Uwielbiam kryminały, a kryminały retro mają szczególny zakątek w moim sercu. Z ogromną przyjemnością zaczytywałam się w książkach Krzysztofa Koziołka (m.in. „Nad Śnieżnymi Kotłami”) czy Marka Krajewskiego. Uwielbiam ten niepowtarzalny klimat, gdzie atmosfera minionych lat, losy bohaterów rozwiązujących kryminalne zagadki przeplatają się z wydarzeniami, które rzeczywiście miały miejsce.
Sięgnięcie po powieść Krzysztofa Bochusa było jakimś irracjonalnym odruchem. Nie cierpię zaczynać jakiejś serii od ostatniego tomu, ale po prostu chciałam przeczytać coś innego niż dotychczas – nie miałam ochoty na współczesny kryminał a’la Bonda; dość miałam ckliwych obyczajówek, a i od czysto historycznych powieści chciałam odpocząć. „Dolina gniewu” nie jest objętościowym gigantem, ale swoją grafiką w kolorach sepii zachęca, aby zajrzeć do środka.
W powieści przenosimy się do 1945 roku, do Gdańska łupionego w ostatnich podrygach wojny przez Sowietów. Każdy doskonale wie, że po wyparciu Niemców z Polski ich miejsce zajęła Armia Czerwona łupiąc to, co zostało do złupienia i postępując z mieszkańcami tak samo jak czynili to naziści, ale nazywając to szumnie „wyzwoleniem”. Christian Abell, jak się dowiadujemy, wrócił do miasta po to, aby wywieść z niego swojego teścia – Piotra Morelę. Niestety, nie wszystko idzie tak, jak radca sobie to zaplanował i wpada w ręce NKWD. Dostaje jednak od radzieckich towarzyszy propozycję z tych „nie do odrzucenia”. Uzyska wolność swoją i teścia w zamian za odnalezienie dokumentów dotyczących ośrodka Lebensborn skrywającego tysiące polskich dzieci wywiezionych pod koniec wojny przez nazistów. Ten nietuzinkowy duet podejmuje wyzwanie, choć przeszkody wydają się mnożyć w zastraszającym tempie…
Ciężko mi ocenić tę książkę w kontekście pozostałych; to, jak spisała się w roli zakończenia, ale „Dolina gniewu” jako książka historyczna ze śledztwem w tle wypada fantastycznie. Co prawda miejscami pachniało wszystko Indianą Jonesem, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Fenomenalnie został odmalowany obraz dogorywającego Gdańska – niegdyś pięknego i majestatycznego, teraz zniszczonego, splądrowanego, zamieniającego się w zgliszcza, z gnijącymi trupami na ulicach. „Śmierć spowszedniała, spoglądała z każdego leja po bombie, z latarń przy gdańskiej Alei Hitlera, na których kołysały się dziesiątki zmarzniętych wisielców”. Autor rewelacyjnie poprowadził wątki historyczne opisując wszystko językiem utrzymanych w realiach epoki, co jeszcze bardziej pozwoliło wczuć się w fabułę.
Warto też pochylić się nad bohaterami, którzy mimo różnic, doskonale się uzupełniają. Abell i Kukułka są jak awers i rewers jednej monety. Łączy ich taka specyficzna, męska, nieco „szorstka” przyjaźń, jednak obaj doskonale wiedzą, że mogą ufać jedynie sobie.
„Dolina gniewu” to powieść nieodkładalna, wciągająca jak wir w atmosferę grozy i napięcia już od pierwszych stron. Realizm historyczny doskonale miesza się z fikcją; dramatyczne momenty równoważą te spokojniejsze, czarny humor (który tak lubię) przeplata się z pełnymi bólu opisami miasta, które umiera. Absolutny majstersztyk. Polecam i cieszę się, że gdy inni ubolewają, że to już koniec, ja mam przed sobą jeszcze 4 tomy niesamowitej lektury.
Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)
Krzysztof Bochus, „Dolina gniewu”, Skarpa Warszawska, Warszawa, 2023.