„Zakupy w PRL. W kolejce po wszystko” – recenzja

Recenzja książki „Zakupy w PRL. W kolejce po wszystko”.
„Jestem niby drugi, ale jestem już cały tydzień drugi”

Dwa lata temu miałam przyjemność recenzować książkę „Sex, disco i kasety video. Polska lat 90.”, a teraz jej twórca Wojciech Przylipiak zerka w jeszcze dalszą przeszłość, prezentując „Zakupy w PRL. W kolejce po wszystko”. Tych czasów, co prawda, nie pamiętam, ale, jak pisałam, oceniając „Chcesz cukierka? Idź do Gierka”, charakterystyczne dla niej elementy codzienności nie rozpadły się nagle w proch i pył 1 stycznia 1990 roku. Wciąż mogą być znajome i darzone sentymentem przez kolejne pokolenie/a. Dla mnie czymś takim są chociażby lampki choinkowe, które, niestety, kilka lat temu popsuły się na dobre i fakt, że już nie zawisną na choince, zawsze sprawia, że mimo innych ozdób czegoś jej brakuje.

Tym razem rozmówcami autora są osoby z obu stron lady, w przypadku straganów i bazarów – stoiska, a giełd samochodowych – wypchanej pieniędzmi walizki. Zawsze wywracałam oczami przy filmowych scenach, w których jakaś szycha wyciąga neseser z równo ułożonymi banknotami. Jak się okazuje, w Polsce w PRL-u, takim szychą był każdy, kto po prostu chciał sobie kupić „nowe” auto albo coś o większej wartości.

Problemem tamtych czasów była zaburzona równowaga między podażą i popytem niemalże w każdym aspekcie życia. Zaspokojenie podstawowych potrzeb wymagało więc albo ogromnej cierpliwości i przyzwyczajenia do długich kolejek wcale niegwarantujących zakupu, pracochłonnego „zrób sobie sam” lub też doskonalenia kombinatorstwa alpejskiego. Przykładem tego ostatniego jest chociażby historia ciężarnej ekspedientki, dla której szefowa zwędziła wanienkę po śledziach z ciężarówki dostawcy.

Książka pełna jest opowieści o czasach trudnych, ale niepozbawionych silnych więzi międzyludzkich, pasji, jaśniejszych barw i humoru. Autor co rusz podrzuca nam żarty, teksty piosenek, czy slogany reklamowe. Te ostatnie śmieszą nie tylko samym tekstem („Piękna cera, wygląd zdrowy, a zasługą? Krem żółwiowy”), ale podwójnie, gdy zdajemy sobie sprawę, że niekoniecznie było, co reklamować, a jednak ktoś gdzieś kiedyś głowił się nad ich ułożeniem i wziął za to kilkanaście tysięcy złotych. Co ciekawe, jeden z przytoczonych listów do redakcji magazynu „Veto” (to zdecydowanie moja ulubiona część tej pozycji) z 1987 roku wspomina o sprzedaży płynu Ludwik do własnych opakowań. Takie rozwiązanie teraz byłoby widziane głównie jako proekologiczna inicjatywa mająca na celu redukcję śmieci, a wtedy ze względu na niedobór opakowań było po prostu tańsze i dostępniejsze dla klienta. Ta sama idea, a jakże inne skłaniające ku niej realia.

„Zakupy w PRL…” są podzielone na siedem rozdziałów, wstęp, podziękowania, przypisy, bibliografię i źródła wykorzystanych zdjęć, a tych jest naprawdę dużo. Okładka, tak ja i wnętrze, pogrywa ze zderzeniem dwóch wizji epoki – stereotypową szarzyzną (czarno-białe zdjęcie kiosku) i żywymi, intensywnymi kolorami. Na jej wewnętrznej stronie i skrzydełkach znajdują się urocze kartki na „Wciągającą lekturę”, „Dawkę wspomnień”, „Fascynujące historie” i „Nową wiedzę”. Kiedyś wiele z nich trzeba by wykorzystać, kupując „Zakupy…”, a teraz mamy kilka w cenie jednej. Do skorzystania z tej wyjątkowej promocji i to bez kolejki zachęcam wszystkich niezdecydowanych.

Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)

Wojciech Przylipiak, „Zakupy w PRL. W kolejce po wszystko”, Wydawnictwo MUZA SA, Warszawa, 2023r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat