„Krystyno, nie denerwuj matki” – recenzja

Recenzja książki „Krystyno, nie denerwuj matki”.
Jesteś matką? Żoną? Kobietą? Dziewczyną? A może po prostu osobą, która uczy się wrzucać na luz i cieszyć z niedoskonałości życia? Ta książka jest dla Ciebie!

Michalina Grzesiak, autorka zwariowanej autobiografii pt. „Krystyno, nie denerwuj matki”, to zwykła-niezwykła kobieta, której nie możecie znać z literackiego świata. Innymi słowy: ta książka jest jej debiutem. Nie oznacza to jednak, że nazwisko lub tytuł nie mogły obić wam się o uszy. Jeśli jesteście przekonani, że gdzieś już je widzieliście... macie absolutną rację. Najprawdopodobniej trafiliście na nie w sieci.

Grzesiak prowadzi bloga, którego nazwa brzmi tak samo, jak tytuł pierwszej – i oby nie ostatniej! – książki. Autorka pisze na nim o swoim życiu, przemyśleniach, przekonaniach. O tym samym zresztą traktuje autobiografia. Pełno w niej rzeczy poważnych, ale potraktowanych z przymrużeniem oka. Kryzysów zagłuszonych śmiechem. Rozstań i powrotów, które zszywały dwa uparte, acz kochające się ciała grubymi nićmi. Nie milusimi i różowymi, ale też nie gryzącą dratwą.

Czytając „Krystyno, nie denerwuj matki”, nie zazdrościłam autorce życia. Stres, wyrzeczenia, jeżdżenie w tę i z powrotem, zarobkowe rozstania z mężem. Do tego dwie ciąże, gazy, spuchnięte nogi i jedzenie batoników ukradkiem w łazience, żeby nikt się nie zorientował. Jednocześnie wszystko to – cały ten nieogarnięty kosmos – sprawił, że bawiłam się lepiej, niż przy jakiejkolwiek fikcyjnej komedii. Chłonęłam treść i kochałam każde zdanie. Lekki styl, ogromny dystans oraz zwisające, rozciągające się z każdym rozdziałem jaja – dosłownie i w przenośni – idealnie wpasowały się w moje poczucie humoru i podejście do życia.

Książka Grzesiak udowadnia, albo po prostu potwierdza, że w blogosferze wciąż jeszcze da się – a nawet powinno! – zrobić coś... może nie zaraz nowatorskiego, ale w całym tym oklepaniu i powielaniu tematów zupełnie świeżego i niepowtarzalnego. Były już rozprawy związkowe? Były. Były strony parentingowe? Były. Pamiętniki i zapisy przemyśleń były? No przecież też były. Ale nie takie. Nie pisane z tak cudownymi lekkością i poprawnością językową, luzem oraz humorem.

Jaki zatem werdykt? Cóż... dla mnie „Krystyno, nie denerwuj matki” to bomba. Wy zaś, jeśli wciąż się wahacie i zastanawiacie, czy literatura godna jest poświęcenia czasu, zajrzyjcie na bloga autorki. Jestem niemal pewna, że skoro już trafiliście na tę recenzję, nie był to przypadek i „niestety” zostaliście zainfekowani i skazani na dobrą zabawę podczas lektury. Tego zresztą wam życzę.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Michalina Grzesiak, Krystyno, nie denerwuj matki, Poznań, Czwarta Strona, 2017




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat