„Piękna miłość” – recenzja

Recenzja książki „Piękna miłość”.
„Prawdziwa miłość to szara codzienność.

Taka prozaicznie przyziemna, kiedy odrzuca się własne wyobrażenia i oczekiwania, a odkrywa zwykłego człowieka, który ma swoje wady, zalety, kompleksy, przyzwyczajenia.

I kiedy pomimo wszystko nie wyobrażasz sobie bez niego nawet dnia, to właśnie jest piękna miłość.” To właśnie takie uczucie połączyło naszych książkowych bohaterów.

Basia to odrobinkę zakręcona, ale też ciepła i życzliwa osóbka, która na co dzień prowadzi biuro nieruchomości. Mogłoby się wydawać, że taki zawód pasuje do chudej jak tyczka kobiety, która chodzi w ołówkowych spódnicach i nienagannym makijażu; która zanurzona w świecie liczb nie ma czasu na miłosne uniesienia. Ale nie w przypadku Baśki, która, jak mi się wydaje, jest ewenementem w swoim fachu. Dziewczyna ciągle chodzi z głową w chmurach, ma odrobinę ciałka i większą miłością od luźnych dżinsów darzy jedynie swojego męża – Michała – oddanego żołnierza i wyśmienitego kucharza.

Para jest w sobie zakochana do nieprzytomności. To jest właśnie piękna miłość – taka, którą chciałby przeżyć każdy z nas; taka, która jest obiektem zazdrości i plotek innych i wreszcie taka, która nigdy się nie kończy. Basia i Michał – jak każde małżeństwo – mają wiele planów na przyszłość. Chcą mieć dzieci, psa, siedlisko pod gwiazdami na bajecznych Mazurach. Gdy Michał wyjeżdża na misję do Afganistanu, dziewczyna zaczyna czuć bliżej nieokreślony lęk, który przeobraża się w śmierć. Śmierć, która ma twarz i głos dowódcy z jednostki męża. Czy kobiecie uda się przetrwać ten ciężki czas? Czy miłość rzeczywiście jest silniejsza od śmierci?

Moi drodzy! Jeżeli chcecie przeczytać powieść Wioletty Sawickiej nie radzę wam zabierać się do tego z marszu, a nie daj Boże, gdzieś w komunikacji miejskiej lub miejscu publicznym, gdyż skończycie tak jak ja – z rozmazanym makijażem, kołtunem na włosach i wyrazem „pomóżcie” wymalowanym na twarzy, co zresztą wzbudziło powszechne zdumienie, a nawet zainteresowanie ze strony strażników miejskich. Do „Pięknej miłości” trzeba zabrać się pięknie – w posprzątanym pokoju, ukochanym szlafroczku oraz mnóstwem chusteczek i czekoladą na podorędziu (o ile lubicie zajadać smutki).

Już dawno nie trzymałam w rękach tak emocjonującego dzieła. Czytając, miałam wrażenie, że uczucia „wylewają” się z każdej strony; czułam tych bohaterów - razem z nimi smuciłam i śmiałam się; kochałam i cierpiałam. Naprawdę. Dzięki tej powieści zrozumiałam, czym jest dogłębna lektura. Naprawdę można się zżyć z postaciami z książki. Co więcej można za nimi tęsknić. Kto wie? Może autorka dopisze kolejne jej części jak to było w przypadku „Wyjdziesz za mnie kotku?”. Bardzo na to liczę.

Cóż jeszcze mogę dodać? Może to, że powiedzieć o tej książce, że jest piękna, wzruszająca, cudowna, niesamowita to jak… nic nie powiedzieć. Tę powieść trzeba po prostu przeżyć. Przeżyć jak pierwszy pocałunek, jak platoniczną miłość, jak kaca po długiej i zakrapianej imprezie. Przeżyć i zapamiętać, że miłość to nie tylko fajerwerki, szaleńczy seks i świetlane marzenia, ale miłość to „iść razem za rękę przez życie. Czasem przez błoto, pod górę, pod wiatr, w słońcu i w deszczu. Razem zyskiwać i tracić. Upadać i wstawać. Błądzić i wybaczać. Nie mieć nic, a mieć wszystko.”

Aleksandra Kantorczyk
(aleksandra.kantorczyk@dlalejdis.pl)

Wioletta Sawicka, „Piękna miłość”, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa, 2019 r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat