„Tańcząc z delfinami” – recenzja

Recenzja książki „Tańcząc z delfinami”.
Zrzęda w średnim wieku ze stwardnieniem rozsianym, dziewczyna z dysautonomią, maniaczka z chorobą dwubiegunową i hipiska wyruszają w podróż swoich marzeń. Czy to może się udać?

Czytając powieść Bonnie Leon, niejednokrotnie przyłapywałam siebie na myśleniu, że po prostu nie doceniam życia i tego, co posiadam. Bo któż z nas na co dzień cieszy się z tego, że może chodzić, skakać, biegać i tańczyć bez większego wysiłku? Nasze plany niweczą albo finanse, albo ograniczenia tkwiące w nas samych. Ciężko nam sobie wyobrazić, że są wśród nas tacy, których ogranicza fizyczność spowodowana chorobą.

Dwudziestoletnia Clarie od lat cierpi na dysautonomię. Dziewczyna nienawidzi swojej choroby i z nostalgią wraca do szczęśliwych chwil sprzed laty, kiedy była jeszcze pełnosprawną osobą. Większość ludzkich problemów ma początek i koniec. A jej ciągną się dalej i dalej – bez końca na horyzoncie. Mimo wszystko dziewczyna stara się zaakceptować swoje obecne położenie. Nie chce dać się zgnębić chorobie, dlatego też z trójką swoich przyjaciół wyrusza na szaleńczą wyprawę przez Stany, aby popływać z delfinami na Florydzie. Ponieważ cała czwórka tworzy grupę wsparcia dla osób niepełnosprawnych, nic zatem dziwnego, że co i rusz potrzebuje pomocy. Kiedy jeden z nich zaczyna niedomagać i nie może dalej prowadzić wozu, grupa szczęśliwym zbiegiem okoliczności poznaje Seana Sullivana, przygodnego autostopowicza. Mogłoby się wydawać, że jest on ziszczeniem marzeń zdesperowanych podróżników, którzy chcą za wszelką cenę dotrzeć do celu. Niestety, poznany przypadkowo chłopak nie bardzo chce związać się z chorymi i na pozór dziwnymi ludźmi. Jak potoczą się ich dalsze losy? Czy przyjaciołom, mimo niepełnosprawności i różnych niepowodzeń, uda się osiągnąć to, czego tak bardzo pragną?

Powiem szczerze, że w epoce literackiego fast foodu, już dawno nie czytałam tak mądrej, wartościowej i głębokiej książki. W świecie, w którym Bóg umiera, tu – w fabule i jej bohaterach rodzi się na nowo, a oni sami stają się świadkami żywej wiary. Cała czwórka, krok od kroku odkrywa coś, co zostało przeznaczone specjalnie dla nich. Modlą się, proszą, słuchają, wspierają oraz otrzymują z góry odpowiedzi –  może  nie takie, które chcą, ale takie, które są im potrzebne do osiągnięcia szczęścia.

Tańcząc z delfinami” to cudowna opowieść o magii przyjaźni, marzeniach i pokonywaniu swoich słabości. Każdy z bohaterów udowodnił innym, a przede wszystkim sobie, że potrafi osiągnąć swój cel, że mimo choroby jest w stanie pokonać swoje słabości. Zastanawiam się, ileż razy w życiu sama w siebie wątpiłam? Ileż razy mówiłam, że czegoś nie dam rady zrobić? Żałuję, że nie sięgnęłam po tę książkę wcześniej. Może mając w pamięci moich książkowych przyjaciół, postąpiłabym inaczej? I niech tylko ktoś mi powie, że literatura nie zmienia człowieka…

Bardzo gorąco polecam lekturę wszystkim, a w szczególności osobom borykającym się z niskim poczuciem własnej wartości, z niemocą. Ta książka to ogromny zastrzyk odwagi i pozytywnej energii!

Anna Kantorczyk
(anna.kantorczyk@dlalejdis.pl)

Bonnie Leon, „Tańcząc z delfinami”, wyd. Dreams, Rzeszów, 2017 r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat