„Greenwich Park” – recenzja

Recenzja książki „Greenwich Park”.
Burzliwy koniec sielankowego życia.

Znany architekt Daniel Thorpe wraz żoną Helen mieszkają w tytułowej londyńskiej dzielnicy, z radością wyczekując narodzin potomka. Podczas pierwszej lekcji w szkole rodzenia Helen nawiązuje znajomość z przyszłą samotną matką Rachel. Choć ich charaktery i stosunek do zasad dotyczących żywienia, zdrowia i generalnie stylu życia kobiety w ciąży są skrajnie różne, relacja staje się dość zażyła. Kiedy więc pewnego wieczoru posiniaczona Rachel staje w drzwiach domu Helen, ta bez cienia zawahania pozwala koleżance przenocować w pokoju gościnnym. Dwie noce zamieniają się w tygodnie, między całą trójką narasta coraz większe napięcie. Niespodziewanie Rachel znika bez śladu podczas przyjęcia z udziałem rodziny i znajomych Thorpe’ów. Wkrótce rozpoczyna się policyjne śledztwo i okazuje się, że Helen tak naprawdę nie miała pojęcia, kogo wpuściła pod swój dach.

„Greenwich Park” to debiutancka powieść Katherine Faulkner, nie dziwi więc, że jest tutaj trochę rzeczy do doszlifowania, ale zacznę od plusów. Autorka dobrze radzi sobie z kreowaniem sennego, przesiąkniętego deszczem klimatu, poczucia zakompleksienia i osamotnienia Helen (osobiście żałuję, że jej obsesyjna kwestia dbania o rodzinny dom nie miała drugiego dna, moim zdaniem to aż prosiło się o jakiś mroczny sekret) oraz rzucaniem zdawałoby się niewiele mówiących, ale, dla wprawionego czytelnika, łatwych do złożenia w całość tropów odnośnie prawdziwego charakteru relacji między głównymi bohaterami.

Rozwiązanie zagadki jest dość logiczne, ale niestety zabrakło tego w momencie wyjaśniania przyczyny śmierci. Nie chcę spoilerować, ale naprawdę wystrzelenie w górę po uderzeniu i „arbuzowa eksplozja” powinny być zarezerwowane wyłącznie dla głupawych komiksów o superbohaterach. W podziękowaniach pisarka wspomina o konsultacjach odnośnie procedur policyjnych, na przyszłość radziłabym postąpić podobnie w przypadku kwestii medycznych i… fizycznych. Nie zaszkodziłaby też więcej lekkości w kreśleniu postaci i naturalności w dialogach.

Faulkner upodobała również sobie miejscami dość rozwlekłe, tłumiące dynamikę opisy i zabieg, w którym kończy rozdział, przechodzi do innej sytuacji, a dopiero potem, jakby mimochodem, wychodzi na jaw, jaki był jego finał. Trochę tak, jakbyśmy non stop tańczyli narracyjny taniec, jeden krok w przód, dwa kroki w tył, znów jeden w przód i tak w kółko. Jedni mogę uznać to za kreatywne pogrywanie z wyobraźnią czytelnika, w innych może narastać poczucie frustracji.

Myślę, że „Greenwich Park” przypadnie do gustu fanom domestic noir i opowieści o sekretach w małej, zamkniętej grupie społecznej. Dla tych, którzy oczekują  większej dawki emocji i mrożących krew w żyłach zwrotów akcji, może okazać się zbyt powolna i nużąca.

Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)

Katherine Faulkner, „Greenwich Park”, Wydawnictwo MUZA SA, Warszawa, 2021r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat