„Nadia” – recenzja

Recenzja książki „Nadia”.
„Wszystko, co żyje, musi umrzeć, ale może nadal istnieje w zmienionej lub przeobrażonej formie.”

Pozostając w skandynawsko-kryminalnej tematyce, zaraz po „Kręgu polarnym” Lizy Marklund sięgnęłam po drugą z kolei książkę w dorobku jej rodaczki Elisabeth Norebäck. Autorka, z wykształcenia magister inżynier, przygodę z pisaniem rozpoczęła w trakcie urlopu macierzyńskiego, odnosząc przy tym niemały sukces – w marcu wykupiono prawa do ekranizacji jej debiutu pt.„Powiedz, że jesteś moja”.

Akcja „Nadii” rozpoczyna się w momencie, w którym zwykle kończą się pozycje z   dreszczykiem, czyli w więzieniu. Linda Andersson trafiła tam jako trzydziestokilkulatka, wywołując w kraju niemały skandal. Jako dziecko towarzyszyła bowiem swej śpiewającej matce Kathy, w oczach publiki znana była jako urocza i utalentowana córka zwana pieszczotliwie Słoneczną Dziewczynką. Kiedy dorosła, wyszła za muzyka Simona i to właśnie jego brutalna śmierć sprawiła, że kobieta znalazła się za kratkami. Mimo iż nie pamięta do czego doszło owej feralnej nocy, wyczerpała już możliwości apelacji, więc chociaż utrzymuje, że jest niewinna, jest również praktycznie pogodzona z faktem, iż nigdy nie wyjdzie na wolność. Wszystko zmienia się, gdy trafia do szpitala i kłębiące się myśli nie dają jej spokoju. Linda znajduje wsparcie w najmniej spodziewanym miejscu i postanawia postawić wszystko na jedną kartę.

Okładkowa klasyfikacja gatunkowa – thriller psychologiczny - jest trafna, chociaż bardziej uzasadniony jest ten drugi człon. Większość czasu spędzamy w głowie Lindy rozkładającej mniejsze i większe sprawy na czynniki pierwsze. Jeśli chodzi o wydarzenia, których jesteśmy „naocznymi świadkami”, jest ich w sumie niewiele. Lektura przypomniała mi, jak dobra i wciągająca potrafi być klaustrofobiczna opowieść o osadzonej wrzuconej w obcy dla siebie świat, przywołując klimaty znane z serialu „Wentworth”. Nasza główna bohaterka/narratorka wzbudza zarówno ciekawość, współczucie, jak i sympatię, chociaż przecież mówimy o kimś niebezpodstawnie posądzanym o najgorsze.

Prawdę mówiąc, w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy do końca książki w ogóle zerkniemy poza mury i drut kolczasty, czy też ewentualne odkrycia Lindy okażą się płonną nadzieją. Doszłam do wniosku, że w sumie, ta historia obroni się bez względu na szeroko rozumiany happyend lub jego brak. Nie chcę spoilerować, więc napiszę tylko,  że podobała mi się większość książki tzn. stosunkowo długa ekspozycja i końcówka, między nimi, przez jakieś 30 stron odniosłam wrażenie lekkiego chaosu i dezorientacji.

Niemniej, całość napisana jest prostym, autentycznym językiem; typowe zapychacze ograniczone są do minimum. Dzięki temu „Nadię” czyta się szybko i w skupieniu, chłonąc strona po stronie zimną i przesiąkniętą samotnością atmosferę, a sam moment ujawnienia prawdy odnośnie tytułu jest naprawdę satysfakcjonujący.

Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)

Elisabeth Norebäck „Nadia”, , Wydawnictwo Zysk i S-ka , Poznań, 2022r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat