„Wodospad Wildflower” - recenzja

Recenzja książki „Wodospad Wildflower”.
Lubicie słodkie, przyjemne, wartko płynące historie, gdzie miłość oraz przyjaźń odgrywają główne skrzypce? Denise Hunter jest w tym naprawdę świetna.

Wygląda na to, że miasteczko Riverbend jest miejscem, gdzie miłość rozkwita za każdym rogiem, a rodzina Robinsonów dziwnym trafem ma w tym zawsze swój spory udział. Tym razem strzała Amora połączy ze sobą Charlotte Simpson i Gunnera Dawsona. Czy ta para poradzi sobie z trudną przeszłością i zbuduje wspólną, świetlaną przyszłość?

Od razu muszę  nadmienić, że romans nie jest wiodącym wątkiem „Wodospadu Wildflower”. Najnowsza książka Denise Hunter to ciepła powieść obyczajowa, w której chodzi przede wszystkim o więzy rodzinne. Poszukiwania swoich korzeni, w tym biologicznego ojca, przez główną bohaterkę sprawiają, że Charlotte wplątuje się w sieć kłamstw i niedomówień. Gunner, który ma być jedynie pracownikiem sezonowym, nawiązuje coraz bliższe relacje z mieszkańcami  Riverbend. Jaką magię ma to miasteczko, które łączy bratnie dusze i sprawia, że marzenia się spełniają, przynajmniej na tę jedną, ulotną chwilę?

Chociaż „Wodospad Wildflower” to już czwarta część z serii o Riverbend, z powodzeniem można każdą książkę przeczytać jako osobną powieść. Warto jednak poznać bliżej bohaterów serii, więc jeśli macie czas, sięgnijcie koniecznie po wszystkie tomy. Może nie ma tu wielkich porywów serca, uniesień na miarę szczytów górskich, ale jest dużo pozytywnych, ciepłych emocji, które zdecydowanie przydadzą się każdemu z nas. Jeśli kochacie konie to motyw stadniny powinien ostatecznie przekonać was do sięgnięcia po tę książkę.

„Wodospad Wildflower” to idealna lektura na wieczorny i wakacyjny relaks. Przy tej książce na pewno odpoczniemy i poczujemy się komfortowo. Czyta się lekko i przyjemnie, więc nadaje się dla czytelników w każdym przedziale wiekowym. Akcja toczy się niespiesznie, a my krok po kroku odbudowujemy swoją wiarę w ludzi. Może książce „Wodospad Wildflower” bliżej do bajki, ale odrobina lukru, zwłaszcza tego czytelniczego, jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Niektórzy z was powiedzą, że ta historia to banał, ale gwarantuję, że od czasu do czasu warto sięgnąć po książkę, która daje pokrzepienie i wlewa w nas nutę optymizmu. Wszystkich chętnych zapraszam więc na Szlak Appalachów i do  pełnego pozytywnych emocji świata.

Anna Waszyliszyn
(anna.wasyliszyn@dlalejdis.pl)

Denise Hunter „Wodospad Wildflower”,  Rzeszów, Wydawnictwo Dreams, 2024




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat