„Księżniczka” – recenzja

Recenzja książki „Księżniczka”.
Opowieść o tym, że świat… nie, że ludzie (!) bywają okrutni. O tym, że najbliżsi nie zawsze tworzą azyl, a odwracanie wzroku stanowi popularny sposób unikania problemów.

Wydarzenia z przeszłości, lecz wcale nie tak odległej, dla wielu żyjących ludzi wciąż namacalnej. Czasy socjalizmu. Wznoszona z błota i odpadków przywożonych z innych miast Nowa Huta. To tam mieszka rodzina szanowanego – choć koniec końców chyba tylko w swoim odczuciu – inżyniera i budowniczego. Starego pijaka i okrutnika, który znęca się nad bliskimi. Który poniża i bije żonę, a potem pod osłoną nocy przychodzi do córki: swojej „księżniczki”.

Powieść Lucyny Olejniczak to historia opowiedziana przez ostatnią z wymienionych wyżej postaci, czyli tytułową „księżniczkę” tatusia. Opowieść dzieli się pomiędzy czas przeszły i obecny. Wydarzenia widziane oczami małej Lenki mieszają się z przeżyciami dorosłej Leny, emocjonalnie wcale nie tak dalekiej od dziewczynki, którą była. Wciąż towarzyszy jej strach. Nie żal, nie smutek, nie złość – czysty strach.

Sięgając po „Księżniczkę”, spodziewałam się, że będzie to trzecia z rzędu powieść o alkoholizmie. Szybko jednak zorientowałam się, że problem z piciem stanowi jedynie wisienkę na torcie ogromu problemów, z którymi zmaga się główna bohaterka. Gdyby tylko tato pił i bił, Lenka żyłaby jak inne dzieci z bloku czy szkoły. Tak bowiem wyglądało „socjalistyczne wychowanie”, jak wciąż powtarzali dorośli. Niestety ojciec dziewczyny pozwalał sobie na dużo więcej. Bardzo smuciły mnie opisy, gdy przychodził w nocy do jej łóżka, a ona momentalnie się odcinała, przenosząc myśli do innej krainy. Opuszczała ciało, by nie uczestniczyć w tym, co z nią robił.

„Księżniczka” to powieść straszna i poruszająca – ale jednocześnie bardzo dobra! – na wielu wymiarach. Socjalizm nikogo nie rozpieszczał, jednak można było szukać oparcia w bliskich czy sąsiadach. Nie w tym wypadku. O problemie Lenki wiedziało wiele osób, jednak każdy wolał odwracać wzrok. Z matką na czele. Początkowo smutna sytuacja z biegiem fabuły zaczęła mnie złościć. Z jednej strony rozumiem, że zastraszana przez całe życie Lena przybrała pozę uległości i nie potrafiła się przeciwstawić. Z drugiej miałam ochotę krzyczeć, żeby nie wracała do domu, bo nikomu nie jest niczego winna. A już na pewno nie rodzicom: zapitemu katowi-pedofilowi i matce, która przyzwalała na wszystko, byle utrzymać obraz porządnej rodziny w oczach sąsiadów.

Lubię, kiedy książki wywołują we mnie silne emocje nie z uwagi na kiepski warsztat pisarza, lecz poruszającą fabułę. Olejniczak się to udało, dlatego lekturę „Księżniczki” polecam.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Lucyna Olejniczak, „Księżniczka”, Warszawa, Prószyński i S-ka, 2019 r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat