Nieudany turnus w Marienbadzie

Recenzja spektaklu Marienbad.
Wracając z urlopu wypoczynkowego lub z uzdrowiska powinniśmy być uśmiechnięci i weseli, a znajomym chwalić się, jaki to nasz turnus był udany i wspaniały.

Po zagoszczeniu w Marienbadzie w Teatrze Żydowskim mogę tylko powiedzieć: szkoda czasu i atłasu.

Z czym kojarzy się Ciechocinek czy Kudowa Zdrój? Sanatorium, uzdrowisko? Tak! Dokładnie! Tytułowy „Marienbad”, czyli najnowsza produkcja Teatru Żydowskiego jest tętniącym życiem kurortem wypoczynkowym. Marienbad to w zasadzie niemiecka nazwa Mariańskich Łaźni, które w dwudziestoleciu międzywojennym były licznie odwiedzane przez turystów z Polski, w tym Żydów.

Zmęczone żony zwabione obietnicą wytchnienia od marudzących mężów, a z drugiej strony podstarzali panowie, którzy chociaż przez chwilę chcą poczuć się o dwadzieścia lat młodziej, by przeżyć niewinny flirt czy romans…

Zaczęło się bardzo obiecująco od wykonania wspólnej piosenki „Marienbad”. Potem już niestety było coraz gorzej. Przez 2,5 godziny spektaklu rzekomo mamy zaprzyjaźnić się z głównymi bohaterami, ja z kolei czułam tylko znudzenie. Teksty i dowcipy były na bardzo niskim poziomie. Może to kwestia tego, że nie poczułam klimatu owego kurortu wypoczynkowego, może kwestia tego, że wymagam zupełnie innej energii od sztuki i szukam czegoś zupełnie innego w teatrze. Być może, także niestety, ale ten portret świata zamożnych Żydów z warszawskich Nalewek do mnie nie przemawia.

Monotonia spektaklu przytłaczała mnie z minuty na minutę, mimo, że aktorzy starali się jak mogli: recytowali, czytali listy, opowiadali, śpiewali, a także tańczyli. Odnoszę wrażenie, że gdyby nie śpiewane fragmenty, które uważam za największy atut tego przedstawienia, to za chwilę na sali słyszelibyśmy coraz głośniejsze chrapanie. Te muzyczne elementy zdecydowanie ożywiały całość, pokazywały emocje i sprawiały, że w głowie pojawiała się myśl: „O! Może teraz coś się wydarzy!” Niestety, na próżno.

Po tych wszystkich słowach goryczy chciałabym mimo wszystko dać trochę osłody i odnaleźć w tym przedstawieniu pozytywne elementy. Bardzo podobała mi się scenografia oraz kostiumy, widać tutaj szczególną dbałość o detale. Aktorsko także nie mam nic do zarzucenia. W przedstawieniu występują m.in. Monika Chrząstowska, Ewa Dąbrowska, Waldemar Gawlik, Ewa Greś, Ryszard Kluge czy Jerzy Walczak. Scenografię przygotowała Ewa Łaniecka, a choreografię Emil Wesołowski. Niestety, po powrocie do domu doszłam do wniosku, że ten zimowy, piątkowy wieczór mogłabym spożytkować zupełnie inaczej, ten turnus wypoczynkowy nie był udany. Szkoda. Czy polecam? Mimo wszystko tak, niech każdy oceni sam.

Joanna Sieg
(joanna.sieg@dlalejdis.pl)

Marienbad, Teatr Żydowski w Warszawie, reżyseria Maciej Wojtyszko, na podstawie powieści Szolema Alejchema




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat