Wywiad z Agnieszką Olejnik

Wywiad z Agnieszką Olejnik, autorką książki "Dworek w Miłosnej".
Pisarka lubiąca się wymykać oklepanym schematom, które definiują naszą tożsamość.

Podróżniczka, miłośniczka literek i ogonków, darząca silną namiętnością góry, bezczelnie lubująca się w szczęściu i życiu, tworząca historie, których jeszcze nie ma, a już są w jej głowie. Agnieszka Olejnik opowie nam o pisaniu, szczęściu, miłości i najnowszej książce "Dworek w Miłosnej".

SKD: Ujęła mnie Pani swoją powieścią "Ławeczka pod bzem", dzięki której uśmiech nie schodził mi z twarzy - niebanalne postacie, duża dawka dobrego humoru, piękny język i niezwykła lekkość fabuły. Spoglądając na opis najnowszej Pani powieści, czuję się, że "Dworek w Miłosnej" też okaże się świetnym "treningiem" dla brzucha. Jaka jest ta powieść?
AO: Obawiam się, że to mylne wrażenie. „Dworek w Miłosnej” nie jest ani trochę zabawny – to powieść o sprawach poważnych, ale jak to zwykle u mnie – ze sporą nutą optymizmu. Znajdziemy tu samo życie: problemy rodzinne, błędy pozornie nie do naprawienia, trudne wybory, miłość i zdradę. Jednak gdzieś w tle towarzyszyć nam będzie wiara w to, że po każdej burzy prędzej czy później na niebie pojawia się słońce.

SKD: Czy w walce o miłość wszystkie chwyty są dozwolone?
AO: Nie, absolutnie! Zawsze powinniśmy kierować się przede wszystkim uczciwością i przyzwoitością w stosunku do innych ludzi. Zwłaszcza że miłość w jej odmianie romantycznej czy erotycznej jest – delikatnie mówiąc – nieco przereklamowana. Romanse serwują nam nieprawdziwe obrazki, z których wynika, że jak się pokocha, to już na zabój, na całe życie; tymczasem często uczucie, dla którego ktoś rozbił rodzinę i pokaleczył przy tym mnóstwo osób, okazuje się pomyłką.

SKD: Jak żyje się w małym miasteczku? Sama Pani uciekła do domku wśród drzew i blisko natury.
AO: Małe miasteczka nie różnią się specjalnie od wielkich miast – żyje się w nich tak samo, może jedynie mniej jest pośpiechu i tłumu. Ale nie jest to wystarczająca różnica, by poczuć się lepiej. Dlatego ja nie tyle przeniosłam się z wielkiego miasta do małego, ile w ogóle uciekłam od krajobrazu miejskiego. Mieszkam pod lasem, przez okno widuję więcej zwierząt niż ludzi, otaczają mnie rośliny, zamiast szumu silników słyszę świergot ptaków, brzęczenie pszczół i szum drzew. W takim otoczeniu odzyskuje się jakiś pierwotny, naturalny spokój ducha.

SKD: Czy chciałaby Pani stworzyć kontynuację, którejś z napisanych powieści?
AO: Tak, dość intensywnie rozmyślam nad kontynuacją „Dantego na tropie”. Myślę, że niebawem wezmę się za tę książkę, przeredaguję ją nieco, a potem dopiszę kolejną część. Pojawi się na pewno nowy bohater, bo Anna i Wiktor mają własne sprawy, ale ich pies Dante odegra bardzo ważną rolę w tej nowej historii.

SKD: Co sprawia Pani przyjemność oprócz pisania?
AO: Jest całe mnóstwo rzeczy, które lubię robić. Oczywiście czytać, to po pierwsze. Po drugie – pokonywać przestrzeń. To taki specyficzny rodzaj podróżowania – nie chodzi mi o to, aby zwiedzać zabytki, odwiedzać słynne miejsca – raczej potrzebuję ruchu: jazdy albo wędrowania. Ideałem takiej podróży była dla mnie wyprawa na Nord Kapp albo na Sycylię – po prostu jechaliśmy przed siebie, chłonąc całe to piękno, a zatrzymywaliśmy się, gdy przyszła nam ochota. W taki sam sposób chcę objechać Islandię i Albanię, a kiedyś może także Kanadę.
Poza tym uwielbiam chodzić na długie spacery z psami, zajmować się kwiatami w moim ogrodzie, zbierać grzyby (szkoda, że tak krótko można się oddawać temu wyciszającemu zajęciu – podczas grzybobrania same układają mi się w głowie świetne opowieści!) i wykonywać własnoręcznie jakieś drobiazgi: decoupage, amiugurumi i tak dalej. Kompletnie mi to nie wychodzi, ale to wcale nie zmniejsza przyjemności :)

SKD: Wiem, że lubi Pani gotować. Myślała Pani o napisaniu własnej książki kucharskiej?
AO: Nie, mówiąc szczerze nie umiałabym tego zrobić, bo ja nie gotuję według przepisów. Zawsze improwizuję i nawet jeśli wyjdzie mi coś naprawdę pysznego, nigdy potem nie mogę odtworzyć, ile czego użyłam, jak długo się pichciło i tak dalej. Dlatego nie potrafiłabym stworzyć żadnej niezawodnej receptury.

SKD: Ma Pani jakieś rytuały w trakcie pisania? Kiedy najlepiej się Pani pisze?
AO: Rytuałów nie mam. No, może poza tym, że zawsze stoi obok mnie kubek z kawą albo herbatą ziołową. Najlepiej mi się pisze, gdy w domu panuje cisza, chłopcy są w szkole, mąż w pracy – a ja mam już ugotowany obiad, wysprzątany dom, pranie rozwieszone; psy są nakarmione, nie wiszą nade mną testy do sprawdzenia ani lekcje do przygotowania, no po prostu WSZYSTKO jest już zrobione… Jednym słowem, takich chwil nie ma. Ale wyobrażam sobie, że to byłoby cudowne i że pisałoby mi się znakomicie.

SKD: Piękna wizja. Czy łatwo być pisarką? Czy lepiej uczyć w szkole?
AO: Zdecydowanie łatwiej jest pisać. Tworzenie historii zależy tylko ode mnie. Jeśli chcę, komplikuję losy bohaterów, jeśli nie mam na to ochoty – prostuję ich ścieżki. Mogę wszystko. Mogę pisać spontanicznie, ale mogę też zrobić notatki i podążać za nimi.
Natomiast nauczanie jest rzeczą bardzo trudną. Mamy do czynienia z ludźmi, z których każdy jest inny. Nigdy nie zadowoli się wszystkich, nigdy nie ma się poczucia, że wszystko zostało zrobione idealnie. Jeden uczeń chwyta w lot, inny nie może zrozumieć, co to jest rodzaj nijaki albo przenośnia. Jeden siedzi jak trusia, drugi się wierci i nie potrafi się skupić, choć wiem, że jest przygotowany. Jeden rodzic mówi: dobrze, że pani dużo wymaga, bo dzięki temu moje dziecko się uczy; drugi zarzuca mi, że stresuję ucznia i odbieram mu dzieciństwo. O lekcjach, uczniach i rodzicach myśli się jeszcze długo po godzinach pracy; czasem się nie śpi przez tydzień, bo w klasie jest jakiś konflikt. Długo by opowiadać. Coraz częściej myślę o tym, aby zwyczajnie uciec ze szkoły i poświęcić się wyłącznie pisaniu.

SKD: Jaka będzie kolejna powieść? Bo zauważyłam, że lubi Pani bawić się gatunkiem i nigdy nie wiadomo, czym teraz Pani nas zaskoczy.
AO: Kiedy zakończę pracę nad cyklem o Miłosnej, pewnie zajmę się wspomnianą kontynuacją „Dantego na tropie”, bo ta historia już prawie dojrzała w mojej wyobraźni. Potem… Kto wie, czy nie spełnię jednego z moich pisarskich marzeń, jakim jest napisanie powieści romansowo-kryminalnej z akcją umieszczoną w czasach „Dumy i uprzedzenia”. Od dawna chodzi za mną taka opowieść. Myślę, że jej tworzenie może być wspaniałą przygodą.

SKD: Z wielką przyjemnością przeczytałabym taką powieść. Bardzo dziękuję za rozmowę.
AO: Ja również bardzo dziękuję.

Rozmawiała
Sandra Kortas-Dorsz
(sandra.kortas@dlalejdis.pl)

Fot. Materiały wydawnicze




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat