dorosłości i koszmarnym dzieciństwie. Luce spędza kolejne dni na dbaniu o stary dom, należący do jednego z nielicznych, życzliwych jej mieszkańców miasteczka, poznaje okoliczne lasy i odpoczywa pielęgnując ogród warzywny. Dla jednych jałowa egzystencja, dla Luce nareszcie spokój i możliwość odzyskania równowagi. Niestety, pewnego dnia rzeczywistość upomina się o nią, gdy zachodzi konieczność opieki nad dwójką osieroconych dzieci siostry, brutalnie zamordowanej przez męża. Bliźnięta Dolores i Frank nie są kochanymi sierotkami, ale pokrzywdzonymi przez życie, poturbowanymi psychicznie dziećmi, zafascynowanymi ogniem i krzywdzącymi zwierzęta. Okrutne, wyobcowane i milczące siostrzeniec i siostrzenica wymagają od Luce pełnego zaangażowania w wychowanie.
Jak by tego było mało - w życiu Luce pojawiają się dwaj mężczyźni. Jeden, to szwagier, który po opuszczeniu więzienia ściga bliźnięta, przekonany, że tylko one stoją na jego drodze do pełnej wolności - gdyby tylko zaczęły mówić o tym, czego były świadkiem, Bud na pewno trafiłby z powrotem do więzienia i to zdecydowanie na długo. Drugi mężczyzna, to wnuk Stubblefielda, starszego pana, życzliwego Luce, a jednocześnie, zmarłego właściciela chaty. Młody Stubblefield niespodziewanie dla samego siebie zaczyna darzyć dziewczynę uczuciem, które każe mu zostać w zapyziałej mieścinie i chronić Luce przed całym złem, jakie to miejsce ma do zaoferowania.
Pobieżnie czytany opis książki sugeruje thriller i to jest błąd popełniany przez wielu czytelników, rozczarowanych potem niespiesznym tempem akcji i małą ilością spektakularnych rozwiązań, rodem z twórczości Cobena. „Szepty lasu”, to zdecydowanie proza psychologiczna, stawiająca na klimat i poetycki nastrój, tworzony malowniczymi obrazami. Najnowsza powieść Fraziera jest niepokojąca i pełna podskórnie odczuwanego napięcia, które wzrasta z kolejną, czytaną przez nas stroną.
Równie istotna, co bohaterowie, jest wszechobecna przyroda, opisana, jako piękna i surowa, miejscami zabójcza. Luce uczy swoich podopiecznych obcowania z naturą, poznawania i szanowania jej praw. Sugestywne opisy drzew, jezior, dzikich leśnych odstępów na długo pozostają z czytelnikiem, angażowanym w lekturę wszystkimi zmysłami.
Świetnie oddana została klaustrofobiczna atmosfera małego, sennego miasteczka odciętego od świata, rządzącego się własnymi prawami, stanowiącego scenę dla dramatycznych wydarzeń. Skojarzenia z „Lśnieniem” Kinga nasuwają się same, ale Frazier stawia zdecydowanie na realizm: całe zło, jakie ma miejsce w jego powieści ma swoje korzenie w ludziach i ludzkiej naturze, skłonnej do bezmyślnej przemocy.
Charakterystyczne dla tego pisarza, niespieszne tempo akcji i powoli toczące się wydarzenia, nie przypadną zapewne do gustu wszystkim czytelnikom. Ale trzeba docenić kunszt, z jakim pisarz staranie tworzy niepokojącą opowieść o konflikcie zła i dobra, z których to pierwsze jest dosyć pospolite, ale nie staje się przez to mniej groźne. „Szepty lasu”, to sugestywna i niepokojąca proza pozostająca z czytelnikiem na długo.
Małgorzata Tomaszek
(malgorzata.tomaszek@dlalejdis.pl)
Charles Frazier, „Szepty lasu”, Wołowiec, Black Publishing, 2014