„Znajdź mnie” – recenzja

Recenzja książki „Znajdź mnie”.
„Szukaj mnie, na dobre i na złe, złap mnie za kolano, twoje oczy…” *

Może to tylko moje wrażenie, ale autorom chyba coraz trudniej jest stworzyć dobrą i  wciągającą historię kryminalną. Jeśli już sięga się po mniej szablonowy pomysł, to często przysłowiowy pies zostaje pogrzebany w trakcie wprowadzenia go w życie. Czasem udaje się początkowy potencjał zmarnować tak widowiskowo, że opowieść zamiast napięcia wzbudza tylko zażenowanie albo niezamierzony wybuch śmiechu. Taka sytuacja razi tym bardziej, gdy nie mamy do czynienia z debiutantem/ką, a raczej trudno tym mianem określić Anne Frasier. Tym trudniej jest stawić czoła temu, iż moje pierwsze spotkanie z jej twórczością będzie ostatnim, ale zacznijmy od początku, bo był on obiecujący.

Benjamin Wayne Fisher to odsiadujący wyrok dożywocia seryjny zabójca, który pewnego dnia postanawia skontaktować się z detektywem Danielem Ellisem i złożyć mu propozycję nie do odrzucenia. Osadzony wskaże policji miejsca pochówku ciał zamordowanych kobiet, o ile udział w tym procesie będzie miała jego córka Reni, była profilerka FBI. Bycie potomkiem zbrodniarza to wystarczający balast, a w tym przypadku jest on zwielokrotniony, ponieważ kilkuletnia Reni była przez ojca wykorzystywana do wabienia jego ofiar. Ellis również nie jest zaangażowany w sprawę z czysto zawodowych powodów, policjant podejrzewa bowiem, że z ręki Fishera zginęła jego matka.

Patrząc na zarys, można się było więc spodziewać dużej dawki emocji i nacisku na pogłębioną psychologię postaci. Tymczasem Anne Frasier postanowiła na bardzo wczesnym etapie usunąć jeden z kluczowych elementów, który mógł nam je zapewnić. Kiedy znika, zostajemy pozostawieni z pozbawioną ikry, linearną i niespecjalnie angażującą historią, w której czytelnik zawsze jest nie krok, a raczej kilometr przed postaciami.

Te z kolei, pomimo doświadczenia i przygotowania merytorycznego, mają spore trudności z poskładaniem elementów układanki w całość, co niestety rzutuje negatywnie na ich odbiór. Oczywiście, bystrość bohaterów trzeba dostosowywać do fabuły, ale w tym przypadku zarzut ten jest tym poważniejszy, że mówimy o dwójce protagonistów zapoczątkowanej „Znajdź mnie” serii. Biorąc pod uwagę zaskoczenie wywołane stwierdzeniem, że Daniel ma/miał żonę, raczej nie trudno się domyślić, w jakim kierunku prowadzona będzie ta relacja, co dla mnie jest kolejnym minusem.

Styl Anne Frasier w moim odczuciu niczym się nie wyróżnia, a koniec powieści jest tak absurdalny i nieprawdopodobny, że o jakimkolwiek zawieszeniu niewiary nie może być mowy. Krótko mówiąc, mimo wielkich nadziei „Znajdź mnie”, okazało się jedną z najsłabszych książek przeczytanych przeze mnie w dobiegającym końca roku.

Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)

Anne Frasier, „Znajdź mnie”, Wydawnictwo MUZA, Warszawa, 2021r.

*Cytat z improwizowanej wersji skeczu „Niebo” kabaretu Neonówka




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat