„Latarnicy” – recenzja

Recenzja książki „Latarnicy”.
Ponad sto lat temu z wyspy Eilean Mòr zniknęło trzech latarników. Do dziś nie udało się ustalić przyczyn ich zaginięcia. Ta intrygująca, pełna pytań historia zainspirowała Emmę Stonex do napisania wciągającej powieści.

„Latarnicy” nie są reportażem ani biografią. Nie należą do żadnego z gatunków tekstów, które starają się ustalić, co wydarzyło się naprawdę. Emma Stonex wykorzystuje kontekst prawdziwej historii, by snuć wokół niej własną opowieść, sięgającą dalej niż nierozwiązana zagadka sprzed lat. Zaginięcie latarników staje się pretekstem do refleksji o trudnych uczuciach, ukrywanych i pielęgnowanych jeszcze na długo przed tragedią.

Lekturę rozpoczynamy w atmosferze niepokoju. Pracownicy Trident House – firmy zatrudniającej latarników na Maiden Rock – przybywają na wyspę i odkrywają, że Arthur Black, Bill Walker oraz Vincent Bourne – pełniący na niej służbę latarnicy – zniknęli. Zastanawia nie tylko ich nieobecność, ale także zamknięte od środka drzwi latarni morskiej, nakryty do posiłku stół, wskazujące tę samą godzinę zegary, brak śladów walki oraz brak… ciał. Śledztwo nie wyjaśnia sprawy. Trident House umywa ręce, pozostawiając bliskich latarników bez odpowiedzi na pytanie, co właściwie wydarzyło się na Maiden Rock. Dwadzieścia lat później Dan Sharp, autor marynistycznych bestsellerów, postanawia jeszcze raz przyjrzeć się tajemniczemu zaginięciu. W tym celu kontaktuje się z żoną jednego z zaginionych latarników.

Akcja powieści toczy się w dwóch przedziałach czasowych: przed zniknięciem Arthura, Billa i Vincenta oraz dwadzieścia lat później. Śledzimy jednocześnie codzienne funkcjonowanie latarników na wyspie – jeszcze przed zniknięciem – oraz życie ich partnerek po tragedii. Emmie Stonex doskonale udaje się pogodzić różne przestrzenie czasowe oraz utrzymywać czytelnika w stałej niepewności i zaciekawieniu. Tajemnica zaginięcia latarników okazuje się jedną z wielu, które wyjdą na jaw podczas lektury. Bohaterowie pokazywani są z różnej perspektywy, przez co na przestrzeni powieści zmienia się ich odbiór.

Emma Stonex stopniuje napięcie, utrzymując ciągłą uwagę czytelnika. Przy tym fantastycznie oddaje klimat mrocznej latarni, przez bohaterów wręcz personifikowanej, magicznej, która jednych magnetyzuje, drugich odstręcza i przeraża. Momentami dostrzegałam inspirację filmem „Lighthouse” Roberta Eggersa z 2019, szczególnie gdy narracja skupiała się na samym obiekcie Maiden Rock. Przy moim zachwycie nad „Latarnikami”, których zdecydowanie polecam, muszę wspomnieć o tym, co mnie rozczarowało. A było nim rozwiązanie akcji – po rozplątaniu wszystkich supłów w tej historii dotychczasowy czar prysł. A szkoda. Otwarte zakończenie, które nie odebrałoby tajemniczego klimatu powieści, i pozostawiło przestrzeń na niedomówienia, byłoby o wiele ciekawsze.

Paulina Kryca
(paulina.kryca@dlalejdis.pl)

Emma Stonex, „Latarnicy”, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2021.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat