„Znachor” – recenzja

Recenzja książki „Znachor”.
Oto recenzja dla wszystkich tych, którzy jeszcze nie mieli okazji przeczytać słynnej polskiej powieści wydanej po raz pierwszy w 1937 roku.

Jeżeli zainteresowałeś się powieścią „Znachor” Tadeusza Dołęgi-Mostowicza dopiero teraz – chociaż od pierwotnego wydania minęło niemal sto lat! – prawdopodobnie oznacza to, iż podobnie jak ja obejrzałeś ubiegłoroczną ekranizację dystrybuowaną przez Netflix. Skądinąd bardzo przyjemną, przynajmniej dla tych, którzy nie widzieli poprzedniej, nakręconej w 1981 roku. Na tym tle bowiem pojawiło się sporo ostrych dyskusji między starszymi a młodszymi pokoleniami. Sama miałam okazję tego doświadczyć, gdy po udanym seansie wraz z narzeczonym odwiedziliśmy moją mamę i musieliśmy się nasłuchać, jaka to najnowsza ekranizacja jest zła i niezgodna z książką.

A jak to jest z tą zgodnością? Cóż, film „Znachor” z 2023 roku faktycznie nie jest zgodny z klasyczną powieścią Dołęgi-Mostowicza, ale czy to źle? Chyba jeszcze nigdy nie widziałam ekranizacji, która byłaby spójna z treścią papierowego pierwowzoru w stu procentach. Moim zdaniem niektóre wątki zostały dodane do filmu na plus, inne na minus, w całokształcie jednak obraz wypada dobrze. Ponadto dzięki pewnym różnicom fabularnym obejrzenie filmu nie psuje przyjemności płynącej z lektury. Czytelnik wie, co się zdarzy, ale doświadcza niespodzianek i nowości. Weźmy na przykład dwie główne relacje romantyczne, które rozwijają się zupełnie inaczej. Ponadto w filmie charaktery niektórych postaci zostały podkręcone, żeby widz zapałał do bohaterów większą niechęcią. W oryginale Dołęga-Mostowicz wystrzegał się jednoznacznego przedstawienia pewnych dwóch osób w złym świetle. Zamiast tego pokazał ich pobudki i wewnętrzne rozdarcie.

Trudno mi wskazać największy plus fabularny dający powieści przewagę nad filmem. Plusów jest dużo, a żaden nie góruje nad pozostałymi. Napiszę więc, że najmocniejszą stroną książki jest sposób pisania Dołęgi-Mostowicza. Gdyby nie fakt, iż wiedziałam, że „Znachor” został stworzony bardzo dawno, pomyślałabym, iż ubiegłoroczne wydanie wydawnictwa Zysk i S-ka jest pierwszym. Autor bowiem pisał współcześnie, malowniczo, poprawnie, pięknie. Do tego interesująco, wciągająco. Pod względem przyjemnego stylu nieprzesłaniającego fabuły książka jest po prostu rewelacyjna.

Łatwiej mi natomiast wskazać największy minus powieści „Znachor”. Jest nim zakończenie, które w filmie może i wypada nieco hollywoodzko i ckliwie, ale wersja na papierze wydała mi się kuriozalna, naciągana, niewiarygodna i psująca wszystkie dotychczasowe kartki pełne świetnej fabuły. Oczywiście jest to inne zakończenie niż w ekranizacji z 2023 roku.

Całościowo zdecydowanie polecam papierowego „Znachora”. Bez względu na to, czy najpierw sięgniesz po powieść, czy jako pierwszy obejrzysz ubiegłoroczny film, nie popsujesz sobie żadnego z tych tworów. Zresztą moim zdaniem warto poznać oba.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Tadeusz Dołęga-Mostowicz, „Znachor”, Zysk i S-ka, Poznań, 2023.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat