„Furia MAĆ!” – recenzja

Recenzja książki „Furia MAĆ!”.
Jeśli kiedyś w napadzie furii zdarzyło Ci się rzucić talerzem o ścianę, to wiedz, że w Polsce taki sposób nie jest niczym szczególnym. Przynajmniej tak twierdzi Sylwia Kubryńska.

Ernest Hemingway twierdził, że książki należy pisać po pijaku, ale redagować na trzeźwo. Podobną zasadę zdaje się stosować znana felietonistka w swojej najnowszej książce, z tym, że w jej przypadku katalizatorem słów przelewanych na papier są emocje. Wzburzenie, wściekłość, bezsilność, bezradność, wkurzenie, żal – to wszystko, co ostatecznie składa się na prawdziwy wybuch furii, która narasta sukcesywnie każdego dnia, karmiona małżeńskimi kłótniami, niewyobrażalnymi korkami w mieście, drożyzną w sklepach, dyskusjami o polityce i podlewana kolejnymi czteropakami piwa.

Furia MAĆ!” nie jest spójną historią, to raczej zapis impresji towarzyszących głównej bohaterce Magdzie w jej kolejnych zmaganiach z rzeczywistością. Wkurzają ją koleżanki z pracy, telefon od szefa podczas wypadu do kina z dzieckiem, ciotka gorliwie perorująca przy wigilijnym stole na każdy temat, mąż Marcin, z którym, jak codziennie sobie obiecuje, w końcu się rozwiedzie, przyjaciółka Kaśka, która myśli tylko o sobie. Wszystkie drobne porażki i niepowodzenia są jednak doskonałym pretekstem, by zasilić kasę państwową kilkoma złotymi z akcyzy. Magda miota się w swojej furii, w swojej złości na cały świat, na rodzinę, na samą siebie, jednak tylko czasem pozwala dojść do głosu swojemu alternatywnemu, rozsądnemu, asertywnemu „ja”, czyli Lenie. Bo o ile Magda zostawia dziecko w kinie, po pijaku dzwoni do szefa i wymyśla ciotce przy rodzinny stole, o tyle Lena jest spokojna i potrafi rozładować napiętą atmosferę w długiej kolejce w banku. Niestety, Polska to kraj, w którym to Magda ma zdecydowanie więcej do powiedzenia.

Sylwia Kubryńska jest znana ze swoich ostrych, ironicznych komentarzy i felietonów. Bezkompromisowe stwierdzania nie mieszczą się w ramach poprawności politycznej, co może drażnić osoby pozbawione dystansu i uskuteczniające głoszenie bogoojczyźnianych mitów. Dlatego sięgając po „Furię MAĆ!” warto zastanowić się, czy dość soczyście stosowane przekleństwa, długie monologi o beznadziejnej Polsce, bardzo krytyczne komentarze dotyczące sytuacji politycznej nie będą drażniły i obrażały. To mocna, gorzka opowieść, którą może być trudno przetrawić osobom mającym problem z utrzymaniem dystansu do rzeczywistości. Ci, którzy starają się patrzeć na świat z lekko ironicznym uśmiechem i nie zamierzają protestować po tyradzie na temat tego, jak beznadziejnym krajem jest Polska, powinni przynajmniej spróbować przebrnąć przez „Furię MAĆ!”.

Oczywiście, książka Kubryńskiej to nieco przerysowany obraz przypadłości narodowej, jaką jest permanentne wkurzenie. Dzięki temu jednak skłania do refleksji i zastanowienia, czy można coś zmienić, czy faktycznie złość to uczucie, które towarzyszy nam najczęściej, czy rzeczywiście rodzinny stół, zamiast jednoczyć, dzieli. Trudna, bolesna, ale i niepozbawiona humoru opowieść o współczesnej Polsce może zasmucić, ale jednocześnie nie można oprzeć się wrażeniu, że czasem wystarczy zmienić bardzo niewiele, by wywołać prawdziwy „efekt motyla”.

Michalina Guzikowska
(michalina.guzikowska@dlalejdis.pl)

Sylwia Kubryńska, „Furia MAĆ!”, Wydawnictwo Czwarta Strona, Poznań 2016




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat