„Kurator” – recenzja

Recenzja książki „Kurator”.
Oto historia mężczyzny, bezgranicznej samotności, narastającej obsesji i nowego, niezaznanego mu dotąd uczucia - miłości.

Rok, może dwa lata temu, miałam przyjemność rozmawiać z właścicielem jednego z polskich wydawnictw. Opowiadał mi o nieciekawej sytuacji, w jakiej znajdują się współcześni polscy pisarze. „Powiedz mi, jeśli masz do wyboru dwie książki o podobnej tematyce, wybierzesz tę polską czy zagraniczną?” - zapytał. Zdałam sobie wtedy sprawę, że odpowiedź jest oczywista i nie wymaga nawet chwili namysłu. Wróciwszy do domu spojrzałam na moją biblioteczkę, rozpaczliwie szukając polsko brzmiących nazwisk. Przy pięciu uginających się od lektur półkach, znalazłam zaledwie kilka. Tyle, że do policzenia ich wystarczyły mi palce obu dłoni. Gdzieś tam w środku poczułam smutek. Jak to jest, że współcześnie wolimy to, co z zagranicy? Czy wszystko, co ojczyste, skazane jest na porażkę? I dlaczego właściwie tak jest? Odpowiedź na to pytanie przyszła dość szybko, przejrzałam bowiem ofertę najbliższej księgarni, widząc masę podobnych, dość infantylnych opisów. Wtedy to wzięłam sobie za punkt honoru znaleźć takie perły polskiej literatury, by raz na zawsze udowodnić - i  sobie, i innym - że to, co nasze, wcale nie musi być, i nie jest, gorsze.

Do pisania tej recenzji zasiadłam z ogromną przyjemnością, jako że w ostatnim czasie zdarzyło mi się przeczytać parę polskich dzieł, a każde z nich wywarło na mnie spore wrażenie. Dziś na tapecie mamy książkę „KuratorZbigniewa Kruszyńskiego, zdającą się być czymś w rodzaju pamiętnika starszego mężczyzny, borykającego się z problemami, które poznajemy wraz z kolejnymi stronami. Nie będę jednak opisywać, co i jak się w niej dzieje, gdyż każdy opis byłby krzywdzący i nieadekwatny. Powieść jest bowiem fragmentem życia, realnym aż do bólu, a do tego tak szczerym, że aż ciężko uwierzyć, iż jest to wyłącznie literacka fikcja (naprawdę chcę wierzyć, że jednak nie). Nie znajdujemy w niej rozdziałów, żadnych obiektywnych opisów świata, żadnych dygresji czy ozdobników. Wszystko, co widzimy - a słowa tego używam nie przypadkowo, gdyż czytając, naprawdę da się każdą z sytuacji zobaczyć - przedstawione zostaje z punktu widzenia bohatera. Patrzymy jego oczami, słuchamy jego uszami i myślimy jego głową. Sam mężczyzna gubi się, raz mówiąc o sobie w pierwszej osobie, raz w trzeciej. Zabieg ten uzmysławia czytelnikowi, jak wiele dystansu, ale i pogardy do samego siebie, ma ów człowiek. Dobrze wie, że jego życie jest bezcelowe, że niczego nie osiągnął, że jest ludzkim pasożytem. Przez ponad dwieście stron nie przekonał mnie, że warto go polubić, ale także nie sprawił, bym go znienawidziła. Ciężko opowiedzieć się po którejkolwiek ze stron. Mężczyzna jest zimny, wyrachowany i cyniczny, ale jednocześnie słaby, bezbronny i żałosny. Szczerze wątpię, by przekonał do siebie kogokolwiek, ale równie mocno wierzę, że nie pozostawiłby nikogo obojętnym.

Czytanie „Kuratora” to ogromna przyjemność. Kiedy rozpoczęłam przygodę z lekturą, wprost nie mogłam się od niej oderwać. Bohater okazał się mieszkańcem Wrocławia, przechadzającym się jego ulicami, śledzącym nieznajome kobiety, odwiedzającym różnorakie lokale z alkoholami. Sama jestem wrocławianką, przez co z łatwością odtwarzałam w swojej głowie przedstawiane mapki. Zastanawiałam się, czy podczas jednej z tych wędrówek czasem mnie nie widział. Do tego zakończenie, którego naturalnie nie zdradzę, bardzo mnie zszokowało, przy okazji wyciskając z oczu parę łez. Powieść Kruszyńskiego jest dramatem w pełnym tego słowa znaczeniu - dramatem człowieka, który nie wie, kim jest i co ma ze sobą zrobić. Żyje w hermetycznym świecie, z którego próbuje wyrwać się poprzez erotyczne portale internetowe. Brakuje mu w zasadzie wszystkiego, poza pieniędzmi. Ale pieniądze nie oferują miłości, nie dają ciepła, nie przygotują kawy o poranku.

Jeśli więc, podobnie jak ja, wierzycie w polską literaturę albo gorąco pragniecie w nią uwierzyć, „Kurator” jest pozycją obowiązkową, która bezzwłocznie powinna się pojawić na waszej liście. Dodatkowo, jeśli jesteście wrażliwe i współczujecie ludziom, którym brakuje w życiu ciepła, przy tytule, w nawiasie, możecie dopisać sobie „zakup paczki chusteczek”. Gwarantuję, że sięgając po książkę Kruszyńskiego nie pożałujecie wyboru, a po nim z chęcią poszerzycie swoje domowe biblioteczki o kolejnych polskich autorów. Bo, jak się szczęśliwie okazuje, warto.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Zbigniew Kruszyński, „Kurator”, Warszawa, Wydawnictwo W.A.B., 2014




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat