Magda Gessler i wielka tragedia w Wałczu

Kuchenne Rewolucje Magdy Gessler w restauracji "Blue Moon" w Wałczu.
Jeśli mieliście dość słodkopierdzących odcinków z happy endami i wypatrywaliście sokolim wzrokiem prawdziwej, soczystej dramy, szósty odcinek Kuchennych Rewolucji jest spełnieniem waszych marzeń!

Tak, wreszcie odbyło się to, na co wraz z rozpoczęciem każdego sezonu czekamy. Magda Gessler, doprowadzona na skraj wytrzymałości, tupie nogą – opcjonalnie talerzem – i opuszcza lokal, informując, że rewolucji nie będzie. Tuż po niej wychodzą – lub zostają wyproszone – wszystkie dziewczyny pretendujące do bycia kucharkami oraz kelnerki. Na końcu swą obrazę na cały świat demonstrują właściciele, no i mamy słodki finał. W porządku, prawie finał, bo po odczekaniu paru tygodni Gessler tradycyjnie wraca na miejsce dramatu i okazuje się, że... jest naprawdę smacznie! Że wnętrza zostały takie, jakie zaproponowała. Że część ekipy wróciła. Że rodzice odsunęli się od interesu, przekazując stery bardziej rozgarniętemu synowi – choć według dwóch byłych pracownic to „pic na wodę”. I że w menu zostało parę jej rozwiązań, ale w nowych odsłonach, których autorką jest utalentowana Ukrainka Luda. Ale zacznijmy od początku.

Szósty odcinek Kuchennych Rewolucji rozegrał się w Wałczu, tuż nad jeziorem. W podziemiach Ośrodka Szkoleń Olimpijskich sześć lat temu lokal „Blue Moon” – po dyskotekowym wystroju i kolorystyce wnosząc, równie dobrze mógłby się on nazywać „Kamikadze”, od pewnego bardzo smacznego drinka – otworzył Andrzej i jego żona Elżbieta. Mężczyzna pasjonował się gotowaniem, nawet w domu była to jego domena, dzięki czemu podczas grillów i imprez kokietował przyjaciółki żony, wciskając im do kieszeni przepisy na dania zamiast numeru telefonu. W swojej restauracji zatrudnił same największe szychy, niestety każda – jak na szychę przystało – w końcu odpadała z drzewa. I nikt nie wiedział dlaczego, a przynajmniej taka wersja była bezpieczniejsza od prawdy.

Gessler od razu zwietrzyła podstęp. Marne jedzenie z proszku – którym zawsze można sypnąć w twarz butnemu Andrzejowi – i dyskotekowy wygląd to jedno, ale koszmarne traktowanie pracowników było nie do zaakceptowania. Wtedy też się zaczęło. Pyskówka pracowników z szefostwem, szefostwa z pracownikami oraz szefostwa z Magdą Gessler. W końcu prowadząca się wkurzyła, uprzejmie pyknęła talerzem o stół i poszła w pierony. Tragedii przyglądał się pierworodny Andrzeja – Jacek – który miał już dosyć dokładania kasiory do interesu ojca. Skądinąd szacunek dla niego, zwłaszcza że ma dopiero 24 lata! Jak mówi stare powiedzenie, z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu.

Na początku zdradziłam koniec, końcówka zatem musi stać się początkiem. A początek odcinka – powiedzmy to sobie jasno – zapowiadał się pięknie. Jezioro, kajaki, pełnia słońca, lato! Wyglądam za okno i wzdycham. Minus dwa stopnie na termometrze, owinęłam się kocem i narzekam na pogodę, jak na Polaka przystało. Ale przynajmniej odcinek był zacny, równowaga w naturze została zachowana. Pewnie właściciele podupadających restauracji, chcący wystąpić w kolejnych sezonach Kuchennych Rewolucji mnie za to znienawidzą, ale... oby więcej takich dramatów!

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Fot. TVN




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat