Zofia Nałkowska kobieta wyzwolona? - Wywiad z Iwoną Kienzler

Wywiad z Iwoną Kienzler autorką książki pt. Nałkowska i jej mężczyźni.
Wywiad z Iwoną Kienzler autorką książki pt. Nałkowska i jej mężczyźni. Zwolenniczka wolnej miłości i praw kobiet.

Pani Iwono nie jest to pierwsza książka, w której przedstawia Pani kontrowersyjne oblicze znanej Polki. Skąd wziął się pomysł na taką tematykę?
Zawsze bardzo interesowała mnie tematyka związana z kobietami i ich wpływem na losy świata, w tym na historię Polski. Jak zapewne Pani zauważyła, bohaterkami niemal wszystkich moich książki są właśnie przedstawicielki płci pięknej. Nawet, jeżeli piszę o Kazimierzu Wielkim czy księciu Józefie Poniatowskim, to koncentruje się na paniach, które przewinęły się przez ich życie. Zarówno Konopnicka, o której pisałam wcześniej, jak i Nałkowska, co prawda bezpośredniego wpływu na naszą dzieje naszego kraju nie wywarły, ale wyraźnie zaznaczyły swoją obecność w polskiej literaturze, a ich utwory należą do kanonu naszej prozy i poezji, wchodzą w skład obowiązkowych lektur szkolnych. Na temat twórczości tych kobiet napisano tomy, ale one same jawią się nam niejako jako osoby żywcem zdjęte z pomników, istoty niemal bez skazy. A tymczasem zarówno Konopnicka jak i Nałkowska były postaciami zupełnie nieszablonowymi i niebywale interesującymi, ale nie bez skazy, to były prawdziwe, a nie papierowe kobiety. Zwłaszcza pierwsza z wymienionych zaskakuje i to bardzo przy bliższym poznaniu. Co do Nałkowskiej, to zapewniam, że gdyby żyła dzisiaj nie schodziłaby z pierwszych stron tabloidów i byłaby ulubioną bohaterką wszelkiego typu portali plotkarskich.

Czy można mówić w tym przypadku serii? Czy zamierza Pani kontynuować podobne biografie?
Myślę, że tak, to bardzo interesujący temat, a znane Polki kryją jeszcze wiele tajemnic.

Jak ocenia Pani bohaterki swoich książek? Co je łączy a co dzieli?
Przede wszystkim żyły w zupełnie innych epokach i realiach obyczajowo-społecznych. Konopnicka to pisarka i poetka doby pozytywizmu, która do końca życia nigdy nie wyrwała się z kanonów obowiązujących w tej epoce, natomiast Nałkowskiej dane było żyć i tworzyć aż w trzech epokach: Młodej Polsce, Polsce międzywojennej oraz w Polsce powojennej i w każdej doskonale się odnajdywała, a jej książki cieszyły się wielkim powodzeniem. Obie jako literatki za życia były niemal instytucjami, cieszyły się niekłamanym poważaniem i szacunkiem. Także w życiu prywatnym dzieliło je bardzo wiele, pierwsza z nich żyła w czasach, kiedy kobiety dopiero walczyły o swoje prawa, natomiast Nałkowska mogła cieszyć się prawami wywalczonymi przez sufrażystki: mogła głosować, brać udział w życiu politycznym kraju i być niezależna. Ale paradoksalnie, to właśnie Konopnicka potrafiła wziąć sprawy w swoje ręce i gdy znudziła się małżeństwem, zapakowała lary i penaty, zabrała dzieci i wyjechała z rodzinnego domu. Żyła tak jak chciała, podróżowała po świecie i, używając dzisiejszej terminologii, płaciła nawet alimenty swemu małżonkowi. Chciałabym jednocześnie zaznaczyć, że jej mąż Jan Konopnicki, bynajmniej nie był takim złym człowiekiem, jak go przedstawiano we wcześniejszych biografiach autorki Sierotki Marysi. Fakt, zupełnie nie radził sobie z gospodarowaniem, raz po raz popadał w długi, ale z takimi problemami borykało się wielu przedstawicieli tej warstwy społecznej, a ich towarzyszkom życia nawet do głowy by nie przyszło, by od nich odchodzić. Poetka zachowywała się zupełnie nieszablonowo, abstrahując oczywiście od jej domniemanego homoseksualizmu. Kiedy uznała, że miłość się wypaliła, po prostu zakończyła związek, nie bacząc na to „co ludzie powiedzą”.
Tymczasem Nałkowska, chociaż publicznie domagała się praw do wolnej miłości dla kobiet, brnęła raz po raz, w jakieś nieudane związki, szukała mężczyzn w typie macho, którzy ranili ją do głębi. A kiedy zrozumiała, że związek należałoby zakończyć, nie miała na tyle siły, żeby podjąć decyzję. Proszę sobie wyobrazić, że gdyby nie jej matka, która spakowała jej rzeczy i przeprowadziła swoją córkę do siebie, Nałkowska nigdy nie odeszłaby od drugiego męża, który nie dość, że był psychicznym sadystą, to jeszcze związał się z inną kobietą.
Widzę jeszcze jedną cechę wspólną obu tych pań: do końca życia podobały się mężczyznom, chociaż żadna z nich nie była pięknością. Jeden z adoratorów Konopnickiej popełnił nawet z jej powodu samobójstwo. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że autorka Pana Balcera była już wówczas po pięćdziesiątce. Z kolei Nałkowska budziła zachwyt mężczyzn i to dużo młodszych od siebie, jako sześćdziesięciolatka.

Skoro tytuł Pani książki wspomina o mężczyznach pozwolę się zapytać ilu ich w końcu było w życiu Nałkowskiej?
Szczerze mówiąc, sama nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, pomimo że w biografię autorki Granicy wgryzłam się bardzo głęboko. W swoich Dziennikach pisała często o swoich związkach dość enigmatycznie, jakby sama przed sobą nie chciała się przyznać, czy relacje te przekroczyły poziom platoniczny. Po szczegóły odsyłam do mojej książki. Zapewniam jednak, że opinia jakoby była Messaliną świata artystycznego dwudziestolecia międzywojennego i że każdy młody pisarz, który chciał zaistnieć w ówczesnej literaturze, musiał przejść przez jej łóżko, jest mocno przesadzona.

Co wyróżniało wybranków Zofii Nałkowskiej?
Jak już wcześniej wspomniałam pociągali ją mężczyźni w typie macho, a przynajmniej z takimi wiązała się na dłużej. A to nie jest dobry materiał na towarzysza życia, przynajmniej dla kobiety silnej i niezależnej, a taką była właśnie bohaterka mojej najnowszej publikacji. W efekcie pakowała się w toksyczne związki. Jej pierwszy mąż, niewydarzony poeta, zdradzał ją, i to z pracującą w ich domu służącą i wyżywał się na niej za swoje literackie niepowodzenia. Drugi małżonek był istnym tyranem i sadystą psychicznym. Na domiar złego, obaj chętnie wyciągali rękę po pieniądze... Kiedy w jej życiu pojawił się mężczyzna delikatny i wrażliwy – Bruno Schultz, była w stanie zdobyć się jedynie na krótki romans, a właściwie, jakbyśmy to ujęli epizod erotyczny. Bardzo cierpiała w tych toksycznych związkach, zdradzana, poniżana i wykorzystywana. Instynktownie czuła, że najlepszy byłby dla niej mężczyzna pokroju Karola Szymanowskiego, w którym zresztą się zakochała. Tak się jednak nieszczęśliwie dla pisarki złożyło, że kompozytor wolał mężczyzn...

Coś musiało tych mężczyzn do Nałkowskiej przyciągać?
Zofia była bardzo atrakcyjną kobietą i co ciekawe, ową atrakcyjność umiała podtrzymać do końca swych dni, o czym świadczą chociażby pełne zawiści uwagi jej koleżanki po piórze Marii Dąbrowskiej. Była wysoka, postawna, nosiła się niemal jak królowa. W towarzystwie, nawet gdy wokół były o wiele od niej ładniejsze kobiety, trudno było jej nie zauważyć. Poza tym była świetną interlokutorką i zdaje się, że do perfekcji opanowała sztukę flirtowania, przy czym był to flirt intelektualny, opierający się na inteligencji, błyskotliwości i erudycji. Mniej więcej w taki sam sposób uwodziła mężczyzn Kleopatra. A panów w typie macho przyciągała zapewne jej silna osobowość, którą każdy starał się ujarzmić. Ich próżność mile łechtał fakt, że ta wybitna pisarka, podziwiana przez wielu, jest im całkowicie podporządkowana. Zresztą jej urok docenił nawet homoseksualista Szymanowski, który powiedział, że jedyną kobietą, z którą mógłby się ożenić jest właśnie Nałkowska.

Jak ona widziała siebie w tych związkach? Czy była szczęśliwa?
Zdecydowana większość jej związków to takie, które dziś określane są mianem toksycznych, chociaż w czasach, w jakich żyła pisarka nikt ich tak nie nazywał. Z pewnością nie była szczęśliwa, chociaż starała się łapać chwile szczęścia i wykorzystywać je jak najlepiej. Ale chyba przesadą jest, że postrzegała siebie jako ofiarę. Całe życie poszukiwała idealnej miłości i niestety jej nie znalazła. Ale czy to jest w ogóle możliwe?

Co było na tyle niezwykłego w Zofii Nałkowskiej, że postanowiła Pani poświęcić jej swoją uwagę?
Pamiętam ze szkoły średniej portret autorki Medalionów, przedstawiający ją jako nobliwą, bardzo elegancką, ale starszą panią. Ot, taką nudną ciotkę. A tymczasem pisarka nie była wcale ani nudna, w niczym też nie przypominała starej ciotki. To była kobieta, która kochała życie i nie bała się łamać schematów.

Czy pisząc o Nałkowskiej polubiła ją Pani?
Tak i to bardzo. Chociaż czasami załamywałam ręce, widząc jak daje się wodzić za nos kolejnym partnerom.

Jak według Pani ona sama oceniała siebie? Czy możemy uznać, że czuła się feministką?
Pisarka, jako pierwsza kobieta w Polsce miała odwagę domagać się równouprawnienia, nie tylko w kwestii prawa kobiet do pracy, głosowania i równości w świetle prawa, ale przede wszystkim – wyzwolenia kobiecego erotyzmu i seksualności. Choć wygłoszony przez pisarkę referat wywołał wielki skandal, ona sama zupełnie sobie nic z tego nie robiła. Tym wystąpieniem zapracowała sobie na miano urodzonej feministki, a do dziś pokutuje mit Nałkowskiej, jako kobiety konsekwentnie realizującej prawo do miłości, a przede wszystkim – prawo do przyjemności i rozkoszy seksualnej. Ale jest to niestety mit. Pamiętajmy, że w czasach gdy młoda pisarka wystąpiła na zjeździe kobiet z owym bulwersującym referatem, domagając się jak to ujęła „całego życia” dla kobiet, co oznaczało właśnie prawo do czerpania rozkoszy z seksu, powszechny był pogląd, że panie nie potrafią czerpać żadnej przyjemności z pożycia seksualnego. Co więcej, uważano, że nie są do tego zdolne, ze względu na ich fizjologię. Młoda pisarka burzyła więc fundamenty, stąd też łatka feministki.

Czy nie jest dziwne, że mimo tak licznych związków i angażowania się w coraz to nowe i często nieszczęśliwe relacje bliskie jej były wyjątkowo postępowe poglądy?
Chociaż nie bała się wiązać z młodszymi od siebie mężczyznami, to wydaje się, że w głębi duszy tęskniła do miłości idealnej. Poza tym, choć sama nigdy się do tego przed sobą nie przyznała, marzyła o normalnym domu, pełnym miłości i dzieci. Na jej nieszczęście nie dane jej było zaznać macierzyństwa. Jej postępowe poglądy w zasadzie ograniczały się do kwestii uczuć. Jak chciała być z jakimś mężczyzną, nie liczyło się nic: ani fakt, że ma rodzinę, ani to że jest od niej młodszy. Naprawdę chciała „całego życia”.

Dzisiaj coraz odważniej mówi się o życiu prywatnym znanych postaci, jednak odkrywanie bujnego życia erotycznego autorki lektur szkolnych wciąż wzbudza kontrowersje. Z czego to wynika?
Nie wiem i szczerze mówiąc bardzo mnie to dziwi. Dotyczy to zwłaszcza postaci kobiecych. Proszę sobie wyobrazić, że w Kaliszu, rodzinnym mieście Konopnickiej, po lekturze mojej książki do rady miasta wpłynął wniosek o usunięcie pomnika pisarki! Jakby jej życie prywatne rzutowało na jakość jej twórczości. Wydaje mi się, że wciąż żywy jest mit Matki-Polki, która ma prawo wyłącznie do obowiązków, wychowywania dzieci na patriotów, a na deser otrzymywania wyłącznie cierpienia. Na kobiety, które chcą być szczęśliwe i nie wahają się dążyć do szczęścia wciąż patrzymy dość podejrzliwie i je potępiamy.

Czy to znaczy, że niewiele zmieniło się w postrzeganiu wyzwolonych kobiet do dzisiaj?
Niestety, obawiam się, że tak. Proszę zauważyć, jak postrzega się feministki: w mniemaniu wielu są to potwory żądające prawa do aborcji, a więc do zabijania dzieci, odmawiające kobietom prawa do macierzyństwa i walczące z tradycyjnymi wartościami. Wciąż na siłę chce się nas wtłoczyć w gorset wspomnianej wcześniej Matki-Polki i wielu nadal nie może zrozumieć, że nie każda kobieta chce się realizować wyłącznie w kuchni i przy dziecięcym łóżeczku. Zresztą w moim przekonaniu, w dzisiejszych czasach macierzyństwo wcale nie musi przeszkadzać w karierze i w samorealizacji. Pamiętajmy, że szczęśliwa matka wychowa szczęśliwe, pewne siebie dziecko, które znacznie łatwiej poradzi sobie w dorosłym życiu.

Iwona Kienzler – gdynianka, tłumaczka, pisarka, autorka ponad osiemdziesięciu książek – publikacji non-fiction z zakresu historii, jak również leksykonów i słowników. Pisze także reportaże z podróży oraz artykuły dotyczące spraw gospodarczych i historii Polski, a także odwiedzanych przez nią krajów i regionów. Pasjonuje się historią, a zwłaszcza rolą kobiet i ich często zapomnianemu lub niedocenianemu wpływowi na losy i decyzje mężczyzn rządzących państwami, czy też będącymi wpływowymi politykami lub mężami stanu. Historia opisywana w książkach Iwony Kienzler to historia widziana oczyma kobiet. Nakładem wydawnictwa Bellona ukazały się już m.in.: Stanisław August. Mąż wszystkich żon, Władysław Jagiełło. Wierny mąż niewiernych żon, Miłości Polskich Królowych i Księżniczek. Czas Piastów i Jagiellonów, Mocarz alkowy. August II Mocny i kobiety, Kobiety w życiu Marszałka Piłsudskiego, Romanse żon polskich królów elekcyjnych, Król Kazimierz Wielki Bigamista, Poczet kochanek i metres władców Polski, Kobiety Zygmunta Augusta, Życie miłosne polskich królów z dynastii Wazów, Maria Konopnicka. Rozwydrzona bezbożnica, Europa jest kobietą. Romanse i miłości sławnych Europejek.

Fot. Materiały wydawnicze




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat