„Udawajmy, że to się nie wydarzyło” - recenzja

Recenzja książki „Udawajmy, że to się nie wydarzyło”.
Jeśli sądzisz, że przydarzyła ci się najbardziej nieprawdopodobna i dziwna historia na świecie, powinieneś zajrzeć do tej książki.

Udawajmy, że to się nie wydarzyło” jest autobiografią Jenny Lawson – blogerki, matki i żony, która swą pracą pociesza miliony osób na całym świecie, sprawiając, że nie czują się osamotnieni w swym drobnym szaleństwie, niecodziennym stylu życia, nieustającym pechu czy osobliwym położeniu. W książce przedstawia zarówno sposoby na rozwiązywanie poważnych problemów, rady dotyczące skutecznego planowania kolejnych etapów życia, jak i własne poglądy na wiele spraw, m.in. politykę i gospodarkę. To lektura, dzięki której staniemy się bardziej zorganizowani i uważni, a żadna rzecz, która wcześniej wydawała nam się „dziwna”, już taka nie będzie.

Powyższy akapit nie jest prawdą, o czym przekona się każda osoba, która przeczyta choćby jedną kartkę „Udawajmy, że to się nie wydarzyło”. Autorka już na początku zapowiada, że książka jest tylko w pewnym stopniu autobiograficzna, używając słów: „jest absolutnie prawdziwa, z wyjątkiem tych części, które nie są”. Pojawia się w niej ogrom zwrotów akcji i zaprzeczeń, które zaprezentowałam na przykładzie pierwszego akapitu. Czytamy coś, zaczynamy współczuć, może nawet utożsamiać się, by chwilę później odkryć, że „tak nie jest, ale przecież mogłoby być”. Ponadto wszystkie rady, kwestie dotyczące planowania i uporządkowania życia, o których wspomniałam, także nie są prawdziwe. Więcej nawet – nie mogłyby być dalsze od prawdy. Jenny Lawson jest bowiem najbardziej nieprzewidywalną i szaloną – w pozytywnym sensie – osobą, o jakiej czytałam.

Jeśli znacie i lubicie postać Bridget Jones, to spróbujcie sobie wyobrazić kogoś bardziej zakręconego, a do tego prawdziwego, żyjącego w realnym świecie. Od wyniku odejmijcie parę mężczyzn, dodajcie zaś dorastanie w towarzystwie wypchanych zwierząt i skórowanych jeleni, sztuczne zapładnianie krów oraz palenie marihuany z głowy plastikowej lalki. A jeśli to nadal zbyt mało, możecie dorzucić wymachiwanie maczetą w celu odstraszenia sępów, jedzących waszego niedawno zmarłego mopsa, wściekłe skorpiony żyjące w ścianach domu i kilka duchów indiańskich wojowników. To właśnie dostaniecie, czytając „Udawajmy, że to się nie wydarzyło”.

Z lektury nie da się wynieść nic ponad to, że życie jest najbardziej nieprzewidywalną i nienormalną historią, jaka może nam się przydarzyć. Jak powiada Lawson, złe chwile, które nas dotykają, są jak najbardziej potrzebne. Definiują nas. Chociaż nie, bo właściwie to definiuje nas dopiero sposób, w jaki sobie z nimi poradzimy. Albo głęboko wzdychając poddamy się rozpaczy, albo śmiejąc się przekujemy je w coś pozytywnego. Coś, co da nam materiał na opowieść, bloga czy książkę i pomoże milionom innych ludzi uwierzyć, że życie – choć czasem nie rozpieszcza – na ogół jest całkiem znośne. I wspaniałe.

Autorkę książki znajdziecie na blogu pod adresem www.thebloggess.com.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Jenny Lawson, „Udawajmy, że to się nie wydarzyło”, Czarne, Wołowiec 2014




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat