„Eine kleine trup” – recenzja

Recenzja książki „Eine kleine trup”.
Kontynuacja przygód grubego, nieśmiałego flecisty Amadeusza Wagnera. Po otrzymaniu przymusowego urlopu wraca do rodzinnego miasta i mamusi, a tam kartacze, gołąbki, pierożki i… kolejny trup!

Znasz Olgę Warykowską? Jeśli tak – piątka! Jeśli nie, mam nadzieję, że po przeczytaniu recenzji zechcesz poznać. To pisarka dopiero stawiająca pierwsze kroki na rynku wydawniczym. W 2018 roku pojawiła się cyfrowa wersja jej debiutanckiej powieści „Cztery pory śmierci”. Lekko ponad rok później ukazało się wydanie papierowe pod nadzorem Novae Res. Po kolejnym roku do księgarni trafiła druga część, „Eine kleine trup”. Wnioskując po finale najnowszej powieści, fanów serii komedii kryminalnych za rok czeka trzecia.

Jak pewne zauważyłaś, książki Warykowskiej noszą tytuły zainspirowane muzyką klasyczną. Nic dziwnego, skoro głównym bohaterem jest Amadeusz Wagner – otyły, nieśmiały, wiecznie głodny i zakochany w swej mamusi flecista z Filharmonii Wrocławskiej. Warto też wspomnieć, że sama autorka jest zawodowo związana z muzyką. Pracowała w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu na stanowisku producenta muzycznego. Wróćmy jednak do Amadeusza. W związku ze wścibianiem nosa w nie swoje sprawy i odkryciem przekrętów w filharmonii pod koniec „Czterech pór śmierci” został wysłany na obowiązkowy urlop. „Eine kleine trup” zaczyna się więc od powrotu flecisty do rodzinnego domu na Podlasiu, gdzie z toną jedzenia czeka na niego mamusia. Należy położyć szczególny nacisk właśnie na jedzenie, ponieważ myślenie o nim, przygotowywanie go i konsumowanie stanowi ogromną część książki i jeden z najzabawniejszych wątków. Mało tego, kiedy Amadeusz wpada na nowy trop kryminalny albo ma dobre przeczucie, daje mu o tym znać… burczący brzuch.

„Eine kleine trup” dzieli główne cechy z pierwszą częścią komediowej serii. Mimo ciężaru głównego bohatera powieść jest lekka jak piórko, sympatyczna, zabawna. Czyta się ją błyskawicznie. Amadeusz ani mamusia nie wzbudzają pozytywnych uczuć. Ba! W całej historii trudno znaleźć postać, z którą można by się utożsamić. A jednak podążanie za fabułą to czysta przyjemność. Warykowska umiejętnie wplotła wątek kryminalny pomiędzy jakże ważne jedzenie i problemy towarzysko-matrymonialne flecisty. Odgadnięcie, kto odpowiada za śmierć jednej z postaci – nie zdradzę której, żeby nie zepsuć ci zabawy - wcale nie jest łatwe. Co rusz pojawia się coś zaskakującego.

Amadeusz po raz kolejny daje się poznać jako piekielnie irytujący i pierdołowaty. Ależ denerwowały mnie jego podporządkowanie mamusi i świętoszkowatość! Dziwię się, że przy tak jednoznacznej niechęci do pierwszoplanowej postaci bawiłam się podczas lektury doskonale. Warykowska ma dar tworzenia historii, które są dobre „pomimo” drobnych… nawet nie mogę napisać, że niedociągnięć. Charakter głównego bohatera nie jest błędem autorki, tylko celowym zabiegiem i jeszcze jednym elementem humorystycznym. W efekcie „Eine kleine trup” to doskonała komedia kryminalna, która funduje mnóstwo różnych emocji, a do tego zaskakuje kryminalnym finałem. Nie mogę się doczekać części trzeciej!

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Olga Warykowska, „Eine kleine trup”, Gdynia, Novae Res, 2020




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat