„Spojrzenie w mrok. Jedenaście odcieni makabry” – recenzja

Recenzja książki „Spojrzenie w mrok. Jedenaście odcieni makabry”.
Jedenaście spotkań z mrokiem i niepokojem. Lektura w sam raz na jedenaście późnojesiennych lub zimowych już wieczorów.

Choć jako fanka horroru mogę czytać makabryczne powieści i opowiadania niezależnie od trwającego akurat miesiąca, za najlepszą porę roku na lekturę literatury grozy uważam późną jesień i zimę. Kiedy za oknami szybko robi się ciemno, a za naturalną ścieżkę dźwiękową odpowiadają świszczący wiatr, uderzające o szyby suche gałązki nagich drzew czy też bębniący o parapet deszcz, czytelnik wnika w świat przedstawiony całym sobą.

Ja pod koniec listopada tego roku miałam nie tylko okazję, ale także przyjemność wniknąć w aż jedenaście światów przedstawionych w zbiorze opowiadań „Spojrzenie w mrok. Jedenaście odcieni makabry” autorstwa C.J. Tudor. Chociaż myślałam o tym, by zgodnie z sugestią przedstawioną we wstępie podzielić sobie lekturę na jedenaście wieczorów, pochłonęłam całość na dwa razy. Bynajmniej nie dlatego, że chciałam mieć książkę jak najszybciej z głowy. Wręcz przeciwnie, Tudor doskonale buduje fabułę, przedstawia świat w sposób malowniczy, a w bohaterów zawsze tchnie życie tak, że wydarzenia wydają się realne. Czytelnik wrzucony w fabułę uczestniczy w opowieści na równi z postaciami.

Jak to zwykle bywa, „Spojrzenie w mrok…” zawiera lepsze i gorsze opowiadania, chociaż ich segregacja zapewne jest kwestią indywidualną. Mnie bardzo spodobały się m.in. „Ostatni rejs” rozpoczynający książkę i „Blok”, chociaż w drugim utworze zmieniłabym jeden element, bo wydał mi się nielogiczny. Natomiast średnio przypadły mi do gustu „Powielarnia”, której finał był oczywisty od pierwszej strony, oraz „Wyspa Motyli” kończąca książkę, która rozpoczęła się fantastycznie, po czym po prostu się urwała, wobec czego wszystko, co zostało zaprezentowane, straciło sens, bo niby po co czytelnik się o tym dowiadywał?

Interesującym zabiegiem jest poprzedzenie wstępem nie tylko całego zbioru opowiadań, ale także każdego utworu z osobna. Prawdopodobnie jest to gratka dla fanów Tudor, do których ja niestety się nie zaliczam – wcześniej nie czytałam jej twórczości. Wobec tego pierwsze dwa wstępy przeczytałam, a resztę pominęłam.

Zbiór opowiadań grozy jako całość polecam. Chociaż utwory są nierówne jakościowo, książkę póki co zostawiam w biblioteczce – co najmniej do drugiego przeczytania, potem zaś zastanowię się, czy ją komuś oddać. Ponadto w przyszłości chętnie zapoznam się z jakąś powieścią autorki, chociaż specjalnie o to zabiegać nie będę. Zabiegam wyłącznie wtedy, kiedy autor mnie oczaruje.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

C.J. Tudor, „Spojrzenie w mrok. Jedenaście odcieni makabry”, Czarna Owca, Warszawa, 2023.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat