„Otwarte drzwi” - recenzja

Recenzja książki „Otwarte drzwi”.
Niełatwo jest zamknąć drzwi do przeszłości. Niektóre długo pozostają otwarte.

Anglia, lata 60. ubiegłego wieku. Marceli Kłosiński wychodzi z więzienia po 10 latach odsiadki. Głównego bohatera poznajemy w chwili, gdy wraca do pustego domu, który zostawili mu rodzice. Jest samotny i napiętnowany przez więzienne doświadczenia. Jednak otuchy dodają mu wizje ukochanej dziewczyny, którą pewnego dnia poznaje w teatrze. Emilie, bo tak ma na imię ukochana Marcelego, pomaga mu oderwać się od smutnych i pełnych żalu lat spędzonych za kratami. Po pewnym czasie rodzi im się syn, a życie Marcelego i Emilie wydaje się w końcu układać jak najlepiej. Jednak czy wszystkie drzwi dzielące Marcelego i jego przeszłość można tak łatwo zamknąć? Czy może jednak któreś pozostaną otwarte?

Marta Maciaszek wykreowała mocno zarysowany świat Anglii lat 60. i ucieczki z kraju za lepszym życiem i przysłowiowym kieliszkiem chleba. Główny bohater jest zagubiony w otaczającym go świecie i ma problem, by w jakikolwiek sposób się w nim odnaleźć. Pozostawiony sam sobie musi stawić czoła wszystkim problemom, które spadły na niego po opuszczeniu więzienia. Boi się odpowiedzialności za drugą osobę, a sam związek z Emilie wydaje mu się tak nierealny, że postanawia zmienić swoją tożsamość. Nie ma przed nim żadnych perspektyw, jest byłym więźniem, bez pracy, pieniędzy, rodziny, znajomych, więc ciągłe myśli, iż kobieta tak cudowna, z dobrego domu, w żaden sposób nie będzie chciała dzielić z nim życia. Ma on jednak w sobie cień nadziei, ogrom wyobraźni i ciepło, które sprawiają, że postanawia walczyć o lepsze jutro dla siebie i swojej ukochanej. Ukochana głównego bohatera jest przeuroczą i ciepłą osobą, swoistym plastrem na rany byłego straumatyzowanego więźnia. Jednak demony przeszłości i niesprzyjający los kładzie im pod nogi coraz więcej kłód, które sprawiają, że muszą zmagać się z rosnącą liczbą problemów.

Jeśli ktoś szuka tutaj swoistego studium osobowości pełnej traum i wewnętrznych rozterek, nie zawiedzie się. Książka trzyma w napięciu do ostatniej strony, jednak nazywanie jej mianem powieści sensacyjnej jest troszeczkę na wyrost. Ja osobiście określiłabym ją jako obyczajówkę z mocnym wątkiem psychologicznym, ponieważ bardzo dużo tutaj monologu wewnętrznego Marcelego i jego ciągłych rozterek. Czasami wręcz zastanawiałam się, czy przedstawiane wydarzenia mają miejsce w rzeczywistości, czy może jednak wszystko dzieje się jedynie w głowie bohatera. Kiedy Marceli w końcu odnajduje Emilie, wydaje się, że wszystko w jego życiu zmierza ku lepszemu. Książka ta jest więc dla czytelnika nadzieją, dzięki której jesteśmy w stanie uwierzyć, że jutro może być lepsze. Autorka tak kieruje fabułą, że akcja stopniowo narasta, czytelnik nie ma szansy na jakąkolwiek stagnację, a emocje wraz z kolejnymi przeczytanymi stronami wciąż rosną. Polecam ją naprawdę każdemu, kto choć raz zastanawiał się nad swoim życiem i wydawało mu się ono zbyt ciężkie, by móc je dalej dźwigać. Ta opowieść wzrusza, daje nadzieję i umacnia nas w przekonaniu, że po każdej burzy wychodzi słońce, a przeszłość da się oddzielić grubą kreską i zacząć wszystko od nowa.

Marcelina Nalborczyk
(marcelina.nalborczyk@dlalejdis.pl)

Marta Maciaszek, „Otwarte drzwi”, Gdynia, Wydawnictwo Novae Res, 2019




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat