„Szukając diagnozy” – recenzja

Recenzja książki „Szukając diagnozy”.
Interesują Cię ciekawostki ze świata medycyny? „Szukając diagnozy” to pozycja stworzona z myślą o Tobie. Zawiera mnóstwo krótkich, nietypowych opisów przypadków.

Czym jest książka „Szukając diagnozy”? Według opisu widocznego na okładce to: „Najlepsze felietony z rubryki Diagnosis »The New York Times Magazine«, która inspirowała twórców serialu Dr House”. Informacja mówi nam, że książka jest zbiorem felietonów. I że czyimś zdaniem – prawdopodobnie Lisy Sanders bądź jej wydawcy – są „najlepsze”. Dodatkowo wykorzystano popularność niegdyś uwielbianego i oglądanego na całym świecie serialu „Dr House”, choć w zdaniu nie ma mowy o tym, że choć jeden felieton zainspirował jego twórców. Mamy też kolejny lep na muchy: duże logo Netflixa, jako że książka posłużyła do nakręcenia serialu przez tę platformę. Ot, tyle wiemy na początek.

Przyzwyczaiłam się do pewnych cech felietonów, wśród których znajdują się humor czy ironia. Cechy owe nie pasują do ludzkich nieszczęść i chorób, czasem nawet śmierci, więc felietony w książce „Szukając diagnozy” są ich pozbawione. Z tego powodu na potrzeby własne określam krótkie utwory autorstwa Sanders „zgrabnymi opisami przypadków medycznych”. Nie zaprzeczam bowiem, że są napisane poprawnie, interesująco i na tyle laicko, by zrozumiał je czytelnik nieposiadający wiedzy medycznej. Po prostu nie mają – i nigdy mieć nie miały – pazura.

„Szukając diagnozy” dzieli się na osiem części, a w każdej znajduje się kilka opisów przypadków. Wszystkie w danym dziale wychodzą od tego samego, potencjalnie niegroźnego objawu: bólu głowy, wysypki czy osłabienia organizmu. Zawsze jednak okazuje się, że wstępna diagnoza – czasem kilka – była błędna, a zwłoka mogła doprowadzić – czasem doprowadzała – do śmierci bądź trwałego uszczerbku zdrowia. I nie chodzi o błąd lekarski ani zlekceważenie pacjenta. Skomplikowane, niecodzienne historie uświadamiają czytelnikom, jak trudne bywa leczenie chorób i jak wielką funkcję odgrywa współpraca pacjenta i jego bliskich z lekarzem. Czasem o postawieniu poprawnej diagnozy przesądza drobiazg, który wydawał się zbyt błahy, by wspomnieć o nim wcześniej.

Z uwagi na liczbę opisów przypadków, zróżnicowanie diagnoz i interesujące przebiegi chorób książkę Sanders uważam za dobrą pozycję dla osób zainteresowanych ciekawostkami medycznymi. Jednocześnie sądzę, że dla zwykłego czytelnika treści może być za dużo. Ja już w połowie czułam lekkie zmęczenie. I bynajmniej nie chodzi o samą długość tekstu. Parę miesięcy temu przeczytałam i zrecenzowałam dla portalu dlaLejdis.pl dość dużą i grubą książkę „Dziesięć leków, które ukształtowały medycynę”. Uznałam ją za bardzo (!) interesującą, a do tego wyniosłam z niej ogrom wiedzy. (Stała się częścią domowej biblioteczki). Z kolei „Szukając diagnozy” to tylko opisy konkretów i rzadkich sytuacji, których nie zastosujemy w codzienności ani dzięki którym nie zdobędziemy wiedzy ogólnej. Z tej przyczyny książkę Sanders pozostawiam medycznym fanom.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Lisa Sanders, Szukając diagnozy, Kraków, Insignis Media, 2020




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat