Teatralna garść wspomnień o Korczaku

Recenzja spektaklu „Noc całego życia”.
Jedni zapamiętali kolorowy pochód na czele z niebieską flagą. Inni wspominają milczącą grupę prawie dwustu dzieci, które w swych odświętnych ubraniach szły na pewną śmierć.

Na czele pochodu szedł ich opiekun, przyjaciel, żywiciel, doradca. Większości znany pod swym przybranym nazwiskiem – Janusz Korczak. W spektakluNoc całego życia” spotykamy Korczaka (Jerzy Walczak) w czasie ostatniej nocy w żydowskim sierocińcu. Dzieci już śpią, choć czasem któreś zakaszle. Ich przełożony, siedząc przy biurku, wspomina różne chwile ze swojego życia. Ogląda pamiątki, przywołuje z pamięci rozmowy i spotkania. Wie, że ma darowane jeszcze te kilkanaście godzin do poranka. Wtedy po raz ostatni będzie musiał zebrać swoich podopiecznych i zaprowadzić ich w pewne miejsce. Czy wydostaną się stamtąd, dokąd ma zaprowadzić ich dalsza wycieczka? Tego nie mówi, nie zastanawia się nad tym. Nadchodzące jutro trzeba powitać z resztkami godności ludzkiej, bo ufność w jasność światła skończyła się dawno temu.

Ciekawie zaaranżowana sztuka „Noc całego życia” przywołuje pojedyncze chwile z życia opiekuna. Jego życiorys oraz najważniejsze wydarzenia, cechy charakteru zostają przywołane przed spektaklem. Dzięki temu widzowi trochę łatwiej się odnaleźć w prezentowanych urywkach. Po jednej stronie sceny widzimy Korczaka, po przeciwległej jego oponentów. W większości są to przeciwnicy lub ludzie zbyt oporni do pomocy. Życie w getcie było nie tylko izolacją. Skazywało na noszenie żółtej gwiazdy, totalny głód, spowszednienie śmierci innych. Korczak, który wiele lat swojego życia poświecił na tworzenie w praktyce procesów wychowawczych dzieci. Nie zostawił swojego „potomstwa”. Kilkakrotnie mógł skorzystać z możliwości przejścia na stronę aryjską, ale odrzucał kolejno każdą propozycję. I chociaż w spektaklu pojawia się czasem błysk uśmiechu, bijąc brawo, nie oczekujemy bisów.

Noc całego życia” to raczej trudna opowieść. Jednak dzięki kontrastom, które stanowią chociażby elementy scenografii, zyskujemy nie tylko wiedzę jak było kiedyś. Nawet ci, którzy dokładnie znają historię życia Henryka Goldszmita. Mogą przez tą godzinę poczuć, w jakim luksusie spędzają właśnie chwilę swojego życia. Wolni, nakarmieni, bez piętna wypalonego na ciele i duszy.

Agnieszka Pater
(agnieszka.pater@dlalejdis.pl)

„Noc całego życia”, reż. S. Szurmiej, Teatr Żydowski




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat