"Skok w bok" - recenzja spektaklu

Skok w bok w warszawskim Teatrze Capitol - recenzja.
Znakomita komedia, która nie tylko podczas letnich wieczór będzie bawiła Was do łez!

Wyreżyserowanie i zagranie świetnej komedii, takiej, przy której publiczność będzie pękała ze śmiechu jest bardzo trudne. Wiemy to nie od dziś. Dlatego za każdym razem, gdy wybieramy się na spektakl właśnie z tego gatunku zastanawiamy się jak będzie tym razem. Jak zatem było? Idealnie! Najnowsza komedia Teatru Capitol zatytułowana „Skok w bok” spełniła swoją rolę na bardzo wysokim poziomie. Reżyser Andrzej Rozhin wybrał aż trzy obsady do przedstawienia autorstwa Donalda Churchilla i Petera Yeldhama. Komedia ta była wystawiana dawniej z dużym powodzeniem na londyńskim West Endzie. Teraz przyszła pora na Polskę, bo o dziwo, dotychczas nikt nie wpadł na pomysł pokazania jej przed naszą publicznością.

Spolszczenia i uwspółcześnienia starego już materiału scenicznego podjęła się Klaudyna Rozhin i uczyniła to dowcipnie, momentami pikantnie, trochę kabaretowo, z odniesieniami do sytuacji naszej emigracji zarobkowej, a nawet politycznej. Świetnie! Takie drobne smaczki powodują, że widzowie naprawdę bawią się znakomicie. A o czym tak naprawdę jest „Skok w bok”? Historia opowiada o dwóch zaprzyjaźnionych parach z długoletnim stażem małżeńskim, które wybierają się na kolejne wspólne wakacje do Terramolinos w Hiszpanii, dokąd jeżdżą od siedmiu lat. Chcąc przełamać rutynę, Jim (w naszej obsadzie Robert Wabich) namawia przyjaciela Colina do spędzenia wakacji oddzielnie. I tutaj się zatrzymamy, gdyż w  roli Colina na scenie pojawił się Sławomir Zapała, znany publiczności jako Sławomir. Aktor ma wrodzony talent do rozśmieszania widzów, dlatego perfekcyjnie sprawdził się w postaci trochę ciamajdowatego męża. Nie ukrywamy, że jest on bardzo mocnym filarem całego przedstawienia. Z kolei Wabich, który wciela się w Jima, również gra bardzo dobrze, adekwatnie do postaci, którą ma być. Obydwoje sprawiają, że przedstawienie jest prawdziwe i naturalne. Dużym plusem „Skoku w bok” jest jego dynamiczność. Zwykle bywa tak, że pierwszy akt spektaklu jest trochę spokojniejszy i mniej w nim wszelkiego rodzaju zwrotów akcji, tymczasem tutaj już od pierwszej minuty widzowie nie będą się nudzili. Napięcie rośnie w miarę upływu czasu. Niemniej energia, którą wytwarzają aktorzy na scenie jest w stanie pobudzić nawet najbardziej zmęczonego całym dniem człowieka.

Na uwagę zasługuje również partnerka Jima. W naszej obsadzie była to Joanna Moro – świetna kreacja! Podobnie jak rola Adama Fidusiewicza w roli… polskiego hydraulika -  niby epizodyczna, ale jednak jest to postać bardzo kluczowa,

Jakie są wrażenia po wyjściu z sali teatralnej? Zdecydowanie pozytywne i pełne uśmiechu. Niemniej należy wspomnieć, że tak naprawdę to mimo komediowego charakteru po obejrzeniu sztuki „Skok w bok” pozostaje w człowieku pewnego rodzaju refleksja. I chyba to jest największym sukcesem każdej sztuki, że poza murami teatru jesteśmy w stanie chwilę się nad nią pochylić i wynieść coś jeszcze poza świetnym humorem.

Joanna Sieg (joanna.sieg@dlalejdis.pl)
Joanna Ulanowicz (joanna.ulanowicz@dlalejdis.pl)

Skok w bok, Teatr Capitol w Warszawie




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat