„Złodziej wrót” - recenzja

Recenzja książki „Złodziej wrót”.
Magiczne wrota, gorące amerykańskie nastolatki i sporo wiedzy z zakresu historii kultury. Tak w skrócie możnaby przedstawić koncept na najnowszą książkę Orsona Scotta Carda.

Złodziej wrót” to kolejna powieść Carda. Twórca sfilmowanej niedawno znanej „Gry Endera” wciąż tworzy kolejne historie dziejące się w różnych światach. Nowa seria jest z założenia przeznaczona dla nastolatków. Niedawno wydana książka jest drugą po „Zaginionych wrotach”. Opowiada o świecie magicznym, który spleciony jest z tym realnym. Główny bohater, Danny North, próbuje żyć jak normalny nastolatek. Biega, trenuje w szkolnej drużynie. Choć został spłodzony w określonym celu, jego szczególne zdolności wciąż się nie ujawniły. Danny jest bowiem potomkiem magicznych rodziców. Tak jak i cała jego rodzina wywodzi się od starożytnych magów. Niektórzy potrafią władać siłami natury, inni poszczególnymi elementami znanej nam rzeczywistości jak np. żelazem, maszynami itd. Dzięki zbiegowi okoliczności w końcu chłopak odkrywa swoje powołanie. Jest złodziejem wrót. Ta wyjątkowa umiejętność pozwala na wykorzystywanie szczelin w czasoprzestrzeni i przenoszenie się we wszystkie możliwe zakątki globu. Radość Danny'ego zmienia się w duży kryzys, gdy pojmuje, że wszystkie żyjące klany magiczne na świecie będą walczyć o tą drogę transportu. Przejście przez wrota wzmacnia bowiem naturalne zdolności, a także potrafi uzdrawiać. Z pomocą ludzkich przyjaciół spróbuje więc zapobiec katastrofie jaką będzie przejęcie Ziemi przez odwiecznych wrogów.

Złodziej wrót” to kolejna powieść o walce dobra ze złem. Nie ma tu nic odkrywczego, choć generalnie książka napisana jest dobrze. Można także mieć wrażenie jak gdyby była podzielona na dwie nierówne części. Zaczyna się trochę w stylu „Zmierzchu” gdzie przystojny młodociany magik jest wciąż atakowany przez rozpalone żądzą koleżanki. Później po odkryciu swoich umiejętności i konfrontacji z rodziną, Danny, choć wciąż plącze się w niedoszłych romansach, staje się drugorzędny wobec Klucha, choć opowieść o tym starożytnym złodzieju wrót nadal ściśle wiąże się z historią chłopaka. Jednak na końcu, zamiast spodziewanej jasnej walki dobra ze złem, dostajemy bardziej wykład kulturoznawczy na temat starożytnych bogów i sił budujących ludzkie ciało oraz duszę. Oczywiście bitwa trwa do ostatniej strony i bierze w niej udział poza Dannym, także wiele innych postaci. Mimo to końcówka powieści była dla mnie dosyć nużąca. Card jest bardzo doświadczonym pisarzem. Dlatego też „Złodziej wrót” to całkiem udana powieść. Nawet jeśli momentami sprawia tylko wrażenie jakby z tego szczegółowego szkicu, miała powstać świetna książka.

Agnieszka Pater
(agnieszka.pater@dlalejdis.pl)

Orson Scott Card, „Złodziej wrót”, Warszawa, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2014




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat