Trzy autorki, trzy miasta i dziewięć zbrodni

Recenzja książki „Mordercze miasta”.
Nie ma zwyczaju czytać książek od środka, a tym bardziej od końca.

Kiedy jednak sięgnęłam po „Mordercze miasta”, nie mogłam oprzeć się pokusie, żeby w pierwszej kolejności sięgnąć do ostatniej części antologii, gdzie znalazły się opowiadania Adrianny Michalewskiej poświęcone mojemu miastu czyli Wrocławiowi. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że był to spory błąd, który o mały włos nie zniechęcił mnie do dalszej lektury, a bardzo bym tego żałowała, bo „Mordercze miasta” to pozycja godna uwagi.

Jak nakazywał mi obowiązek, wróciłam na początek książki i… zostałam całkowicie oczarowana „Morderczą WarszawąMarty Guzowskiej! Trzy opowiadania „Pociąg podmiejski”, „Garaż” i „Śmieci” to wystarczająca próbka niewątpliwie wielkiego talentu i mam nadzieję zapowiedź czegoś większego. Guzowska, w przeciwieństwie do pozostałych autorek, bohaterami swoich kryminałów uczyniła nie detektywów, a zwyczajnych, zdawałoby się, mieszkańców Warszawy. Jeden z nich dojeżdża codziennie do stolicy pociągiem, drugi właśnie kupił nowe mieszkanie z tytułowym garażem, a trzeci to uczeń liceum. Dla każdego z nich autorka wymyśliła zbrodnię, która zmieni ich życie na zawsze. Guzowska nie tylko doskonale wczuwa się w sposób myślenia „zwyczajnego człowieka”, ale też świetnie oddaje męski punkt widzenia. Historyjki z jej opowiadań, choć lekko makabryczne i monetami przywodzące na myśl prozę Jonathana Carrolla, mogłyby w gruncie rzeczy zdarzyć się naprawdę i to czyni je naprawdę napawającymi niepokojem kryminałami.

Z kolei Agnieszka Krawczyk, autorka drugiej części książki w „Morderczym Krakowie”, bohaterami swoich opowiadań uczyniła trzech policjantów – nadkomisarza Henryka Wesołowskiego, jego podwładnego podkomisarza Nowaka i legendę policji, emerytowanego już inspektora Wronę. We trzech panowie rozwiązują zagadki podobne do tych, które znamy z popularnych seriali kryminalnych, szukając sprawców morderstwa znanego aktora, przyczyn tajemniczej śmierci młodej dziewczyny czy psychopatycznego mordercy-sadysty. Momentami nie trudno domyślić się, kto jest przestępcą, a w śledztwach nadkomisarza Wesołowskiego, przynajmniej dla mnie, napięcie nie sięgnęło ani razu zenitu. I choć  opowiadania Agnieszki Krawczyk przeczytałam z przyjemnością, to jednak nie mogę powiedzieć o nich, że są czymś więcej niż dobrym kryminałem miejskim.

I wreszcie ostatnia w tym gronie Adrianna Michalewska, która jak już wspomniałam w całym zbiorze wypadła najsłabiej. Bohaterem jej opowiadań o „Morderczym Wrocławiu” jest prywatny detektyw Karol Nemec, a choć jego śledztwa toczą się współcześnie, to zbrodnie zawsze mają historyczne tło. Pomysł nawiązujący do prozy Dana Browna bez wątpienia był dobry, jednak szkoda, że autorka jest po prostu niewiarygodna.

I tak w opowiadaniach Michalewskiej człowiek planujący z precyzją kradzież cennego artefaktu zostawia zwłoki na widoku, podejrzanymi bywają duchy, a szaleniec szuka zemsty za zbrodnię popełnioną 500 lat temu. Zwłaszcza ten ostatni pomysł nie ma zbyt wiele sensu, bo przez tak długi okres czasu i wymianę kilku pokoleń potomków ofiar najpewniej zaginęłaby nie tylko chęć zemsty, ale i pamięć o zdarzeniu.

Do tego Karl Nemec jak na detektywa nie musi się specjalnie wysilać ani fizycznie, ani intelektualnie, bo rozwiązania i sprawcy, żywi lub martwi,  znajdują się za sprawą przypadku lub jak to ma miejsce w przypadku opowiadania „Tylko ogień was oczyści” niemal sami wpadają mu w ręce.

Autorka nie zna też chyba zbyt wielu dziennikarzy, bo chyba żaden z tych, których miałam okazję poznać nie dałby się ławo zbić z pantałyku prywatnemu detektywowi, a tym bardziej nie żałowałby, że ujawnił więcej faktów o sprawie niż mniej. Podobnie rzecz się ma ze stwierdzeniem, że wrocławscy franciszkanie nie zatrudniliby ogrodnika, gdy tymczasem zatrudniają firmę dbającą o teren wokół kompleksu przy ul. Kasprowicza itd. I właśnie takie małe rzeczy denerwowały mnie w „Morderczym Wrocławiu”. Może dlatego, że to moje miasto? Cóż, jednego nie mogę autorce odmówić, mianowicie ma ona nie wątpliwy talent do wyszukiwania ciekawych faktów z historii Wrocławia i miejmy nadzieję, że lepiej wykorzysta ten potencjał.

Mordercze miasta” absolutnie warto przeczytać dla opowiadań Marty Guzowskiej,  można przyjemnie spędzić z ową książką czas, czytając kryminalne zagadki Agnieszki Krawczyk, oraz dzięki Adriannie Michałowskiej poznać niektóre ciekawe fakty z historii Wrocławia. Szkoda tylko, że choć autorkami są kobiety, to kobiety pojawiają się w ich opowiadaniach tylko jako ofiary zbrodni.

Aleksandra Buba
(aleksandra.buba@dlalejdis.pl)

Marta Guzowska, Agnieszka Krawczyk, Adrianna Michalewska, „Mordercze miasta”, Szara Godzina, Katowice 2012




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat