„Zawsze znajdę czas na to, co kocham” - wywiad z siostrą Benedyktą Karoliną Baumann

Wywiad z siostrą Benedyktą Karoliną Baumann.
Pamiętacie film „Zakonnica w przebraniu” z kapitalną rolą Whoopi Goldberg? Grana przez aktorkę piosenkarka, która wpakowała się w kłopoty, zostaje ukryta przez porucznika w klasztorze.

To dla niej prawdziwy wstrząs, bo życie zakonne wraz z jego dziwnymi zwyczajami i obowiązkami są dla bohaterki totalną abstrakcją. Szybko jednak okazuje się, że „zakonnica w przebraniu” doskonale radzi sobie w roli dyrygenta i nie dość, że przywraca świetność zakonnemu chórowi, to razem z innymi siostrami wychodzi na ulicę, by pomagać biednym.

I gdyby jakiś malkontent stwierdził, że tak fantastyczne siostry nie istnieją, odpowiedziałabym mu, że owszem – istnieją. Na dodatek wcale nie muszą się przebierać. A potem przedstawiłabym mu pewną dominikankę: siostrę Benedyktę.  Siostra Benedykta, choć przez cały czas nosi biały habit i czarny welon, to mieści w sobie więcej barw niż wiosenna łąka o poranku. Ta nietuzinkowa osoba -  na co dzień katechetka w I Liceum Ogólnokształcącym im. B. Chrobrego w Kłodzku - pisze, prowadzi zespół teatralny Dzikie Koty, odwiedza chłopaków w Domu Chłopaków w Broniszewicach. Nigdy nie traci pozytywnego spojrzenia na świat. Poznajcie ją bliżej i przeczytajcie wywiad, którego udzieliła portalowi dlaLejdis.pl.

Anna Stasiuk: Siostro, zanim porozmawiamy o „Niebie w kolorze popiołu”, najpierw zaczniemy od… siostry. Czy zdaje sobie siostra sprawę, że jest nietuzinkową osobą? Skąd w tej niepozornej osobie w habicie tyle energii?
Siostra Benedykta Karolina Baumaniebnn: Niepozornej? O ile prawie 2 metry wzrostu i wagę, o której nie chcę tu wspominać, można nazwać niepozornością, to niech będzie. Nie mam pojęcia, skąd we mnie tyle energii. Zawsze tak było. Jest kilka rzeczy, które kocham robić, i zawsze na to znajdę czas oraz drogę realizacji.

Z tego, co można zauważyć, to oprócz pracy na rzecz zgromadzenia, uczy siostra religii, prowadzi grupę teatralną Dzikie Koty, pomaga innym, prowadzi bloga „Zakonnica bez przebrania”, pisze powieści… Mogłabym tak wyliczać i wyliczać. Jak siostra znajduje na to wszystko, u licha, czas?! Jakoś magicznie rozciąga dobę? Nie śpi? Zdradzi siostra rąbek tajemnicy tym niezorganizowanym?
Nie wiem. Najśmieszniejsze, że jestem bardzo niezorganizowana. Może po prostu w życiu – każdym życiu – jest tak, że jeśli nam na czymś bardzo zależy, to zawsze znajdziemy czas. Wydobędziemy go spod ziemi. Wystarczy popatrzeć na zakochanych. Choćby mieli nie wiem ile obowiązków i nie wiem jak wielką odległość do pokonania, zrobią wszystko, żeby się zobaczyć przynajmniej na chwilę. I tak samo jest, jeśli masz jakąś prawdziwą pasję. Dla mnie taką pasją jest teatr i pisanie.

Myślę, że teraz zapytam się o to, co wszyscy by chcieli wiedzieć, ale być może wstydzą się zapytać. Jak to jest z tym powołaniem? Kiedy siostra poczuła w sobie głos Pana Boga? Czy łatwo było za nim iść? I jak to wyglądało – czy to było jak uderzenie obuchem, czy może nieustannie powracające myśli?
Nie wychowałam się w rodzinie katolickiej. Mama była aktorką i na wiele lat rozstała się z Kościołem, a babcia – Świadkiem Jehowy. Tak więc przez cały czas szkoły podstawowej i średniej wychowywałam się w środowisku Świadków Jehowy. Chrzest w Kościele katolickim przyjęłam w wieku lat 6, ponieważ mama nalegała, abym została ochrzczona, i na tym skończył się mój kontakt z Kościołem. Nigdy nie uczestniczyłam w katechezie, ani na salkach, ani w szkole. To się zmieniło po śmierci babci w 1995. Zaczęłyśmy z mamą poszukiwać jakiejś drogi duchowej. Tak trafiłyśmy do grupy zajmującej się jogą i medytacją. Mama szybko od tego odeszła. To jej nie wystarczało. Pewnego dnia przypadkowo trafiła na spotkanie Wspólnoty Świętego Jacka gromadzącej się przy kościele krakowskich dominikanów. Zapraszali na rekolekcje wakacyjne do Białki Tatrzańskiej. Pojechałyśmy obie z mamą i wtedy podjęłam decyzję o przygotowaniu do sakramentów. Widok mojej mamy idącej po prawie 20 latach do spowiedzi i komunii tak mną wstrząsnął, że zapragnęłam zaprosić Jezusa do swojego życia. I tak to się zaczęło. W 1998 w Wielki Czwartek przyjęłam u dominikanów Pierwszą Komunię, rok później bierzmowanie, a w 2000 roku, po ukończeniu studiów polonistycznych na UJ, wstąpiłam do Zgromadzenia Sióstr Świętego Dominika. Miałam zupełnie inne plany na przyszłość: chciałam zostać na uczelni i zrobić doktorat, ale pomyślałam: zamknę się w jakiejś katedrze literatury. Napiszę jakąś mądrą książkę naukową. Przeczyta ją trzech profesorów: jeden się zachwyci, drugi wzruszy ramionami, a trzeci powie: beznadziejne. Może jeszcze studenci na egzamin. I to wszystko? Tak ma wyglądać sens mojego życia?  Zaczęła mnie prześladować myśl, żeby oddać swoje talenty i pasje Panu Bogu. On to potraktował bardzo serio. Chciałam wstąpić do innego zgromadzenia, ponieważ bliski mi był jego charyzmat (katechumenat), ale w tamtym czasie te siostry nie organizowały żadnych rekolekcji ani dni skupienia dla dziewcząt. Wydawały mi się zamknięte i niedostępne. Natomiast siostry dominikanki, które poznałam na pielgrzymce dominikańskiej na Jasną Górę w sierpniu 1999 roku, odbierałam jako osoby niesamowicie otwarte i serdeczne. Tego właśnie potrzebowałam. Pojechałam na Kasztanową na dni skupienia dla dziewcząt i tak to się właśnie zaczęło.

Czy nie miała siostra wrażenia, że idąc za głosem Boga traci siostra szansę na to, co dla każdej kobiety najważniejsze – na rodzinę, swój dom, dzieci?
Nie. Po prostu poszłam za głosem serca. Nie można mieć wszystkiego i każda decyzja wiąże się z jakąś stratą, ale przecież staramy się wybierać coś, co jest dla nas większym dobrem.

Jak to jest być zakonnicą? Czy w swoim zgromadzeniu ma siostra jakieś stałe obowiązki czy może spełniać się w kilku rolach?
Żyjemy tak, jak się żyje w każdym domu: pracujemy zawodowo, odpoczywamy, mamy swoje domowe obowiązki. Spędzamy wspólnie czas podczas posiłków. Czasem jedziemy na wycieczkę albo wybieramy się do kina. Obowiązki domowe mam takie, jak większość ludzi: dyżury w kuchni, sprzątanie, zakupy. Nie przepadam za nimi, ale przecież nikt za mnie tego nie zrobi. Bycie zakonnicą jednak przypomina życie rodzinne najbardziej w tym, że mieszkamy razem, tworzymy relacje, zmagamy się  z własnymi słabościami. Tyle że nie wybieramy sobie wspólnoty. Przeprowadzamy się tam, gdzie nas posyłają przełożeni. Ale zawsze w tym nowym miejscu czeka już na nas Jezus. Każdy klasztor i dom zakonny ma swoją kaplicę, więc mogę powiedzieć, że mieszkamy z Panem Jezusem pod jednym dachem i to jest piękne.

Oprócz powołania do bycia siostrą zakonną, posiada siostra drugie powołanie – nauczycielstwo. Chciała siostra uczyć w szkole, obcować z młodzieżą, czy wyszło to przypadkiem?
Nie za bardzo… Zanim zostałam siostrą, marzyłam o pracy na uczelni, ale praca ze studentami to jednak trochę inna rzeczywistość. Jako siostra zakonna pracowałam już w trzech szkołach podstawowych i – aktualnie – w I Liceum Ogólnokształcącym im. B. Chrobrego w Kłodzku. Czasem jest mi trudno, przede wszystkim dlatego, że uczę bardzo „niewymiernego” przedmiotu”: katechezy. Jak nauczyć dzieci czy młodzież istnienia Boga? Jak im przekazać, że On ich kocha i się o nich troszczy? Tego się nie da zrobić bez ich wiary. A wiara się nie pojawi, jeśli nie ma doświadczenia osobowego Boga. Dotknięcia Jego miłości… I niestety bardzo trudno o to dotknięcie, jeśli nie doświadczyli tego ani w swoich domach rodzinnych, ani w Kościele, gdzie bardzo często liczy się kolejny podpis w książeczce do bierzmowania… Staram się więc z moimi wychowankami być. Słuchać ich. Rozmawiać z nimi. No i oczywiście codziennie się za nich modlę. Boli mnie, że odchodzą od Boga i Kościoła, ale z własnego doświadczenia wiem, że na siłę nic się nie da zrobić. Najlepszym nauczycielem Boga jest miłość.
Nauczanie łączy siostra z prowadzeniem grupy teatralnej Dzikie Koty. Byłabym wdzięczna, gdyby siostra opowiedziała jak powstała ta grupa, na jakiej zasadzie działa i pochwaliła się osiągnięciami, których, z tego co obserwują, jest całkiem sporo.
Odkąd pamiętam, teatr jest moją miłością i nie wyobrażam sobie pracy w jakimkolwiek miejscu bez tego radosnego, twórczego napięcia, jakie towarzyszy każdej premierze... I bez tej pasji, z jaką ci fantastyczni młodzi ludzie zabierają się do kolejnej artystycznej przygody.
Kocham młodzież. Uwielbiam także opowiadać o tym, co dla mnie ważne: a więc o Bogu i takich wartościach jak prawda, dobro, piękno. Teatr daje taką możliwość i jest dla mnie najłatwiejszym sposobem wyrażenia tego, co czasem niewyrażalne, oraz łączenia ludzi o najróżniejszym światopoglądzie.
Od 2017 roku zrealizowaliśmy w kłodzkim liceum 8 premier: spektakl poetycki Portret kobiecy, spektakl bożonarodzeniowy Nie było miejsca, przedstawienie o bł. Karolinie Kózkównie Będziesz ze Mną w raju, musical inspirowany twórczością Adama Mickiewicza Ballada o Mistrzu, spektakl bożonarodzeniowy Kolęda dla Niepodległej, adaptację Wesela Stanisława Wyspiańskiego, kolejny spektakl na Boże Narodzenie - Siedem narodzeń - i najnowszy tytuł, który udało się zrealizować tuż przed pandemią: Miłość zmartwychwstała, musical o mojej współsiostrze, bł. Julii Rodzińskiej, zaliczonej do grona 108 męczenników II wojny światowej. Mój znajomy, Przemysław Piechocki, jest autorem muzyki (podobnie zresztą jak do Ballady o Mistrzu), a ja napisałam libretto.
Prezentujemy nasze przedstawienia nie tylko w szkole, ale też w różnych miejscach Kłodzka i Kotliny Kłodzkiej. Byliśmy na wycieczce w moim rodzinnym Krakowie i tam zaprezentowaliśmy Balladę o Mistrzu. Braliśmy także udział w ubiegłorocznej edycji konkursu teatrów amatorskich iTeatr i zostaliśmy zakwalifikowani do drugiego etapu. W listopadzie 2019 pojechaliśmy na Przegląd Teatrów Amatorskich Kurtyna do Gdyni i zdobyliśmy Złotą Kurtynę czyli I miejsce (i 3000 zł. nagrody!) za Wesele. Jeśli po pandemii wszystko wróci do normy, to jesienią 2020 wybieramy się na kolejną Kurtynę z Miłością zmartwychwstałą. Zainteresowały się nami do tej pory 3 stacje telewizyjne: Dzień Dobry TVN, TVP3 Wrocław (program „Drogi wiary”) i TVP 1 (program „Raban”). Dużo się dzieje!
Jeszcze kilka słów o nazwie zespołu. Wymyśliła ją sama młodzież. Siedzieliśmy wyczerpani na próbie generalnej Ballady o Mistrzu. Zrobiliśmy sobie przerwę. Ktoś miał przy sobie gitarę i zaczął grać kawałki z High School Musical. Inni zaczęli śpiewać. Wreszcie jeden z aktorów rzucił hasło: „Dzikie Koty grają razem!”, wszyscy to podchwycili i tak już zostało.

Kolejną siostry miłością – nietrudno to zresztą zauważyć – jest literatura. To może na początek niech mi siostra wymieni trzy najważniejsze książki, które przeczytała w swoim życiu. Dlaczego akurat te? Od razu uprzedzam – wiem, że Pismo Święte będzie na pierwszym miejscu, ale chciałabym, aby siostra wyłączyła je z „książkowego repertuaru”?
Oj, właśnie! Miałam zacząć od Pisma Świętego i będę się tutaj przy nim upierać. Trudno go nie wymienić. Abstrahując od wiary czy jej braku, to jest po prostu tekst kultury, który wpłynął na całe mnóstwo pisarzy i dostarczył im tonę inspiracji. Nie sposób sobie wyobrazić kultury śródziemnomorskiej, jaka nas ukształtowała, bez Biblii, więc mogę powtórzyć za Romanem Brandsttaedterem: „Biblio, ojczyzno moja…”. Czytam ją codziennie. A poza tym? Na pewno Baśnie Andersena i Mały książę Antoine de Saint Exupéry’ego. Te książki nauczyły mnie wrażliwości, wyobraźni i kontaktu z uczuciami. Twórczość wielkich romantyków polskich i obcych: Goethego, Schillera, Mickiewicza i Słowackiego. Dzięki nim nauczyłam się tęsknić za tym, czego nie ogarnia „mędrca szkiełko i oko”. Dramaturgia Szekspira i Mrożka. Dlaczego takie zestawienie? Szekspir pokazuje świat wielkich konfliktów i namiętności, a Mrożek poprzez swój nieco absurdalny humor pomaga złapać do nich dystans. Daje mi to pewną równowagę w spojrzeniu na rzeczywistość. Poza tym jeden i drugi uczy myślenia teatrem, a więc obrazem, skrótem, dialogiem, wyrazistym zbudowaniem akcji i postaci. To mnie fascynuje. No i oczywiście – last but not least – poezja Wisławy Szymborskiej. To ona nauczyła mnie pisania. Tej beztroskiej zabawy słowem, z której niepostrzeżenie wyłania się sens. Mogłabym jeszcze wiele wymieniać. Dodam tylko, że uwielbiam literaturę odwołującą się do życia zwykłych ludzi w czasach II wojny światowej i tutaj z autorów współczesnych mistrzynią jest dla mnie Maria Paszyńska, a szczególnie jej cykl Owoc granatu, Ałbena Grabowska i jej saga Stulecie Winnych oraz ksiądz Arkadiusz Paśnik ze swoją Obietnicą, a relaksuję się przy Opowieściach z Narni Clivesa Staplesa Lewisa i Jeżycjadzie Małgorzaty Musierowicz. Niedawno też odkryłam.. Wiedźmina i opowiadania Andrzeja Sapkowskiego. Świetna proza z niegłupim przesłaniem! A zaraził mnie tą literaturą jeden z moich uczniów, i to jest dowód na to, że warto słuchać młodzieży i dać się zaprosić do ich świata. Bo tam bywa fascynująco! Nie zapomnę miny pewnego pana, który zobaczył, że w pociągu czytam Sapkowskiego. I ten jego komentarz: „To siostra czyta TAKIE rzeczy?!”.

Jak zaczęła się siostry przygoda z pisaniem?
Pierwszą powieść napisałam w wieku lat ośmiu. Była wykaligrafowana w gładkim zeszycie, oprawiona w biały papier śniadaniowy, na którym narysowałam okładkę i tytuł: „Laleczka czyli dziewczynka o rozwianych włosach”. Niestety, zachował się tylko ten tytuł… Ale w swoich starych szpargałach posiadam egzemplarz innej książki, z tych samych czasów, podobnie „wydanej”, z moimi rysunkami: „Ula z Błękitnego Wzgórza”. Zaczyna się obiecująco: „Opowieść ta jest bardzo długą baśnią. Dzieje się w Błękitnym Wzgórzu. Ale tego miejsca już znaleźć nie można ani w atlasie, ani w książce z mapą, ani na mapie. Można go znaleźć tylko w książce z bajkami…”. Kiedy miałam jakieś piętnaście lat, zaczęłam natomiast pisać wiersze. Poszłam nawet z tymi pierwszymi literackimi próbkami na herbatę do samej Wisławy Szymborskiej. Mistrzyni przywitała mnie dobrodusznie, jak czuła babcia: „Ile TOTO ma lat?”. Do dzisiaj pamiętam aromat tej herbaty owocowej i różanych ciasteczek, a zeszycik z tymi wierszami, z jej podpisem na ostatniej stronie i życzeniami wszystkiego dobrego posiadam nadal… Jako siostra zakonna zaczęłam pisać scenariusze teatralne na potrzeby różnych grup, jakie prowadziłam. Po prostu łatwiej mi było napisać coś swojego niż znaleźć w Internecie taki scenariusz, po przeczytaniu którego zawołam z zapałem: „Wow! To jest to!”.
Pierwszą „poważną” powieść, którą można uznać za mój literacki debiut, napisałam jednak dopiero w 2013 roku. Nosi tytuł Na końcu schodów i została wydana przez Wydawnictwo Diecezjalne w Sandomierzu. Opowiada o Matce Kolumbie Białeckiej, założycielce naszego zgromadzenia. Napisałam ją na prośbę ówczesnej matki generalnej, Beniaminy Potocznej. Kiedy mi powiedziała, że ma dla mnie takie bojowe zadanie, z wrażenia nie mogłam spać w nocy, ale zaraz zabrałam się do pracy, bo uwielbiam wyzwania.

Dlaczego „Niebo w kolorze popiołu”? Dlaczego siostra Julia?
Powieść o siostrze Julii była od dawna moim literackim marzeniem. Kiedy na początku życia zakonnego dowiedziałam się, że mamy taką świętą, to postanowiłam, że będę o niej pisać. Nie miałam jeszcze pojęcia, co i w jakiej formie, ale pragnienie było mocne. Fascynowała i poruszała mnie historia jej życia: mała, osierocona dziewczynka, przygarnięta przez dominikanki w Nawojowej, też odkrywa powołanie zakonne. Zostaje posłana jako wychowawczyni do sierocińca w Mielżynie. To bardzo trudne czasy: tuż po I wojnie światowej. Szybko się jednak okazuje, że siostra Julia ma dar zdobywania dziecięcych serc. Jest takim Korczakiem w habicie. Może dlatego, że sama doświadczyła tego trudnego losu. Mogła jednak powiedzieć: jestem nieszczęśliwa, miałam trudne dzieciństwo i zamknąć się w sobie i własnej goryczy. Wybiera inną drogę: poszukiwania bardziej potrzebujących miłości niż ona. Potem zostaje wysłana do innego zakładu dla sierot prowadzonego przez dominikanki – w Wilnie – i sprawia, że ta placówka staje się wzorcowym ośrodkiem w mieście. Szybko zostaje kierowniczką i – na ile to możliwe - stara się stworzyć dzieciom dom. Nawet ubrania mają kolorowe i świetnej jakości, a nie, jak dzieci z innych zakładów, szare mundurki. Nadchodzi jednak wojna. Sowieccy okupanci odbierają dominikankom wszystko: sierociniec, klasztor, pracę, a nawet habity. Siostra Julia się nie załamuje. Pomaga księżom emerytom, a podczas okupacji niemieckiej organizuje tajne nauczanie, za które można zapłacić życiem. Są świadectwa - niestety tylko ustne - że pomagała również członkom AK oraz Żydom. Zakończenie tej działalności jest takie, jak się można było spodziewać: siostra Julia i trzy inne siostry zostają aresztowane. Potem już tylko siostra Julia wywieziona do obozu w Stutthofie. Tamte siostry z tajemniczych powodów wypuszczono. Znowu siostra Julia mogłaby się załamać, a tymczasem nawet w tym strasznym miejscu szuka ludzi, którzy stracili nadzieję i wolę życia. Oddaje im ciepłą odzież, chleb, organizuje spotkania modlitewne i posługę sakramentalną. Wreszcie, gdy wybucha epidemia tyfusu, idzie do zarażonych. Tuż przed wyzwoleniem obozu. Tuż przed końcem wojny. Żeby z tymi ludźmi być. Sama zaraża się i umiera… Dla mnie ta postać jest wzorem nie tylko niezłomnej wiary, co oczywiste, ale także czułego człowieczeństwa. Pochyla się nad każdym, kto jest słabszy i bardziej bezbronny od niej. Dlatego może być inspiracją dla wszystkich, niezależnie od przekonań religijnych. I wzorem pięknej, opiekuńczej, ale zarazem silnej i wolnej kobiecości.
Opowieść o siostrze Julii z jednej strony jest przewidywalna, nie daje czytelnikowi chwili niepewności, co dalej – przynajmniej w wątku głównej bohaterki - bo wiadomo, jak się kończy. Z drugiej – jest to gotowy materiał na powieść. Ciekawe tło historyczne, zróżnicowane wątki i postacie, dramatyzm ludzkich wyborów moralnych… Kłopotem było bardzo mało zachowanych źródeł.
A dlaczego „Niebo w kolorze popiołu”? Tytuł miał brzmieć inaczej: „Wszystko, co tutaj kochałam”. Ale Edycja Świętego Pawła, która zdecydowała się na wydanie powieści, zasugerowała, żeby zmienić, bo taki tytuł kojarzy się zbyt „melodramatycznie”. Trudno się nie zgodzić. A ponieważ jestem człowiekiem, który podejmuje szybkie decyzje, to niemal natychmiast przyszło mi do głowy właśnie „Niebo w kolorze popiołu”. To sformułowanie pojawia się w obozowej części powieści kilkakrotnie. Jest niejednoznaczne: popiół to coś smutnego, szarego, niepokojącego. Niebo natomiast kojarzy się z nadzieją, wolnością i naszą prawdziwą ojczyzną, której nikt nam nie odbierze…

Jak czuje się pisarz podczas tworzenia? Czy to „Radość pisania/ Możność utrwalania/ Zemsta ręki śmiertelnej”? A może bliżej mu do postaw młodopolskich? „I chociaż życie nic nie warte, eviva l’arte!”?
Bardzo różnie. Raz jest to „radość pisania”, innym razem euforyczne „eviva l’arte”. Kocham te momenty, bo wtedy klawiatura pali mi się pod palcami. Niestety, najczęściej to mozolna praca polegająca na uporczywym pokonywaniu zniechęcenia i zmęczenia materiałem. I wtedy kilka linijek napisanego tekstu już jest sukcesem. Sekretem warsztatu pisarza - myślę, że każdego - jest wytrwałość. I świadomość, co chcemy przekazać. O czym opowiedzieć. Dlaczego akurat o tym.

Co siostra czuła, kiedy postawiła ostatnią kropkę w swojej powieści? Żal, że to koniec? A może dumę i szczęście, że się udało?
Ulgę, że nareszcie. Byłam bardzo zmęczona, bo jeździłam z tym plikiem w komputerze wszędzie. Nawet na wakacje. W dodatku lato 2018 to był dla mnie trudny czas rekonwalescencji. Byłam po dość ciężkiej operacji. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Satysfakcję oczywiście też: uczucie postawienia kropki przy ostatnim zdaniu, które w powieści brzmi właśnie: „Wszystko, co tutaj kochałam”, jest bezcenne!

Siostry pierwsza powieść „Na końcu schodów” opowiada o matce Kolumbie Białeckiej, druga – „Niebo w kolorze popiołu” – o siostrze Julii Rodzińskiej. O jakiej wybitnej dominikance będzie trzecia powieść?
Nie mamy - jak na razie - trzeciej „spektakularnej” świętej. Ale mam kilka pomysłów. Zobaczymy, co się z tego narodzi. Pan Bóg już tyle razy mnie zaskakiwał, że pewnie i teraz szykuje jakieś niespodzianki.

Siostro! Dziękuję za tę piękną i wartościową rozmowę. Życzę dalszych sukcesów, uśmiechu na twarzy i nieustannego realizowania swoich pasji.

Rozmawiała
Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Fot. Archiwum prywatne




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat