Wywiad z Pauliną Radziszewską

Wywiad z Pauliną Radziszewską o sztuce i malarstwie.
Artyści – zagadkowi, roztargnieni, żyjący w swoim wyimaginowanym, barwnym świecie.

O specyfice profesji oraz drodze, którą należy przebyć, by dotrzeć do wymarzonego celu opowiada miłośniczka sztuki – Paulina Radziszewska.

Magda Piechowiak: Zacznijmy od początku. Kiedy pojawiła się pasja do tworzenia ilustracji?
Paulina Radziszewska: Pasja do tworzenia ilustracji, czy sam początek rysowania?

Magda Piechowiak: Jedno i drugie.
Paulina Radziszewska: Rysowanie zaczęło się w przedszkolu i w podstawówce, kiedy zauważono, że coś jest ze mną „nie tak”, tzn., że posiadam pewne predyspozycje. Bilans przeprowadzony w pierwszej klasie podstawówki wykazał, że jestem uzdolniona plastycznie. Jeszcze wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy, aczkolwiek na tle rówieśników dało się zauważyć, że robię coś lepiej niż inni. Później zaczęłam coraz więcej rysować. Moja ciotka kupowała dla mnie kolorowanki i kredki. Byłam również takim dzieckiem, które gdzieś sobie wynajdywało jakąś kredę lub kawałek cegły, czy też jakiś liść i rysowało po chodniku. Chodziłam na różnego rodzaju koła plastyczne, które były organizowane w moim rodzinnym mieście. Ponieważ edukacja szkolna w zakresie plastyki zakończyła się na poziomie gimnazjum, starałam się w jakiś sposób sobie to rekompensować.
Kiedy przyszedł okres studiów musiałam zdecydować się na jakiś kierunek i właściwie dziwię się, iż nie poszłam w tę stronę. Myślałam, aby pójść na germanistykę. Chciałam wyjechać na rok do Niemiec. Rzeczywiście udało mi się to i pojechałam do jakiejś rodziny, jednak po pewnym czasie wróciłam, ponieważ coś mi się tam nie spodobało. Musiałam szybko znaleźć jakieś studia, aby nie być – jak to się mówi – „w plecy”. Koleżanka, z którą wcześniej uczęszczałam na koło plastyczne do domu kultury, namówiła mnie na edukację artystyczną w Częstochowie. Ponieważ były to studia nauczycielskie obowiązkowo musiałam wybrać jeszcze jeden przedmiot. Zdecydowałam się na historię.
Podczas odbywania praktyki trochę się zniechęciłam, ponieważ dzieci w gimnazjum są nie do opanowania. W szkole nie było wydzielonej sali do zajęć z plastyki, w związku z czym gimnazjaliści nie mieli dostępu do akcesoriów plastycznych na miejscu. Sami również ich nie przynosili, dlatego te lekcje kończyły się zazwyczaj wykładem z historii sztuki. To również nie było jakieś satysfakcjonujące, ponieważ dzieciaki nie słuchały i wykręcały się, tłumacząc, że ich to nie interesuje, nie mają talentu i tego nie potrzebują. W jakiś sposób oczywiście starałam się im wyjaśnić, że jednak plastyka i estetyka są ważne i przydają się w wielu dziedzinach życia. Nawet jeżeli ktoś nie wiąże z tym swojej przyszłości zawodowej, to przyda mu się do tworzenia wokół siebie pewnej estetycznej przestrzeni i środowiska.

Magda Piechowiak: Ołówek, pastele, czy akwarele? Która z metod jest Tobie najbliższa?
Paulina Radziszewska: Akwarele i ołówek. Pasteli nie lubię. Te olejne przyklejają się jak świeca i nie można przy ich pomocy stworzyć gładkiej powierzchni, ani niczego wycieniować, natomiast pastele kredowe bardzo się osypują.

Magda Piechowiak: A która jest najwygodniejsza?
Paulina Radziszewska: Zawsze rysowałam ołówkiem. Akwarele dodałam później. Kiedyś tworzyłam za pomocą ołówka portrety. Rysowałam je ze zdjęć w mniejszym formacie, np. w szkicowniku A5. Jakiś czas później zaczęłam rysować już na arkuszu A4. Początkowo siebie, aby nikogo nie „skrzywdzić” i by nikt nie mógł zarzucić mi, iż narysowałam jego karykaturę.
Kiedy dzisiaj patrzę na ten rysunek, moją podobiznę, chce mi się śmiać. Wszystko jest rozrysowane w sposób, w jaki rysują dzieci.
Tworzyłam te portrety przez jakiś czas i w końcu ktoś zauważył, iż zaczynają mi one wychodzić. Zwrócono na to uwagę, ponieważ zaczęto zamawiać u mnie te rysunki odpłatnie. Pierwsze pieniądze, które zarobiłam nie były duże. Po jakimś czasie doszłam do wniosku, iż skoro ludzie interesują się rysowanymi przeze mnie portretami, mogłabym wystawić je w inernecie, co też uczyniłam. Początkowo strona ta była bardzo prosta, podstawowa. Dopiero kiedy zaczęłam studia, w jakiś sposób ją urozmaiciłam i rozbudowałam.
W pewnym momencie swojego życia uznałam jednak, iż przerysowywanie podobizn ze zdjęć już mnie nie bawi, że to bezsensu w dobie fotografii cyfrowej.

Magda Piechowiak: Skąd czerpiesz inspiracje do tworzenia?
Paulina Radziszewska: Z różnych źródeł – z rozmów z przyjaciółmi, z rodziną, czy nawet z obserwacji. Mam notes, w którym zapisuję sobie różne rzeczy: pomysły, teksty, itp. Jest tego sporo.

Magda Piechowiak: Rodzina podziela Twoją pasję?
Paulina Radziszewska: Kiedy skończyłam gimnazjum zastanawiałam się nad pójściem do liceum plastycznego. Nic z tego nie wyszło, ponieważ finalnie ukończyłam ogólniak o profilu biologiczno-chemicznym w Krotoszynie. Moja mama pochodziła ze wsi i mieszkała również w internacie, w związku z czym odradzała mi inne miejscowości, tłumacząc to tym, że będę musiała dojeżdżać autobusami i zimą będę marzła na przystankach. Doradziła mi abym skończyła liceum i później ewentualnie poszła w kierunku artystycznym. Tak też zrobiłam. Następnie ukończyłam wspomnianą już edukację artystyczną w Częstochowie i dalej zdecydowałam się na kolejny kierunek – architekturę wnętrz na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Zawsze miałam swego rodzaju zmysł do ustawiania różnych przedmiotów w pomieszczeniach. Co prawda bardziej do dekoracji, a architektura wnętrz to jednak coś innego, ponieważ wiąże się ona również z przestawianiem ścian, projektowaniem kominków lub schodów, a nie dobieraniem poduszek i zasłon jak sądzi większość ludzi.
Wracając do rodziny, początkowo nie podzielała ona mojego zamiłowania plastycznego. Było to traktowane przez nią raczej jako moje hobby. Powtarzałam, że chciałabym na tym zarabiać, po czym słyszałam, że być może pieniądze zobaczą moje dzieci już po mojej śmierci lub będę je miała kiedy sama sobie je narysuję.

Magda Piechowiak: Który z artystów stanowi dla Ciebie wzór?
Paulina Radziszewska: Może to dziwne i bardzo kontrastowe do moich rysunków, ale Zdzisław Beksiński. Bardzo skromna postać. Uważam, że malował ciekawe rzeczy. Co prawda nieco upiorne, turpistyczne, aczkolwiek interesujące. Pisałam o nim nawet pracę licencjacką. Historia Zdzisława Beksińskiego jest naprawdę ciekawa. Był on również architektem. Na początku nawet pracował w tym kierunku. Po jakimś czasie jednak stwierdził, że woli malować. Ponieważ jego żona pracowała, to przez rok pozostawał na jej utrzymaniu by zajmować się jedynie malarstwem. Wypracował sobie technikę, aż pewnego dnia znajomy z Francji zaczął kupować od niego obrazy i wystawiać je, dzięki czemu ujrzały one światło dzienne. Zdzisława Beksińskiego podziwiam również za to, że spalił wszystkie dotychczasowe swoje prace, by nikt nie widział w jaki sposób zaczynał. Nie oszukujmy się – każdy artysta na początku maluje źle. Wielu ludzi uważa, że kiedy ktoś ma talent w tym zakresie, to znaczy, że urodził się z ołówkiem lub pędzlem w ręce. Nieprawda. Talent talentem, ale bardzo ważna jest ciężka praca i dużo praktyki.
Jeżeli o mnie chodzi, zawsze bardzo dużo rysowałam i tylko temu zawdzięczam mój dzisiejszy warsztat.

Magda Piechowiak: Nad czym obecnie pracujesz?
Paulina Radziszewska: Nad dyplomem z architektury wnętrz. Tytuł pracy: „Hotel w Gdyni”. Muszę napisać pracę magisterską, stworzyć portfolio i makietę. Gdy tylko się z tym uporam, planuję wystawę malarstwa. Takiego, którego chyba jeszcze nie ma. Nie chciałabym tutaj zdradzać szczegółów.

Magda Piechowiak: Na ten temat możemy porozmawiać po wystawie.
Paulina Radziszewska: Tak. Porozmawiamy o tym po wystawie. Chciałabym ją zorganizować w tym roku, aczkolwiek nie jestem do końca przekonana, czy to mi się uda. Potrzebuję trochę czasu na namalowanie piętnastu/dwudziestu obrazów. Tak, aby wystawa miała sens. Gdzie je zaprezentuję jeszcze nie wiem. Na pewno będę walczyła o to, by było to jakieś interesujące miejsce. O tym pomyśle wie bardzo niewiele osób, ale wszystkie one uważają, że trzeba go zrealizować, ponieważ jest on naprawdę ciekawy.

Magda Piechowiak: Czym – oprócz działalności plastycznej – zajmujesz się na co dzień?
Paulina Radziszewska: Kotami. Mam dwa koty – Nermala i Venus. Zajmują one naprawdę sporą część mojego czasu. Oprócz tego prowadzę również bloga kulinarnego – „Ja gotuję, Ty zmywasz”. Założyłam go spontanicznie, ponieważ od czasu do czasu gotuję i fotografuję przygotowane potrawy.
W grudniu 2015 roku byłam wolontariuszką w „Szlachetnej Paczce”, ponieważ zaproponowano mi zaprojektowanie grafiki na koszulki. Poznałam tam pewną dziewczynę, która jest dietetyczką. Dzięki niej dowiedziałam się, że cierpię na chorobę Hashimoto i muszę wyeliminować z codziennej diety gluten i nabiał, aby normalnie funkcjonować. Aktualnie razem z tą dietetyczką prowadzę wspomniany blog, a ostatnio pojawił się z jej strony pomysł wydania książki.

Magda Piechowiak: Plany na przyszłość również wiążą się z ilustracjami?
Paulina Radziszewska: Nie wiem czy to będą ilustracje, czy to będzie malarstwo. Powiem szczerze, że ten rodzaj malarstwa, o którym wspomniałam wcześniej, stanowi swego rodzaju „konkret”. Zatem malarstwo jest mi chyba bliższe.

Magda Piechowiak: Dziękuję za rozmowę.
Paulina Radziszewska: Dziękuję.

Rozmawiała
Magdalena Piechowiak
(magdalena.piechowiak@dlalejdis.pl)




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat