„Teściowa” – recenzja

Recenzja książki „Teściowa”.
Kiedy życie rodzinne staje się polem bitwy…

Relacje między synowymi, zięciami i teściowymi od zawsze były obiektem dowcipów, w których te ostatnie były przedstawiane jako niewyczerpane źródło uprzedzeń i zamiłowania do utrudniania życia osobom, z którymi postanowiły związać się ich pociechy. Podobny wniosek nasuwał mi się po zapoznaniu się z zarysem „Teściowej” Sally Hepworth. Czy autorce na niespełna 400 stronach udało się wykrzesać z tej dość oklepanej tematyki coś wartego poświęcenia lekturze letniego wieczoru? Moim zdaniem, raczej tak.

Głównymi bohaterkami i narratorkami, zarówno teraźniejszych jak i retrospektywnych, rozdziałów, są Lucy, żona Olivera i jego matka Diana. Już ich pierwsze spotkanie zapowiadało kłopoty. Pełna emocji Lucy spodziewała się odnaleźć w przyszłej teściowej matkę utraconą w wieku nastoletnim. Z kolei oszczędna w ich wyrażaniu Diana uznała, że jedna, wspólnie spędzona kolacja pozwala jej jedynie stwierdzić, że wybranka syna „może być”. Ten konflikt skrajnie odmiennych charakterów skutkuje brakiem skutecznej komunikacji, co w miarę upływu czasu doprowadza obie strony do frustracji ocierającej się nawet o słowną i fizyczną agresję.

O tym wszystkim dowiadujemy się jednak już po tym, gdy policjanci pukają do drzwi domu Lucy i Olivera, aby poinformować ich o śmierci Diany. Początkowo sprawa wygląda na samobójstwo, ale wkrótce cień podejrzenia zaczyna padać na najbliższą rodzinę. Czyżby to Lucy puściły nerwy i zgodnie z suchym żartem stwierdziła, że najlepsza teściowa to taka na 102, czyli 100 metrów od domu i 2 metry pod ziemią?

Sally Hepworth zbudowała dwa złożone i skrajnie różne portrety kobiet, które na zmianę doskonale rozumiemy i w duchu przeklinamy. Lucy bywa teatralna i zupełnie pozbawiona dystansu, Diana może wydawać się zimna i niedostępna, ale to tylko pozory. Pod tymi maskami tak naprawdę skrywają się pokrewne dusze naznaczone stratą, a ich niezdolność znalezienia porozumienia czyni opowieść bardzo ludzką i życiową.

Kwestia „kto zabił?” jest tak naprawdę drugorzędna, ponieważ krąg podejrzanych jest wyjątkowo wąski, a i sama powieść nie aspiruje do miana thrillera, ani kryminału. Nie czyni ją to jednak wyzutą z akcji. Dzieje się sporo, chwilami można stwierdzić, że nawet za dużo, bo ileż tragedii może spaść na jedną familię, ale cóż, takie są prawa literackiej fikcji. Mimo paru stylistycznych potknięć w książce pojawia się też kilka celnych obserwacji np. „Problem w tym, że teściowa szalenie łatwo może popełnić błąd (…) irytujące jest to, że teściowi wolno na dobrą sprawę wszystko. On ma być miły. I tyle”.

Myślę, że największym, czy raczej najbardziej rzucającym się w oczy minusem „Teściowej” jest brak humoru. Wszystko toczy się na stałym dramatycznie poziomie, który w drugiej połowie książki zaczyna pikować w dół. Nie ma momentów, które pozwoliłyby czytelnikowi odetchnąć chociaż na chwilę od dusznej i ciężkiej atmosfery wzajemnych żali i oskarżeń, co może niektórych odbiorców przytłoczyć.

Moim zdaniem „Teściowa” to dobra powieść obyczajowa z żywymi postaciami i wątkami, z którymi wiele czytelniczek i czytelników będzie mogło się identyfikować.

Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)

Sally Hepworth, „Teściowa”, Warszawa, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2020 r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat