„Ciche dni” – recenzja

Recenzja książki „Ciche dni”.
„Ciche dni” to historia małżeństwa, które milczy. Nie z powodu kłótni. Nie z uwagi na separację. Oboje milczą, bo… kochają się nawzajem.

Wierzysz w słowa „prawda was wyzwoli”? Przeczytawszy „Ciche dni”, przyszły mi do głowy automatycznie. Nie znalazłabym dla nich lepszego zastosowania. Ale zacznijmy od początku. Sięgając po nową na polskim rynku, debiutancką powieść Abbie Greaves, spodziewałam się historii kłótni, niezrozumienia, może nienawiści, ale na pewno emocji z negatywnego spektrum. Mimo iż na okładce Frank i Margot zostali przedstawieni jako szczęśliwe małżeństwo z długim stażem, nie sądziłam, by szczęście dało się utrzymać. Nie, kiedy mąż decyduje, że nie odezwie się do żony ani słowem, a cisza trwa… pół roku. Zdziwił mnie drastyczny krok Margot – również wyjawiony w opisie na okładce – mianowicie próba samobójcza. Jest tyle innych wyjść: od terapii małżeńskiej po rozwód. Cóż, wtedy jeszcze nie znałam powodu milczenia i historii, która stoi za ogromnym nieszczęściem głównych bohaterów. Tego miałam dowiedzieć się wkrótce.

„Ciche dni” to powieść napisana w pierwszej osobie, potraktowana najpierw jako myśli i spowiedź Franka, później zaś odczyt zwierzeń Margot. Dzięki temu zabiegowi możemy poznać historię zarówno ze strony mężczyzny, jak i jego ukochanej. Historię ogromnej miłości, ale też braku odczuwanego przez bohaterkę. Wszystko, o czym zawsze marzyła, to kochający mężczyzna i dziecko. Pierwsze udało jej się zdobyć, drugiego – nie. Żyła z bolesną pustką przez wiele lat. Kiedy pogodziła się z faktem, że spędzą życie we dwoje z Frankiem, okazało się, że jest w ciąży. Mogłoby się zdawać, że odtąd będzie tylko lepiej, prawda? Niestety było na odwrót.

Nie będę zdradzać historii Eleanor – córki Franka i Margot – ponieważ to jest coś, co trzeba… nawet nie poznać, ale poczuć samemu. To z niej bierze się cała emocjonalna warstwa w „Cichych dniach”. Warstwa gruba, ciężka i aż wilgotna, lepka od smutku. Trudno zaprzeczyć, że powieść Greaves emocjami stoi. Teraźniejsza fabuła nie jest porywająca: Margot leży w śpiączce w szpitalu, a Frank do niej mówi. Ot, tyle. Porywającym trudno też nazwać to, co się działo w przeszłości. Nie o akcję bowiem tu chodzi, lecz o psychologię postaci. Przeżywanie uczuć przez bohaterów i trudne decyzje, które w efekcie podejmują.

A co ze wspomnianymi we wstępie słowami „prawda was wyzwoli”? Dla mnie stanowią morał, naukę wyniesioną z lektury. Gdyby tylko bohaterowie nie bali się tak bardzo skrzywdzić jedno drugiego, nie doszłoby do milczenia ani próby samobójczej, a proces akceptacji i wybaczenia samemu sobie rozpoczęłaby się dużo wcześniej. O tym jednak przekonacie się sami, kiedy sięgniecie po „Ciche dni”. Zdecydowanie warto.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Abbie Greaves, „Ciche dni”, Warszawa, Muza, 2020




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat