Wszyscy oddychamy tym samym powietrzem

Recenzja spektaklu "Powietrze" w Teatrze Druga Strefa w Warszawie.
Nie idźcie na tę sztukę, jeśli boicie się poznać prawdę o sobie.

Jeśli jednak zdecydujecie się pooddychać trochę „Powietrzem”, to czeka was niesamowicie przygnębiające, ale świetnie zagrane przedstawienie, w którym znajdują odbicie problemy i bolączki współczesnego społeczeństwa.

Filip (Sebastian Cybulski) chciałby, żeby Maciek (Paweł Hajnos) wysłuchał opowieści o tym, jak mu minął dzień, co się wydarzyło i dlaczego zrobił się korek na skrzyżowaniu Pięknej i Jana Pawła. Stara się zwrócić uwagę ukochanego, który jednak jest obecny w jego życiu tylko fizycznie – jak mebel, który od zawsze stoi w kącie salonu. Maćka pochłaniają obowiązki zawodowe, które sprawiają, że nie jest w stanie porozmawiać z partnerem, bo jego wzrok i uwagę przykuwają tylko rzędy cyferek na ekranie tableta. W tym kontekście rzucone mimochodem „kocham cię” brzmi jak złośliwy chichot, którym chce zranić Filipa, a nie zapewnić go o łączącej ich więzi.

Z kolei dom Doroty (Joanna Żurawska-Federowicz) i Adama (Adam Biernat) jest „takim domem”, w którym w lodówce znajdując się tylko butelki wina, nie ma natomiast niczego do jedzenia. Tej dwójce łatwiej wyjść do restauracji niż kupić chleb i masło. W nijakim, obcym otoczeniu nie czują się tak skrępowani swoją obecnością, jak w domowym zaciszu, które wymusza konieczność rozmowy i nawiązanie intymnej relacji. Dwójka ludzi, którzy niegdyś byli sobie najbliżsi, dziś znajdują się blisko tylko wtedy, gdy siedzą razem na kanapie. Jednak fizyczna bliskość nie przekłada się już w żaden sposób na pogłębioną relację między nimi. W ich mieszkaniu nie tylko nie ma chleba, nie ma też potrzeby kupienia go i przygotowania kanapek dla siebie i drugiej osoby.

„Na szczęście” los sprawia, że Dorota chodzi na basen wtedy, gdy zmianę ma Filip, a Adam poznaje Klarę (Zofia Holnicka-Szulc). Relacje, w które wikłają się bohaterowie, w żadnej mierze nie można nazwać „normalnymi”. Gej wdaje się w romans z nieszczęśliwą mężatką, co doprowadza do ciąży, którą Dorota, oczywiście, zamierza usunąć; biznesmen, który uwodzi niepełnosprawną kobietę, łamie jej serce i sprawia, że wyczekuje ona każdego dnia przed jego domem z nadzieją, że kiedyś będą razem; a w tle Maciek ze swoim nieodłącznym tabletem. Głębokie patologie, które charakteryzują te relacje, nie wypływają jednak z ubóstwa duchowego czy potrzeb czysto nihilistycznych. One stanowią odpowiedź na najgłębsze, a zarazem najbardziej podstawowe pragnienie człowieka – pragnienie miłości i bliskości kogoś innego.

Dlatego nie polecam „Powietrza” tym, którzy do teatru wybierają się tylko po rozrywkę. Ta sztuka nie wzruszy Was do łez, a wręcz przeciwnie – zasmuci i wprowadzi w stan zakłopotania. Nie będziecie się śmiali, co najwyżej krzywo się uśmiechniecie, słuchając ironicznych i dlatego bolesnych wypowiedzi bohaterów. Jeśli zdecydujecie się przeżyć prawdziwe katharsis, nie uznacie tej sztuki za zabawną. Czy jednak warto zapewniać sobie w piątkowy wieczór taką dawkę przygnębienia i trudnej prawdy o nas samych, skoro rzeczywistość oferuje tak wiele substytutów wartościowego spędzenia czasu? Czy warto pójść na spektakl, w którym życzliwość tak naprawdę stanowi cichy chichot wynikający z najgłębszej pogardy?

Moim zdaniem jak najbardziej. Przedstawienie w reżyserii Sylwestra Biragi to minimalistyczny obraz, w którym liczą się słowa, emocje i ruchy. Bohaterowie za ich pośrednictwem momentami toczą ze sobą walkę, ale przede wszystkim są one odbiciem ich pragnień i potrzeb. Obserwacja ich zachowań stanowi przyczynek do dyskusji o kondycji współczesnego człowieka, który mając paradoksalnie ułatwiony dzięki technologii kontakt z drugim człowiekiem, coraz trudniej wchodzi w poważne relacje. Żyjąc obok siebie, nie żyjemy razem, fizycznie przebywamy w tej samej przestrzeni, ale emocjonalnie pozostajemy oddaleni o lata świetlne. Każdego dnia, wychodząc z domu, zakładamy maskę z przyklejonym uśmiechem numer sześć, by móc przekonująco mówić o tym,  jak wszystko nam się dobrze układa i jak nasze życie jest ciekawe. Sztuczność wynikająca w dużej mierze w poczucia obowiązku sprawia, że przyzwyczajenie do niej staje się drugą naturą człowieka. Jednak gdy pojawia się szansa pokazać komuś „prawdziwego siebie”, nie mają znaczenia żadne społecznie wytyczone granice jak np. więzy małżeństwa czy nawet uwarunkowania stworzone przez naturę jak np. orientacja seksualna. Dlatego „Powietrze” skłania też do refleksji nad tym, gdzie przebiegają nasze granice na drodze ku szczęściu.

Nie byłoby tak dobrej sztuki bez świetnych aktorów. Gdyby nie świadomość, że jest się w teatrze, możne odnieść wrażenie, że słucha się opowieści bardzo smutnych ludzi, którzy żyją obok nas, a jednocześnie opowiadają nam o nas samych. Hipnotyzująca moc słów, wzmocniona bardzo sugestywną grą aktorów, przenosi widza w realny świat, w którym funkcjonuje. Znakomite odegranie ironii, żalu, bólu i osamotnienia sprawia, że zaczynamy współczuć ludziom, którzy tylko wykonują swoją pracę. Ale to w końcu nic dziwnego. W końcu wszyscy oddychamy tym samym powietrzem...

Michalina Guzikowska
(michalina.guzikowska@dlalejdis.pl)




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat